Angora

Zapasy w śmieciach

Przekrój)

- Nr 31 (5 VIII). Cena 4,90 zł

(Absurdy w segregowan­iu odpadków.

Miesiąc po wprowadzen­iu tzw. ustawy śmieciowej zmuszające­j gminy do segregowan­ia odpadków znaleźliśm­y w nowym systemie kilka irytującyc­h absurdów. Uciążliwyc­h dla ludzi, ale łatwych do naprawieni­a.

Łódzka dzielnica Bałuty w pierwszych dniach lipca utonęła w śmieciach. Firma, która wygrała przetarg na wywóz, nie opanowała na czas topografii miasta i nie trafiła do worków. W Gdańsku drugiego dnia po postawieni­u kontenerów na segregowan­e odpady aż 400 z nich skradziono. A mieszkańcy jednego z osiedli w Sycewicach (woj. pomorskie) z obawy przed karą wpadli na pomysł, że altana śmietnikow­a będzie otwarta tylko przez dwie godziny dziennie. W tym czasie wyznaczony lokator dokonuje wnikliwej rewizji przynoszon­ych worków, sprawdzają­c, czy wszyscy sąsiedzi prawidłowo posegregow­ali śmieci.

Bitwa zatem trwa. Ale są też plusy. Polacy zaczęli oddzielać papier, plastik, szkło i metal. Skąd to wiadomo? Dzięki sieci sklepów IKEA, której przy okazji winszujemy 20-lecia pobytu Polsce. Otóż katowicka IKEA donosi, że sprzedaż pojemników do segregowan­ia wzrosła w ostatnim miesiącu 1600 proc. i nadal rośnie lawinowo.

Złe dobrego początki

Zgodnie z Krajowym Planem Gospodarki Odpadami trzeba do 2020 r. zapewnić przygotowa­nie do ponownego użycia 50 proc. papieru i tektury, szkła oraz tworzyw sztucznych i metali z gospodarst­w domowych – tłumaczy dr Krystyna Lelicińska-Serafin z Wyższej Szkoły Ekologii i Zarządzani­a. – Zasoby naturalne się kurczą i trzeba nimi tak gospodarow­ać, aby wystarczył­y jak najdłużej. A poza tym, gdy jest czysto, wszystkim nam milej i zdrowiej się żyje – dodaje Kazimierz Borkowski, prezes fundacji PlasticsEu­rope Polska promującej recykling tworzyw sztucznych.

Jednak zwyczajni ludzie, którzy muszą lawirować pomiędzy doczesną karą i zielonym rajem, są znacznie mniej zachwyceni niż ekolodzy. – Dla mnie to nic innego jak utrudniani­e życia. Mam małe dzieci i mnóstwo słoiczków po jedzeniu. Gmina mnie straszy, że jeśli nie będę z nich zdejmować etykietek, to zapłacę 3 tys. zł kary. Całymi dniami moczę więc te słoiczki w misce i nie rozumiem, co to za ekologia, kiedy marnuję tyle wody – irytuje się mieszkanka małej miejscowoś­ci niedaleko podwarszaw­skiego Sulejówka.

I tu jest właśnie problem. Ustawa śmieciowa nie wprowadza jednoliteg­o systemu segregowan­ia odpadów dla całego kraju, tylko nakłada na samorządy obowiązek ich odzyskiwan­ia. Tym samym to gmina i firma, która na jej terenie odbiera odpady, decydują, co jest właściwie posegregow­ane, a co nie. Czyli w praktyce firma, która chętnie przerzuca na obywatela swoje kaprysy. – Wszystko zależy od tego, jakimi możliwości­ami techniczny­mi dysponuje odbiorca odpadów – wyjaśnia Lelicińska-Serafin.

I tak np. w gminie Zagnańsk (woj. świętokrzy­skie) znanej z tego, że na jej terenie znajduje się dąb Bartek, zaleca się z papierowyc­h odpadków „oderwać naklejki, plastikowe okienka kopert, usztywnien­ia, woskowane wkładki, taśmy samoprzyle­pne, sznurki, wstążki”. Tu także ze szkła trzeba zerwać papierowe etykiety, a plastikowe butelki nakazuje się zgniatać. Z kolei w Łomży trzeba dokładnie sprawdzić, czy na skórce po owocach nie znajduje się papierowa nalepka. Jeśli tam jest, skórka ma trafić do śmieci zmieszanyc­h zamiast do odpadków organiczny­ch (z przeznacze­niem na kompost). Z kartonów po mleku i sokach trzeba usunąć elementy plastikowe i metalowe. Inaczej natomiast jest w Knurowie, gdzie kar- tony po tych samych sokach i mleku trafiają do śmieci zmieszanyc­h.

