Wrócili z tropików pełni wrażeń
i z... malarią (Polska The Times Dziennik Łódzki)
Nad brzeg Gangesu dotarli całą grupą. Na schodach zastali setki Hindusów podczas rytualnej kąpieli w rzece. Hindusi wierzą, że kąpiel w świętej rzece, a taką jest dla nich Ganges, obmyje ich z grzechów i pomoże w osiągnięciu zbawienia. Łodzianie, warszawiacy i bydgoszczanie, którzy byli na wycieczce, patrzyli na to z zaciekawieniem. Niewiele myśląc, zrobili to samo. Zeszli po słynnych schodach, ghatach, do rzeki Ganges i obmyli swoje ciało. Oblali wodą napełnione kłopotami głowy. Dziś drżą, czy nic im się nie stanie. Nie zdawali sobie sprawy z zagrożenia, jakim dla Europejczyków jest święta rzeka Hindusów – tam wrzucane są spalone zwłoki, martwe zwierzęta i nieczystości. W stu mililitrach wody z Gangesu znajduje się milion – półtora miliona bakterii, a według WHO ilość bakterii w stu mililitrach powinna utrzymywać się poniżej 50.
Do Waranasi pielgrzymują tysiące. Wycieczkę organizowała szkoła jogi. Wśród turystów była 57-letnia łodzianka. Chciała zmyć z siebie codzienne kłopoty, drobne niepowodzenia i stres. Nie zdawała sobie sprawy z tego, jakie niebezpieczeństwo może na siebie sprowadzić.
– To skrajna nieodpowiedzialność. Woda z Gangesu jest bardzo zanieczyszczona i niebezpieczna nawet dla Hindusów, których flora bakteryjna jest przyzwyczajona do zanieczyszczeń występujących w Azji. Wiem, że jest to rytualna kąpiel, ale po niej wielu Hindusów poważnie choruje, np. na czerwonkę czy tyfus, tylko mało kto łączy to z kąpielą. Dla Europejczyków te wirusy mogą być zabójcze – mówi profesor Anna Piekarska, ordynator oddziału chorób zakaźnych, tropikalnych i pasożytniczych w szpitalu im. Biegańskiego w Łodzi oraz wojewódzki konsultant ds. chorób zakaźnych w Łodzi.
Do krajów tropikalnych każdego roku wyjeżdża 500 tysięcy osób z całej Polski i kilkanaście tysięcy z samej Łodzi. Niestety, oprócz pięknych wspomnień i opalenizny, niektórzy z nich przywożą ze sobą choroby tropikalne i choroby pasożytnicze. Miesięcznie do izby przyjęć w Wojewódzkim Szpitalu im. Biegańskiego w Łodzi, gdzie znajduje się poradnia medycyny podróży i oddział chorób zakaźnych, tropikal- nych i pasożytniczych zgłasza się od kilkunastu do kilkudziesięciu pacjentów, którzy odczuwają nieprzyjemne dolegliwości po powrocie z wakacji. W Łodzi zdarzają się przypadki malarii, gorączki denga, biegunek podróżnych i różnego rodzaju pasożytów.
– Dalekie podróże stają się modne i coraz bardziej dostępne. Przez to wzrasta też liczba osób cierpiących na różne choroby związane z podróżami. Trzeba jednak zawsze pamiętać, by podróżować z głową – mówi profesor Piekarska.
Malaria nie jest tropikalną grypą
Jedną z najczęstszych chorób, z którymi wracamy z wakacji, jest malaria. Rocznie choruje na nią około 50 Polaków. W Łodzi zdarza się od pięciu do dziesięciu przypadków rocznie. Większość z nich udaje się wyleczyć. Był jednak jeden przypadek śmiertelny. Na malarię mózgową, czyli najgorszą postać tej choroby, zachorowała żona jednego z byłych łódzkich polityków. Zaraziła się malarią podczas podróży po Kenii. Niestety, choroba przez wiele miesięcy nie została zdiagnozowana. Kobieta zmarła. W Łodzi kolejnego śmiertelnego przypadku nie było od lat. Nie oznacza to jednak, że wszyscy od razu trafiają na oddział chorób tropikalnych.
40-letni łodzianin, który zaraził się malarią, przez rok leczył się z przeziębień i grypy, czuł, że łamało go w kościach i miał obniżoną odporność. W końcu choroba rozłożyła go na łopatki. Kiedy trafił do szpitala im. Biegańskiego w Łodzi, okazało się, że to malaria. Mężczyzna przez dwa lata mieszkał w Ugandzie. 40-latek jest w grupie kilku łodzian, którzy w ostatnim czasie zachorowali na malarię.
U żadnego z nich nie zdiagnozowano malarii mózgowej, która często kończy się śmiercią. W szpitalu leczyła się też 30-latka z Łodzi, która rok temu była w Kamerunie oraz małżeństwo, które zaraziło się malarią podczas podróży po Wietnamie, Kambodży i Laosie. W tym roku na oddział chorób tropikalnych w Łodzi trafiła też czteroosobowa rodzina, która wybrała się na wakacje do Tajlandii. Malarią zarazili się młodzi rodzice oraz ich kilkuletnie dzieci. Nikt nie brał wcześniej tabletek profilaktycznie.
– Malaria jest chorobą groźną, a nawet śmiertelną. Widzieliśmy już zgony z powodu malarii mózgowej, zawleczonej z Afryki Równikowej, dlatego nie można tej choroby bagatelizować. Jeśli dostępne w Polsce leki nie są skuteczne, możemy sprowadzić odpowiednie specyfiki, ale to często trwa. Zawsze instruujemy pacjentów, żeby zgłaszali się do poradni medycyny podróży, która jest w szpitalu im. Biegańskiego, dużo przed wyjazdem. Jeśli ktoś wyjeżdża pierwszy raz i nigdy nie był szczepiony, najlepiej przyjść pół roku przed wyjazdem, żeby można przejść cały cykl szczepień. Najpóźniej należy się zgłosić miesiąc przed podróżą – mówi profesor Anna Piekarska. – Tabletki przeciw malarii należy zacząć brać już tydzień przed podróżą. Profilaktyka malarii nie jest do końca wygodna, ponieważ tabletki trzeba brać jeden lub dwa razy dziennie. Zaczynamy już w kraju, bo wtedy przy pierwszym dniu pobytu w tropiku mamy ochronę. Jest jeszcze drugi, bardziej prozaiczny powód, czyli skutki uboczne leków. Niektóre środki
przeciwmalaryczne wywołują u pacjen- tów np. depresję i pacjenci nie są w stanie ich brać.
W tym roku do szpitala im. Biegańskiego trafiła też rodzina Hindusów, która od wielu lat mieszka w Łodzi.
– Ta rodzina pojechała do Indii w odwiedziny. Przez wiele lat pobytu w Polsce stracili przeciwciała i kiedy pojechali do Indii, od razu zarazili się malarią. Wszyscy trafili do nas do szpitala. Udało się ich wyleczyć – mówi Piekarska.
Egipt też może być niebezpieczny
Wśród mieszkańców województwa łódzkiego najpopularniejsze kierunki wakacyjne to dziś Bliski Wschód: Egipt i Tunezja, a także Turcja i Grecja. Choć nie zarazimy się tam malarią, to nadal musimy być ostrożni. Na wakacjach w Grecji, Portugalii czy we Włoszech można zarazić się leiszmaniozą, która wywołuje ogromne owrzodzenia. Chorobę przenoszą obecne tam muszki piaskowe. Nie mniejsze zagrożenie można spotkać na Maderze, gdzie były ogniska gorączek krwotocznych, w tym dengi. Po wyleczeniu dengi pacjenci otrzymują kilkuletnie zakazy wyjazdów do tropikalnych krajów. Kolejne zarażenie może bowiem zabić. Nawrót choroby prawie w stu procentach jest śmiertelny. W łódzkim szpitalu zakaźnym w ciągu ostatniego roku leczyły się trzy osoby z gorączką denga. Chorobę złapały, podróżując po Afryce.
