W zgodzie z naturą, ale nie naszą
Ogórek przeczyta wszystko.
„Nieodcięta pępowina” – tak określa się patologiczne uzależnienie dzieci od matki. Tymczasem nieodciętą pępowinę lansuje się obecnie całkiem dosłownie w ramach powrotu do natury. Radykalni ekofani rodzą już nie tylko w domu, sposobami naturalnymi, ale i tak, że „ noworodka nie odcina się od matki, ale czeka, aż pępowina sama odpadnie”.
Wprost publikuje raport o „ekofundamentalistach”, który prowokuje do postawienia generalnego pytania: co jest właściwie zgodne z naturą, a co nie?
Fundamentaliści katoliccy już nie nadążają z prostowaniem słów i poglądów papieża Franciszka, dla którego współczesny świat jest o wiele bardziej naturalny niż dla nich. W Polsce zwyczajowo już najbardziej przywołuje do porządku papieża katolicki publicysta Terlikowski, który w wywiadzie dla Newsweeka karci go za wypowiedź, że „ trzeba rozważyć zasadę miłosierdzia wobec osób rozwiedzionych, które zawarły powtórne związki, i przyznanie im prawa do komunii”. Terlikowski miłosierdzia papieża nie zamierza tolero- wać: wytyka mu, że „ to zaskakująca wypowiedź”, i zaraz też papieżowi uświadamia, że „ decyzji nie będzie, bo nauczanie Kościoła w tej kwestii jest jednoznaczne”. Słowem, Terlikowski do komunii rozwodników nie dopuści. Jeszcze zrozumiałbym, gdyby nie dopuścił ich do Pierwszej Komunii, bo w tym wieku rozwód można by uznać za przeszkodę, ale wśród ludzi dorosłych?
Nic tak jednak fundamentalistów katolickich nie rozgrzało jak wypowiedź papieża Franciszka o gejach: „ kimże ja jestem, aby ich oceniać?”. Oni tak nie pytają, bo są od tego, aby oceniać wszystkich. Według nich homoseksualiści są stworzeni przez Pana Boga jedynie po to, aby zwalczać swe skłonności. Tylko czy walka z przyrodzonymi, naturalnymi skłonnościami nie jest właśnie postępowaniem wbrew naturze?
Pada już ostatnie tabu: homoseksualiści w sporcie. Według Wprost w polskiej piłce „ mówi się co najmniej o trzech, w tym jednym z Legii. (…) Wszyscy wiedzą, ale nikt o tym nie napisze, aby nie robić im kłopotów”.
Tygodnik Do Rzeczy pisze w artykule „ Witajcie w czasach bez mamy i taty”: „ Na deptaku w centrum Lublina odbyła się impreza pod nazwą Żywa Biblioteka. Mieszkańcy mogli porozmawiać z gejem, weganką czy pracownicą sex-shopu”. Dobór tych „okazów” budzi najgłębsze zdziwienie, tym bardziej że mógłby to przecież być jeden i ten sam eksponat: zatrudniony w shopie gej, który głoduje. Impreza na deptaku w Lublinie jako żywo przypomina nie tyle bibliotekę, co dawne pokazywanie „kobiet z brodą” na jarmarku. Z tą różnicą, że teraz pokazuje się osobno kobietę, a osobno brodę i jeszcze ma to stanowić dla gapiów jakieś dziwowisko.
Wiadomo od zawsze, że człowiek ma jakąś naturalną potrzebę wiary w boga (różnie rozumianego). Na szczęście ci, którzy chcieliby przejąć Pana Boga na własność, stanowią w społeczeństwie mniejszość. Po tym, jak omówiliśmy Terlikowskiego, przyjrzyjmy się – za Polityką – ateistom. Jest ich w Polsce „ ciągle poniżej progu 10 proc.”. Polityka przytacza znany dowcip, kiedy po deklaracji „ jestem niewierzący” pada pytanie „ ale jakiego wyznania?”. „Katolicki niewierzący” z Polski w ostro antyklerykalnych środowiskach na Zachodzie zostałby uznany za jakiegoś Terlikowskiego: tak tu jesteśmy wszyscy „przesiąknięci” religią. Dość powiedzieć, że 3/4 rodziców deklarujących się jako ateiści ochrzciło swoje dziecko.
