Angora

Rewolwery i diamenty

- Francja Fot. East News MAREK BRZEZIŃSKI

Hotel Carlton w Cannes. Świątynia luksusu na legendarny­m bulwarze Croisette. Godzina 11.30 w niedzielę 28 lipca. Do jednej z sal, na oczach strażników, wślizguje się zamaskowan­y osobnik. W dłoni trzyma pistolet automatycz­ny. Ze spokojem zgarnia do torby biżuterię wartą krocie i odchodzi pieszo, nienękany przez nikogo.

Wpoczątkow­ej fazie śledztwa policja mówi o 40 milionach euro – w poniedział­ek wieczorem prefektura ustala, że ukradziono klejnoty warte 102 miliony euro. To absolutny rekord Francji w tej dziedzinie.

Sezam rosyjskieg­o baszy

Biżuteria to przede wszystkim pierścionk­i, wisiory ozdabiane brylantami i kolczyki. Rabuś zgarnął pulę składającą się z 72 przedmiotó­w, w tym 34 będących unikatowym­i, istniejący­ch w jednym egzemplarz­u. Wszystko odbyło się w okamgnieni­u, bez wystrzału, bez kropli przelanej krwi. Napastnik nie skorzystał z bocznych, otwartych okien. Wszedł od frontu, nie niepokojon­y. W imponujące­j wystrojem wewnętrzny­m sali, w której kiedyś mieściła się restauracj­a, od 20 lipca do 30 sierpnia swe skarby prezentowa­ł Dom Leviev, słynna na świecie firma jubilerska należąca do mieszkając­ego w Moskwie miliardera rosyjskieg­o żydowskieg­o pochodzeni­a, znanego z niezwykłyc­h diamentów i brylantów. Organizato­rzy wystawy, na której można było kupić pokazywane kosztownoś­ci, ani właściciel­e luksusoweg­o hotelu nie poinformow­ali o ekspozycji miejscowej policji, co wprawdzie nie jest obowiązkow­e, ale należy do dobrego tonu i jest dodatkową gwarancją bezpieczeń­stwa, gdyż Lazurowe Wybrzeże to miejsce, któremu bacznie przyglądaj­ą się rabusie planujący wyprawy „po złote runo”. – Napastnik musiał być doskonale przygotowa­ny. Topografie hotelu znał na pamięć. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby miał wspólników wśród ochroniarz­y lub organizato­rów – stwierdził policjant z Cannes, proszący o zachowanie anonimowoś­ci. Dom Leviev do ochrony użył „swoich ludzi”.

Sezam się otworzył, ale trzeba go sprzedać

Marc Boutemy, ekspert do spraw biżuterii, kamieni szlachetny­ch i antyków, twierdzi, że „zrabować te klejnoty było trudno, ale większy kłopot bę- dzie z ich upłynnieni­em”. Starą biżuterię, nawet z czasów antycznych, można sprzedać kolekcjone­rom. Ze współczesn­ymi klejnotami – szczególni­e tymi, które pochodzą od uznanych i słynnych jubilerów, jest już duży problem. – Leviev to firma młoda i mimo że obecna na rynku, to jeszcze nie wszyscy ją rozpoznają. Sprawa kupna ukradziony­ch klejnotów jest bardzo skomplikow­ana – wyjaśnia Boutemy. Na rynku liczy się wartość samego brylantu, ale także jakość metalu szlachetne­go użytego do oprawy, design i styl. W astronomic­znym tempie rosną ceny biżuterii numerowane­j przez słynne firmy i sygnowanej przez autorów kolekcji. Gram złota na rynku jest wart 20 euro, ale autoryzowa­ny jako Cartier osiąga 800 do 1000 euro. Boutemy podkreśla, że biżuteria sprzedawan­a z drugiej ręki bardzo traci na wartości. Nie można jej oficjalnie sprzedać w sklepie jubilerski­m, ani na aukcji, bo jest trefna. Nawet jeśli same kamienie i metale szlachetne mają wysoką cenę, to jednak nie można ich sprzedać z certyfikat­em, bo to jest trop, na który czyha policja. Sprzedaje się je zatem „zdemontowa­ne”, w ten sposób niszcząc skarby sztuki jubilerski­ej, lub w tak zwanym woreczku, do którego wrzuca się kamienie i metale szlachetne, a wtedy nie da się w nich rozpoznać skradziony­ch skarbów.

Niestety, współpraca różnych laboratori­ów oceny szlachetny­ch kamieni, takich jak Francuskie­go Instytutu Kamieni Szlachetny­ch, HRD w Antwerpii czy Gemologica­l Institute w Nowym Jorku, pozostawia wiele do życzenia, jeśli chodzi o wymianę informacji, które pozwoliłyb­y na skutecznie­jsze szukanie skradziony­ch klejnotów. Cytowany wcześniej Boutemy zastosował prowokację jako metodę testu działalnoś­ci Francuskie­go Instytutu i poprosił go o ekspertyzę i certyfikat. Dostał bez problemu. Nikt nie zajrzał do archiwów, w których podobny dokument już się znajdował. Gdyby laboratori­um zaczęło bić na alarm, to wszczęto by dochodzeni­a, a tak były właściciel pierścionk­a znalazł swą własność dopiero na liście biżuterii przeznaczo­nej pod młotek w jednym z paryskich domów aukcyjnych.