Jeśli chodzi o Afrykę Północną, to króluje tam „zemsta faraona”. – W północnej Afryce pacjentów najczęściej spotykają zakażenia przewodu pokarmowego. Na ogół banalne, ale mogą być bardzo uciążliwe, zwłaszcza podczas wyjazdu i, grozić odwodnieniem. Takie zakażenia są bardzo częste, ponieważ spotykamy się na obcym dla nas terenie z patogenami, czyli bakteriami, wirusami i pasożytami przewodu pokarmowego, które dla nas są czymś nowym. Bakterie, które niekoniecznie muszą wywoływać dramatyczne zakażenia przewodu pokarmowego wśród tubylców, dla nas, osób nieodpornych, mogą być bardzo groźne – mówi prof. Piekarska.
Biegunki podróżnych są plagą polskich turystów. Na izbę przyjęć szpitala im. Biegańskiego w Łodzi trafia w każdym miesiącu co najmniej kilkunastu pacjentów, którzy cierpią na przewlekłe biegunki nawet po powrocie.
– Poza naszym nieprzystosowaniem immunologicznym, problemem są również złe warunki higieniczne i sanitarne – mówi prof. Piekarska.
Najlepiej pić tylko napoje z puszki
Wyjeżdżając w tropiki, trzeba uważać na to, co jemy i co pijemy. Źródłem wielu zakażeń jest często woda. Nawet butelkowana może być zakażona i brudna.
Przekonał się o tym pan Paweł z Piotrkowa Trybunalskiego. Przez wiele lat był zakażony amebą, ale nic o tym nie wiedział. Podczas podróży po Indiach z przyjaciółmi nabawił się pełzakowicy, bo tak nazywa się choroba, wywoływana przez amebę. Była to jego jedyna tropikalna podróż. Po powrocie miewał biegunki, poty, stany podgorączkowe i był osłabiony. Przez ten czas leczono go na grypę żołądkową, jelito drażliwe, a nawet zapalenie okrężnicy. W końcu okazało się, że mężczyzna ma amebę, którą wypił z zanieczyszczoną wodą w Azji. Po wielu miesiącach leczenia wyzdrowiał.
– Będąc w tropikach, należy pić tylko płyny pewne. Wybierać wodę lub napoje, które są przemysłowo zamknięte. Kiedyś zalecało się tylko wodę butelkowaną. Niestety, dziś znamy przypadki, kiedy to w krajach arabskich sprzedawcy napojów napełniają butelki wodą z wodociągów i ponownie je korkują. Najpewniejsze napoje są w puszkach, ponieważ nie da się ich zamknąć w warunkach domowych. Wytworzenie napojów w puszkach podlega procesowi technologicznemu, przemysłowemu, który daje nam pewną gwarancję jakości – mówi prof. Piekarska. – W rejonach świata, gdzie jest bardzo gorąco, szybko się odwadniamy i chce nam się pić, zasady podróżnika wcale nie są łatwe do przestrzegania. O nich łatwo się mówi w Europie, kiedy siedzimy w klimatyzowanym pomieszczeniu. Niestety, w praktyce, kiedy zwiedzamy dany kraj, a temperatura dochodzi do 40 stopni C, nie myślimy o tym, że za dwa dni możemy mieć biegunkę, tylko szybko chcemy się napić.
Podróżni łamią zasady, a często po prostu ich nie znają.
– Permanentnie nieprzestrzeganą zasadą jest unikanie drinków z lodem. Możemy mieć w drinku coca-colę przelaną przy nas z puszki, ale barman doda do niej lód, przechowywany w bardzo złych warunkach z wody z kanalizacji i mamy gotową infekcję. Lód nie zawsze powstaje z wody mineralnej czy przegotowanej – mówi prof. Piekarska.
Kiedy jedziemy gdzieś daleko, mamy też ochotę spróbować lokalnych przysmaków, choćby z czystej ciekawości. Nie jedziemy tylko po to, żeby się opalić, ale też, żeby poznać kulturę.
– To jest normalny odruch, ale może skończyć się źle, dlatego swoją ciekawość trzeba poskromić. Wszystkie uliczne stragany z jedzeniem są dla nas ogromnym zagrożeniem. Tak samo jak zagrożeniem są dla nas owoce i warzywa z tych straganów. Takie owoce należy zawsze myć wrzątkiem. Osoby zapuszczające się w dalekie od cywilizacji rejony świata, mogą zostać poczęstowane jakimiś lokalnymi specjałami. Niezwykle trudno nam odmówić, ale apeluję o rozwagę. W skrajnych sytuacjach poleca się także mycie zębów wodą przegotowaną. Te zasady obowiązują wszędzie poza Europą, Stanami Zjednoczonymi, Australią i wschodnią Azją, np. Japonią. Mam świado-
mość, że ich realizacja jest trudna, ale często może nam uratować zdrowie i życie – mówi prof. Piekarska.
Niebezpieczna miłość kończy się w szpitalu
Dalekie podróże to nie tylko tropikalny klimat, gorące słońce, piękne zabytki, ale też egzotyczne kochanki i kochankowie. Od kilku lat rośnie liczba pacjentów chorych na kiłę i rzeżączkę. Lekarze nie chcą zdradzać dokładnych danych, ale takich przypadków jest aż o 30 procent więcej niż jeszcze kilka lat temu. Nieoficjalnie przyznają, że w zdecydowanej większości z problemami tymi zgłaszają się kobiety, które wróciły z urlopu z popularnych kurortów w Egipcie, Turcji i Tunezji. To właśnie tam najsilniej rozwija się seksturystyka, a poziom higieny mieszkańców nadal odbiega od europejskich standardów.
– Od kilku lat sprzedajemy więcej wycieczek dla singli. Osoby samotne nie wstydzą się już jeździć na wycieczki w pojedynkę. Kraje arabskie są znane z gościnności, a panie pocztą pantoflową opowiadają sobie o przystojnych masażystach, barmanach i kelnerach – mówi Emilia z Łodzi, rezydentka łódzkiego biura podróży w Turcji. –W lipcu na wycieczce miałam małżeństwo z Łodzi. Pani została na drugim turnusie z Turkiem Tankiem, a pan wrócił wcześniej do domu. Takich sytuacji jest więcej – dodaje pracownica biura podróży.
W ocenie lekarzy, erotyczne wakacyjne przygody coraz częściej kończą się niebezpiecznie dla zdrowia.
– Do gabinetów dermatologicznych często zgłaszają się panie z rzeżączką albo kiłą – mówi profesor Daniela Dworniak, specjalista chorób zakaźnych w Łodzi. – U kobiet te choroby nieleczone mogą mieć bardzo poważne skutki. Zdarza się, że pacjentki muszą trafić nawet na leczenie do szpitala. W naszych umysłach choroby weneryczne funkcjonują jako mało groźne. Pacjenci często myślą, że wezmą antybiotyk i będą zdrowi, ale nic bardziej mylnego. Pacjentki mogą mieć poważne powikłania.
Ze wstydliwymi, a często groźnymi dla życia pamiątkami erotycznych podbojów wracają także panowie.
Na oddział dermatologii i wenerologii szpitala im. Biegańskiego w Łodzi trafiło trzech mężczyzn. Po badaniach okazało się, że wszyscy zostali zakażeni wirusem HIV podczas kontaktów seksualnych z Azjatkami w Tajlandii.