W sumie to, w co wierzą i jak postępują wierzący i niewierzący, tak znowu się od siebie nie różni. Ludzie wierzą tylko „w więcej” lub „w mniej” z zestawu, jaki proponują im religie. Już prawie nikt nie wybiera z tego 100 procent, ale też nikt – 0 procent.
Szczęśliwie oddala nas to od jakiegokolwiek fanatyzmu. Jedynie co piąty deklarujący się jako ateista miał z tego powodu jakieś problemy. Według połowy z nich w Polsce „ przeważają osoby wierzące, ale tolerancyjne”.
Wiele jednak mówi to, że badający ateistów socjolog, z którym przeprowadza wywiad Polityka, pracuje na Akademii Górniczo-Hutniczej, a nie na jednym z wielu wydziałów teologicznych na uniwersytetach. Niewierzących w Polsce trzeba wykopywać z podziemi? Ale może jeszcze przyjdzie czas, że zostaną uznani za „bogactwo naturalne”.
Główną słabością ateistów jest to, że z natury nie dowierzają. Nie dowierzają więc i swojej niewierze. Mogliby zawierzyć naturze, ale i to przeradza się w religię. „Ekofundamentaliści” z Wprost, od których zaczęli- śmy ten przegląd prasy, też tworzą kościół: Związek Wyznaniowy Ludzi na Ziemi. To „ religia równowagi wszystkich żyjących istot”. Tworzą go ludzie, którzy „ chcą się uczyć rzemiosła – stolarki, lepienia garnków z gliny, uprawy ziemi – po prostu ludzie zmęczeni cywilizacją”. W takim układzie jestem wojującym ateistą. Jedną z rzeczy, które najbardziej dręczą mnie w życiu, jest bowiem lepienie garnków z gliny: pamiętam, że w szkole był to dla mnie najgorszy horror i przyznaję, że kiedy mój syn przywiózł raz z wycieczki taką pozlepianą przez siebie skorupę, natychmiast go z nią wyrzuciłem. Zaiste, jak mówi socjolog, „ nie ma jednej ścieżki dochodzenia do ateizmu”.
Wprost pisze, że pomimo takiego boomu na naturę – ona sama, bez wsparcia technokratów, na siebie nie zarobi. Słynna cukiernicza firma Blikle po latach opierania się postępowi zdecydowała się wynająć brytyjskiego menedżera, który wprowadza tam swoje zachodnie metody zarządzania, bo dotychczasowy model – naturalny – się nie sprawdził. Blikle miał swoją teorię, że nie chodzi o pieniądze, tylko o pączki, a z nimi zyski i uznanie przyjdą same. Okazało się to mrzonką. „ Przeciętny klient cukierni Bliklego ma 47 lat. Gdzie młodzi? Do niedawna firma nie miała swojego fan page’a na Facebooku”.
Z punktu widzenia kanonów zarządzania nawet jej legenda stała się przeszkodą! „ Nowy prezes zżyma się nad publikowaniem współcześnie archiwalnych zdjęć przedstawiających kolejki u Bliklego w tłusty czwartek. (…) Dowodzą przecież, że firma nie radzi sobie z obsługą klientów”.
To dopiero początek zmian, ale już widać, że firma nie czuje się jak pączek w maśle. Siła złego na jednego: zarówno z punktu widzenia ekonomii, jak i ekologii, pączek to jest coś nie do zaakceptowania. Jeszcze trochę, a angielski menedżer pączki każe wyrabiać zamiast z tłuszczu, z jakichś kiełków zdrowotnych. Wszystko będzie wówczas w zgodzie z naturą, ale nie naszą.
Zauważyli Państwo, że w całym przeglądzie prasy nie ma nic o polityce? Polityka wydaje się latem jakimś złudzeniem sennym, rojeniem zmysłów i gorączkową maligną. A może to w słońcu widzimy tylko wszystko jaśniej niż zazwyczaj? Tak zobaczył ją Stanisław Tym: „ Śnił mi się Jarosław Gowin niosący prezesa Kaczyńskiego w plecaku w polskie Tatry (…). Na szczęście zniknęli mi z oczu za załomem skalnym przy Orlej Perci, więc postanowiłem dać sobie spokój. Szczególnie że po chwili Kaczyński z pustym plecakiem schodził już w dół”.
Nic celniejszego o polityce w polskiej prasie nie znalazłem.