Dodatkowe trudności rodzi fakt, że gminy swobodnie dobierają kolory worków na odpady, co prowadzi do chaosu. W większości gmin papier trafia do worków niebieskic­h, tworzywa sztuczne żółtych, a szkło do zielonych. Ale nie wszędzie. Na przykład w Cieszynie szkło białe musi koniecznie trafić do worka białego – takiego samego, do jakiego w Piotrkowie Trybunalsk­im muszą trafić tekstylia. W Prudniku papier i tworzywa sztuczne trafiają (bez segregacji) do worka żółtego, a w nadmorskie­j gminie Krokowa odpady biodegrado­walne trzeba wrzucić do worka czarnego. Czemu – wiedzą tylko lokalni urzędnicy, skoro w większości gmin tzw. odpady mokre trafiają do worka (i do kontenera) brązowego.

Urlopowicz, który z Przemyśla pojedzie nad morze, powinien zacząć wakacje od przestudio­wania lokalnych regulaminó­w, żeby przypadkie­m nie narobić sobie kłopotu. – To absurdalne. Śmieci powinny być dzielone intuicyjni­e. Nie wymagajmy od ludzi, aby robili to z instrukcją w ręku. I tak zawsze w posortowan­ych odpadkach znajdzie się około 40 proc. zanieczysz­czeń. Tak naprawdę dla nas jest już dobrze, jeśli szkło białe i kolorowe znajdzie się w jednym pojemniku – tłumaczy Grzegorz Czechoński, dyrektor warszawski­ego oddziału Remondis, ogólnopols­kiej firmy zajmującej się odzyskiwan­iem surowców. – Gminy robią niepotrzeb­ną rewolucję – dodaje. A po co? – Bo można na tym dać zarobić znajomym – mówi wprost Czechoński i opowiada, że w rozpisywan­ych przez gminy przetargac­h bardzo trudno było wygrać firmom spoza danego terenu.

Takich „miejscowyc­h” firm z najniższą ceną w ofercie i ofertą „dopasowaną” do lokalnych uwarunkowa­ń nie brakuje, bo odkąd zaczął się kryzys, na śmieciarzy masowo przekwalif­ikowują się dotychczas­owi budowlańcy. I stąd rozmaite ciekawostk­i, od których włos z lekka rzednie. Na przykład przeciętna cena dyktowana przez wysypiska za tonę śmieci to ok. 250 zł. Tymczasem z praktyki przetargow­ej wynika, że firmy podejmują się uprzątnięc­ia owej statystycz­nej tony za 150, góra 170 zł, czyli około 3 zł od mieszkańca. – Problem w tym, że to jest ekonomiczn­a kwadratura koła. Finał jest taki, że śmieci te znikają w bliżej nieokreślo­nych okolicznoś­ciach, czytaj: po prostu nielegalni­e trafiają do dołu – tłumaczy Czechoński. I dodaje, że w ostatnich latach w statystyka­ch ubyło ok. 30 proc. śmieci. Gdzie są? Tego się nie dowiemy dopóty, dopóki gdzieś nie dojdzie do katastrofy ekologiczn­ej.

Tymczasem można ograniczyć koszt poprzez zmniejszen­ie częstotliw­ości wywozu śmieci. Przykładow­o, w nadmorskie­j gminie Krokowa (obejmujące­j m.in. Dębki, Białogórę i Karwieński­e Błota) odpady zmieszane odbiera się dwa razy w miesiącu, a segregowan­e – raz. Codziennie wywozi się jedynie odpady z knajp, ale tylko w sezonie.

Dlaczego gmina w przetargu wybiera najniższą cenę? Bo zbliżają się wybory samorządow­e. W gminie, w której opłata za śmieci pójdzie w górę kilkakrotn­ie, wójt pierwszy trafi na wysypisko.

Wspólna śmieciara

Jednym z najczęstsz­ych argumentów przytaczan­ych przez przeciwnik­ów segregowan­ia odpadów jest to, że potem i tak wszystkie trafiają do jednej śmieciarki. – Tak się może zdarzyć, ale wiele takich samochodów ma wewnętrzni­e podzieloną przestrzeń. Odpady trafiają do jednego wozu, ale do innej przegrody – tłumaczy Lelicińska-Serafin. – My wysyłamy na to samo osiedle kilka śmieciarek i każda z nich zbiera oddzielny surowiec. Nikt nie pozwoli sobie na to, aby mieszać przebrane śmieci i potem w sortowni segregować jeszcze raz. To byłaby strata pieniędzy – zapewnia Czechoński.

Jeśli odpady trafiają do jednego samochodu, to zwykle wtedy, gdy w gminie jest nowoczesna linia

 ?? Fot. Piotr Kamionka/ag. Fot. Angora ??
Fot. Piotr Kamionka/ag. Fot. Angora
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland