Dlaczego zginęli zdobywcy
Broad Peak (Dziennik Trybuna)
Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski zginęli 6 marca po pierwszym zimowym zdobyciu Broad Peak. Jacek Berbeka wraz z Jackiem Jawieniem poszli ich tropem, by odnaleźć ich ciała i poznać prawdę o tym, dlaczego nie wrócili...
Jacek Berbeka, młodszy o cztery lata od Macieja, to doświadczony himalaista. Zdobył cztery ośmiotysięczniki, uczestniczył w nieudanej zimowej wyprawie na Nanga Parbat, jeden z dwóch ośmiotysięczników niezdobytych jeszcze o tej porze roku. Jego zdaniem rzeczywiste przyczyny tragedii na Broad Peak były inne niż te, o których mówiono dotychczas: – Tomek miał uszkodzony rak. Mimo wyczerpania podczas samotnej nocnej wędrówki zdołał pokonać Rocky Summit, przedwierzchołek Broad Peak i zszedł prawie do poziomu 7900 m. To z powodu zepsutego raka nie był w stanie iść szybciej.
Zostawili ich bez pomocy
– Czy to było uszkodzenie, czy – jak sądzono wcześniej – Tomek źle zapiął rak z powodu zmęczenia? W 1986 r. właśnie dlatego podczas zejścia z K2 zginął Tadeusz Piotrowski.
– Ja raków Piotrowskiego nie widziałem. Rak Tomka widziałem, więc wiem, co mówię. I gdyby wtedy koledzy byli przy Tomku i pomogli mu, to zdołałby dotrzeć do obozu szturmowego. Ale oni po powrocie do Polski opowiadali, jak to strasznie bali się, że zamarzną, więc musieli schodzić jak najszybciej. Na podstawie swoich doświadczeń wiem, że można zmarznąć i przemrozić sobie ręce, a mimo to nic złego się nie stanie. Dwaj pozostali uczestnicy zimowego ataku na Broad Peak niczego sobie nie odmrozili.
– Pana brat też mógł wrócić do obozu?
– Oczywiście, zwłaszcza że trasa jego zejścia była dokładnie znana. Karim Hayat, pakistański członek ekspedycji, przysłał mi przecież SMS: „Jacek, dojdziesz do szczeliny, znajdziesz brata”. Byliśmy w tym miejscu. Lina, po której zjeżdżał mój brat, niknie w szczelinie poniżej grani szczytowej Broad Peak, jest obciążona. Brat zginął na godzinę przed dojściem do obozu. Gdyby pozostali członkowie ataku szli wolniej i opóźnili swoje zejście ze szczytu o jakieś dwie, trzy godziny, to nikt by nie zginął. Tym bar- dziej że nie był to zbyt trudny teren, przecież szliśmy tam, znosząc ciało Tomka.
– Po powrocie mówił pan jednak, że był to ekstremalny wysiłek.
– Transportowaliśmy zamarznięte, bezwładne ciało, które ważyło pewnie 150 – 200 kg. Tomek był w takim miejscu, że ci, którzy atakują Broad Peak, musieliby chodzić po nim! Zupełnie czym innym jest natomiast, gdy pomaga się komuś, kto choć jest osłabiony, stara się jednak iść o własnych siłach, jak Tomek i Maciek.
– Dlaczego nie próbowali schodzić razem, może mogliby sobie pomagać?
– Pomocy powinni udzielić przede wszystkim dwaj silniejsi, którzy schodzili wcześniej. Mój brat widział, co się dzieje, rozumiał, że oni zostawili ich samych. Być może też Tomek niepotrzebnie mówił jeszcze wtedy, że da sobie radę.
– Krzysztof Wielicki, kierownik wyprawy, twierdzi, że podczas zejścia ze szczytu pana brat nie kontaktował się z bazą przez radiotelefon.
– Brat parokrotnie rozmawiał z bazą pomiędzy 1w nocy a 7 rano. Wiem o tym od pakistańskich uczestników tej wyprawy. Pertraktował o pomoc, jednak nie uzyskał jej.
– Wyprawę w poszukiwaniu ciał himalaistów zorganizował pan, nie oglądając się na PZA. Członkowie zespołu nie byli pewni, czy zechce pan spotkać się z nimi.
– Początkowo byłem całkowicie zamknięty na współpracę z zespołem. Teraz, po tej rozmowie, jestem otwarty na ponad 40 proc. Problem w tym, że nikt z jego członków nie był ostatnio w rejonie wierzchołka Broad Peak, a tam co roku są nieco inne warunki. Chciałbym jednak, by ustalili całą prawdę.
Bez jednoznacznych zarzutów?
Himalaistka Anna Czerwińska, członkini zespołu, jest zadowolona z tego spotkania, choć nie kryje wątpliwości co do przebiegu odwrotu z Broad Peak: – Wyprawa Jacka Berbeki wykonała bardzo dobrą robotę, przenosząc gdzie indziej i chowając ciało Tomasza Kowalskiego. Ale co do kwestii, czy Maciej Berbeka rzeczywiście kontaktował się z bazą, to zastanawiam się, dlaczego Krzysztof Wielicki chciałby to zataić? Innymi słowami – co by mu zaszkodziło, gdyby to powiedział? O tym, że Maciej Berbeka rozmawiał w nocy z bazą, Jacek dowiedział się od pakistańskiego kucharza wyprawy. Skąd kucharz miałby mieć takie informacje? Przecież nie zna polskiego. Rozumiem, że był w stanie rozpoznać głos Macieja, ale nie mógł przecież wiedzieć, o czym on mówi – zauważa Anna Czerwińska.
W całej prawie 140-letniej historii polskiego wspinania chyba dopiero po raz drugi powołano specjalny zespół, który ma ustalić przyczyny tragedii górskiej.
Poprzednio zdarzyło się to równo 40 lat temu, w 1973 r., po wypadku na Żabim Mnichu, gdy zginęło troje z sześciorga uczestników wspinaczki. – Byłam pierwszą osobą, która wtedy dotarła do ofiar – wspomina Czerwińska.
W 1973 r. nie sformułowano zarzutów, bo wspinaczka zawsze obarczona jest ryzykiem: można odpaść od ściany, hak asekuracyjny może nie wytrzymać szarpnięcia. Jakimi rezultatami zakończy się praca zespołu badającego tragedię na Broad Peak?