Śmierć pod wiaduktem Włochy
Miejsce wypadku wyglądało makabrycznie. Wszędzie krew. Na asfalcie, przydrożnych krzewach i na częściach rozbitego autokaru. Pierwsza odsłona dramatu rozegrała się na wiadukcie. Stało tam trzynaście uszkodzonych samochodów oraz kilka karetek, wozów policyjnych i strażackich. Koguty na dachach tych aut kręciły się i migały. Jak w filmie. Lekarze opatrywali poturbowanych. Policjanci ustalali tożsamość poszkodowanych i fotografowali zniszczenia. Technicy w kombinezonach bacznie przyglądali się uszkodzeniom metalowej barierki, robili pomiary. Szybko okazało się, że ranni na estakadzie nie mają obrażeń zagrażających ich życiu. Za to pod filarami wiaduktu, 25 metrów niżej, trwała apokalipsa – druga odsłona tej samej tragedii.
Rzeczy, o które przed chwilą troszczyli się właściciele, walały się w zaroślach. Torebki, walizki, płócienne worki, fragmenty plastikowych naczyń i ubrań. Nadpalone cygaro. Święty obrazek, reprodukcja bizantyjskiej ikony. Atmosfe- rę grozy potęgowały leżące na ziemi fotele obite szarą tapicerką w esy-floresy, z nietkniętymi białymi zagłówkami. Wypadły z autokaru. I długi rząd orzechowych trumien. Ciała przykryte prześcieradłami. I natarczywie dzwoniące komórki, na które nikt nie odpowiadał. Ratownicy przez kilka godzin próbowali otworzyć wrak. Karoseria zwinęła się w harmonijkę i trzeba było ją prostować. Udało się o trzeciej nad ranem.
Tydzień temu, w niedzielę, na autostradzie A16, między Neapolem a Bari, było tłoczno, dlatego około godziny 19 spółka zarządzająca drogą wysłała tam panów tzw. chorągiewkowych. Na 28. kilometrze regulowali ruch. Jako pierwsi zaniepokoili się, że – mimo korka na trasie i nakazu zmniejszenia prędkości – jakiś autokar pełen ludzi pędził z otwartymi tylnymi drzwiami.
A może tych drzwi wcale nie było? Po analizie monitoringu okazało się, że na 33. kilometrze pojazd zaczął gubić części, natomiast świadkowie zeznali, że słyszeli trzask pękającej opony. Jednoczesne awarie lewego koła i systemu hamulcowego pozbawiły kierującego możliwości manewrowania. Chociaż zorientował się, że nie da rady wyhamować, podjął dramatyczną walkę. Specjalnie uderzył najpierw w boczną barier- kę, a po kilkuset metrach – w betonowy ogranicznik. Jednak rozpędzony autokar nieuchronnie zbliżał się do wiaduktu. Zanim o 20.30 przebił barierkę dostosowaną wyłącznie do małych samochodów, runął z wysokości i rozbił się pod kolumnami autostrady – w rejonie drogi łączącej miasteczko Monteforte Irpino z gminami Vallo di Lauro – zdążył staranować sporo osobówek. Do ratowania rannych od razu rzucili się dwaj wojskowi, przypadkowi obserwatorzy zajścia (wyspecjalizowane służby dotarły mniej więcej po dwudziestu minutach). Przez zmiażdżone okno wyciągnęli 10-letnią dziewczynkę. Dali jej telefon, bo była przytomna i chciała dzwonić do mamy. Z piekła uratowało się pięcioro dzieci. Trzyletnia Francesca jest w stanie krytycznym, w ciągu jednej nocy przeszła dwie skomplikowane operacje głowy. Podobnie jej rówieśnik, Cristoforo.
Autokarem z weekendowej wycieczki wracało 48 osób. Pary z dziećmi, dziadkowie z wnukami, małżeństwa w średnim wieku. Za kierownicą siedział 40-latek, ojciec dwóch nastoletnich córek. Na co dzień, od lat, sumienny kierowca autobusu rozwożącego dzieci do szkoły. Brat właściciela firmy transportowej, która udostępniła autokar. Pojazd w marcu tego roku przeszedł kontrolę. Użytkowano go od 18 lat, miał przebieg 900 tysięcy kilometrów.
Uczestnicy byli bardzo zadowoleni z wyjazdu. Krótki pobyt w Telese Terme, w gorących źródłach i nad jeziorem, zrelaksował ich fizycznie. Późniejszą wizytą w Pietrelcinie, gdzie urodził się Ojciec Pio, cieszyły się zwłaszcza starsze osoby: Salvatore Testa, rocznik 1925, i niewiele od niego młodsze Anna Raiola i Giuseppina Lucignano. Dyrektor Grand Hotelu – ostatni, który widział wycieczkowiczów żywych – zeznał, że kierowca bardzo troszczył się o pasażerów. Przed podróżą włączył klimatyzację i dokładnie przetarł szyby.
Człowiek w jasnozielonej kamizelce odblaskowej nie był w stanie opisać znalezionych na drzewie zwłok ofiar. Patrzył na potwornie okaleczone kończyny i łamał mu się głos. Zginęło 39 osób. Prokuratura w Avellino wszczęła dochodzenie. Wkrótce zostaną postawione zarzuty. Komu? Nadal nie wiadomo. Jakie? Wielokrotnego zabójstwa, spowodowania katastrofy w ruchu lądowym albo nawet zamachu. Są już pierwsze ustalenia, które powinny rzucić światło na przyczyny zdarzenia i wyjaśnić, kto ponosi za nie odpowiedzialność. Wyniki sekcji zwłok kierowcy raczej nie przyniosą niespodzianek. Pozostałe ofiary nie zostały poddane sekcji. W Pozzuoli, gdzie była zameldowana większość tragicznie zmarłych, odbyły się już uroczystości pogrzebowe. W 4-tysięcznym tłumie żałobników był premier Włoch.