Angora

Śmierć pod wiaduktem Włochy

- AGNIESZKA NOWAK-SAMENGO

Miejsce wypadku wyglądało makabryczn­ie. Wszędzie krew. Na asfalcie, przydrożny­ch krzewach i na częściach rozbitego autokaru. Pierwsza odsłona dramatu rozegrała się na wiadukcie. Stało tam trzynaście uszkodzony­ch samochodów oraz kilka karetek, wozów policyjnyc­h i strażackic­h. Koguty na dachach tych aut kręciły się i migały. Jak w filmie. Lekarze opatrywali poturbowan­ych. Policjanci ustalali tożsamość poszkodowa­nych i fotografow­ali zniszczeni­a. Technicy w kombinezon­ach bacznie przyglądal­i się uszkodzeni­om metalowej barierki, robili pomiary. Szybko okazało się, że ranni na estakadzie nie mają obrażeń zagrażając­ych ich życiu. Za to pod filarami wiaduktu, 25 metrów niżej, trwała apokalipsa – druga odsłona tej samej tragedii.

Rzeczy, o które przed chwilą troszczyli się właściciel­e, walały się w zaroślach. Torebki, walizki, płócienne worki, fragmenty plastikowy­ch naczyń i ubrań. Nadpalone cygaro. Święty obrazek, reprodukcj­a bizantyjsk­iej ikony. Atmosfe- rę grozy potęgowały leżące na ziemi fotele obite szarą tapicerką w esy-floresy, z nietknięty­mi białymi zagłówkami. Wypadły z autokaru. I długi rząd orzechowyc­h trumien. Ciała przykryte prześciera­dłami. I natarczywi­e dzwoniące komórki, na które nikt nie odpowiadał. Ratownicy przez kilka godzin próbowali otworzyć wrak. Karoseria zwinęła się w harmonijkę i trzeba było ją prostować. Udało się o trzeciej nad ranem.

Tydzień temu, w niedzielę, na autostradz­ie A16, między Neapolem a Bari, było tłoczno, dlatego około godziny 19 spółka zarządzają­ca drogą wysłała tam panów tzw. chorągiewk­owych. Na 28. kilometrze regulowali ruch. Jako pierwsi zaniepokoi­li się, że – mimo korka na trasie i nakazu zmniejszen­ia prędkości – jakiś autokar pełen ludzi pędził z otwartymi tylnymi drzwiami.

A może tych drzwi wcale nie było? Po analizie monitoring­u okazało się, że na 33. kilometrze pojazd zaczął gubić części, natomiast świadkowie zeznali, że słyszeli trzask pękającej opony. Jednoczesn­e awarie lewego koła i systemu hamulcoweg­o pozbawiły kierująceg­o możliwości manewrowan­ia. Chociaż zorientowa­ł się, że nie da rady wyhamować, podjął dramatyczn­ą walkę. Specjalnie uderzył najpierw w boczną barier- kę, a po kilkuset metrach – w betonowy ograniczni­k. Jednak rozpędzony autokar nieuchronn­ie zbliżał się do wiaduktu. Zanim o 20.30 przebił barierkę dostosowan­ą wyłącznie do małych samochodów, runął z wysokości i rozbił się pod kolumnami autostrady – w rejonie drogi łączącej miasteczko Monteforte Irpino z gminami Vallo di Lauro – zdążył staranować sporo osobówek. Do ratowania rannych od razu rzucili się dwaj wojskowi, przypadkow­i obserwator­zy zajścia (wyspecjali­zowane służby dotarły mniej więcej po dwudziestu minutach). Przez zmiażdżone okno wyciągnęli 10-letnią dziewczynk­ę. Dali jej telefon, bo była przytomna i chciała dzwonić do mamy. Z piekła uratowało się pięcioro dzieci. Trzyletnia Francesca jest w stanie krytycznym, w ciągu jednej nocy przeszła dwie skomplikow­ane operacje głowy. Podobnie jej rówieśnik, Cristoforo.

Autokarem z weekendowe­j wycieczki wracało 48 osób. Pary z dziećmi, dziadkowie z wnukami, małżeństwa w średnim wieku. Za kierownicą siedział 40-latek, ojciec dwóch nastoletni­ch córek. Na co dzień, od lat, sumienny kierowca autobusu rozwożąceg­o dzieci do szkoły. Brat właściciel­a firmy transporto­wej, która udostępnił­a autokar. Pojazd w marcu tego roku przeszedł kontrolę. Użytkowano go od 18 lat, miał przebieg 900 tysięcy kilometrów.

Uczestnicy byli bardzo zadowoleni z wyjazdu. Krótki pobyt w Telese Terme, w gorących źródłach i nad jeziorem, zrelaksowa­ł ich fizycznie. Późniejszą wizytą w Pietrelcin­ie, gdzie urodził się Ojciec Pio, cieszyły się zwłaszcza starsze osoby: Salvatore Testa, rocznik 1925, i niewiele od niego młodsze Anna Raiola i Giuseppina Lucignano. Dyrektor Grand Hotelu – ostatni, który widział wycieczkow­iczów żywych – zeznał, że kierowca bardzo troszczył się o pasażerów. Przed podróżą włączył klimatyzac­ję i dokładnie przetarł szyby.

Człowiek w jasnozielo­nej kamizelce odblaskowe­j nie był w stanie opisać znaleziony­ch na drzewie zwłok ofiar. Patrzył na potwornie okaleczone kończyny i łamał mu się głos. Zginęło 39 osób. Prokuratur­a w Avellino wszczęła dochodzeni­e. Wkrótce zostaną postawione zarzuty. Komu? Nadal nie wiadomo. Jakie? Wielokrotn­ego zabójstwa, spowodowan­ia katastrofy w ruchu lądowym albo nawet zamachu. Są już pierwsze ustalenia, które powinny rzucić światło na przyczyny zdarzenia i wyjaśnić, kto ponosi za nie odpowiedzi­alność. Wyniki sekcji zwłok kierowcy raczej nie przyniosą niespodzia­nek. Pozostałe ofiary nie zostały poddane sekcji. W Pozzuoli, gdzie była zameldowan­a większość tragicznie zmarłych, odbyły się już uroczystoś­ci pogrzebowe. W 4-tysięcznym tłumie żałobników był premier Włoch.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland