Cena buczenia
Jarosław Kaczyński przeglądał fotografie kociaków w internecie, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
– Panie prezesie, motłoch do pana! – oznajmił Mariusz Błaszczak.
Próg gabinetu przekroczyło dwóch dżentelmenów – wygolony na łyso byczek i chudy okularnik.
– Witam panów! – Kaczyński gestem zachęcił przybyszy, aby spoczęli na kanapie. – Chciałem wam osobiście podziękować i powiedzieć, że wasze zachowanie pod pomnikiem Gloria Victis traktuję jako wyraz dezaprobaty dla formacji, która kulturowo nie konweniuje ze środowiskiem patriotycznym i postakowskim! – Hę? – wytrzeszczył oczy łysy. – Dla tych zdrajców od Tuska – wyjaśnił mu okularnik.
– Otóż to! – potwierdził Kaczyński. – Mam nadzieję, że podczas zbliżającej się rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych także dacie panowie wyraz swojemu oburzeniu... – Hę? – Łysy jeszcze bardziej wytrzeszczył oczy. – Mamy znowu buczeć i gwizdać – sprecyzował jego kolega.
– Widzę, że się rozumiemy! – szeroko uśmiechnął się Kaczyński.
Okularnik wyciągnął notes, podliczył coś naprędce i oznajmił: – To będzie pięć stów od łebka.
– Słucham?! – zdziwił się prezes PiS-u. – Sądziłem, że panowie zakłócacie uroczystości państwowe z pobudek patriotycznych!
– Tak było do niedawna – wyjaśnił chudy. – Ale teraz dysponujemy oficjalnym cennikiem ogłoszonym przez „Gazetę Wyborczą”. Skoro „Solidarność” daje swoim członkom „zapomogi” w zamian za udział w antyrządowych zadymach, to dlaczego my mamy zdzierać gardła za friko?
– Chcecie pieniędzy?! – Kaczyński jeszcze nie wierzył własnym uszom.
– Karol Guzikiewicz dzięki paleniu opon i pikietowaniu domu premiera wykupił leki na serce – odparł spokojnie okularnik.
– Odżywki dla kulturystów też kosztują! – Łysy zademonstrował mięśnie.
– No właśnie, a do tego musimy zapewnić naszym ludziom autokar, posiłek regeneracyjny, kurs angielskiego...
– Jaki znowu kurs?! – wytrzeszczył oczy Kaczyński.
– Moja ciotka poprowadzi – zapewnił chudy. – Żona Guzikiewicza dostawała za to co miesiąc prawie dwa tysiące. Ciotka nie zna angielskiego, dlatego weźmie tylko tysiąc.
– Ale ja nie mam pieniędzy! – Jarosław Kaczyński złapał się za głowę.
– Od czego są przyjaciele! – Chudy krzepiąco poklepał go po ramieniu. – Marianowi Krzaklewskiemu zostały jeszcze trzy miliony ze składek na ratowanie Stoczni Gdańskiej!