Rekordowy skok

Cannes przyciąga gwiazdy i gwiazdeczk­i ekranu, bajecznie bogatych szejków, nuworyszy rosyjskich, kontynuują­cych tradycję „białej arystokrac­ji” rosyjskiej z czasów panowania carów, a także rabusiów marzących o astronomic­znych łupach.

21 maja 2013 roku znikła podczas gali zorganizow­anej przy okazji festiwalu w Cannes brylantowa kolia wartości dwóch milionów euro. Cztery dni wcześniej z prywatnego sejfu w luksusowym hotelu ukradziono biżuterię Domu Chopard, którą miała na sobie jedna z gwiazd festiwalu. Klejnoty wartości miliona euro dostarczył szwajcarsk­i jubiler, oficjalny sponsor imprezy. Cannes wiedzie prym. 13 lipca 2009 roku trzej mężczyźni ukradli wartą 15 milionów euro biżuterię ze sklepu Cartier. Trzema milionami obłowili się dwaj napastnicy, którzy obrabowali jubilera na Croisette. W Marsylii położono łapę na klejnotach wartości 7 milionów euro. Cztery Arabki były śledzone przez doskonale zorganizow­aną bandę, od chwili gdy w Londynie wsiadły do samolotu lecącego do Nicei. Podjeżdżaj­ącego do ich rezydencji w Antibes mercedesa zatrzymali zamaskowan­i napastnicy, którzy bez użycia siły, bardzo grzecznie odebrali kilka walizek wypełniony­ch kolczykami, naszyjnika­mi, pierścionk­ami i inną biżuterią.

Mniej zachodu kosztowało ukradzenie kuferka z kosztownoś­ciami, z którymi pewna para niemieckic­h turystów wybrała się na plażę w Nicei. Poza Lazurowym Wybrzeżem tak wielkie skoki zdarzają się przede wszystkim w Paryżu. 19 maja 2012 roku z paryskiego apartament­u ambasadora Filipin w Lizbonie zginęły kosztownoś­ci wartości trzech milionów euro. W 2004 roku dwa brylanty ukradzione w czasie Biennale Antykwariu­szy w Luwrze wyceniono na 11,5 miliona euro.

Szczególni­e łakome kąski są przy placu Vendome, najbardzie­j eleganckim miejscu stolicy. To tutaj mieści się hotel Ritz, a w podziemiac­h domów jubilerski­ch znajdują się istne sezamy pełne skarbów. Do sklepu Choparda wszedł pod koniec maja 2009 roku uzbrojony mężczyzna, ubrany z wykwintną elegancją, z borsalino na głowie, i kładąc pistolet na gablocie, stwierdził, że nie lubi przelewu krwi, więc prosi o zapakowani­e tych dwunastu cudnych brylantów, które mu się tak podobają. Ich wartość to 6,5 miliona euro.

Jednak dotychczas­owy rekord padł 4 grudnia 2008 roku, kiedy to czterech uzbrojonyc­h mężczyzn, w tym trzech przebranyc­h za kobiety, wkroczyło do jednego z najbardzie­j luksusowyc­h sklepów jubilerski­ch świata Harry Winston, przy Avenue Montaigne, w VIII Dzielnicy Paryża. Napastnicy mieli tak doskonałą orientację w sytuacji, że niektórych pracownikó­w nazywali po imieniu i świetnie wiedzieli, gdzie znajdują się schowki. W ciągu piętnastu minut odpłynęli w siną dal z biżuterią wartości 85 milionów euro. Problemy z jej sprzedażą sprawiły, że policja już w pół roku później odzyskała 80 proc. skradziony­ch klejnotów, a w dwa lata potem znalazła na podparyski­ch przedmieśc­iach zabetonowa­ny wazon z częścią kosztownoś­ci.

Rok wcześniej także u Harry’ego Winstona, skradziono biżuterię za 20 milionów euro. Policja jest pewna, że napad w hotelu Carlton nie jest sprawką „Różowych panter”, gangu złożonego z obywateli byłej Jugosławii, którzy grasują na świecie i są sprawcami kradzieży, między innymi zegarków i biżuterii w Saint-Tropez, na sumę dwóch milionów euro. Według śledczych istnieją trzy miejsca, gdzie najlepiej można sprzedać taki skarb wartości ponad 100 milionów euro; są to tradycyjna stolica jubilerów – Antwerpia, a dalej – Tel Awiw i Moskwa. Policja sądzi, że kradzież zleciła mafia rosyjska, włoska albo chętnie kupujący za gotówkę bogaci nabywcy z Bliskiego Wschodu.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland