DZIĘKUJEMY CI, GENERALE
Wbrew temu, co od 24 lat mówią nasi włodarze, co wciskają nam nachalni, bezczelni proamerykańscy propagandyści, zawsze twierdziliśmy i twierdzimy, iż Przenajświętsza Rzeczpospolita nr 3 nie jest dla Stanów Zjednoczonych żadnym przyjacielem, bliskim sojusznikiem, ważnym partnerem strategicznym, tylko bezmyślnym, spolegliwym sługusem i psem na posyłki. Stosunki pomiędzy USA a Polską układają się w myśl prostej zasady: Pan każe, sługa musi! Dobitnym przykładem takich właśnie relacji jest nasz udział w haniebnych, amerykańskich inwazjach zbrojnych. Pan kazał, więc sługa, bez szemrania, nie bacząc na Konstytucję, która zabrania udziału naszych wojsk w tego typu interwencjach, natychmiast wysłał żołnierzy do Iraku. Tam przelewaliśmy krew, ginęliśmy i wyrzucaliśmy w błoto setki milionów dolarów tylko dlatego, że wuj Sam postanowił położyć łapę na arabskiej ropie. W nagrodę za posłuszeństwo, wier- ność i poddaństwo Pan Bush wysłał nasze wojsko do Afganistanu. Tam dał nam pod okupację jedną z prowincji i kazał robić to samo co w Iraku. Nasze durne sługusy nie posiadały się ze szczęścia. Uznały to za wielki zaszczyt i powód do dumy. Propaganda natychmiast dobudowała do tej bezsensownej okupacji szlachetną ideologię, pełną walki o pokój i demokrację. I znowu poczuliśmy się ważni, dowartościowani, przekonani o naszej niezwykłej roli w wojnie z wymyślonym dla potrzeb amerykańskiego biznesu terroryzmem. Trzeba przyznać, że to genialny pomysł. Taką wojnę z terroryzmem można toczyć do końca świata. Naprawdę trzeba być wyjątkowym tumanem, ślepo zakochanym w USA, żeby nie widzieć tego, iż to Ameryka bez przerwy napada na jakiś kraj, rujnuje go, po czym stara się za wszelką cenę uzależnić militarnie, politycznie i gospodarczo od siebie, a nie na odwrót. Pytamy: kto tu jest agresorem, a kto ofiarą? Kto, do ciężkiej cholery i diabła jaśnistego, zagraża tym uzbrojonym po zęby Stanom Zjednoczonym? Kto po drugiej wojnie światowej próbował choć raz na USA najechać, wypowiedzieć im wojnę? No kto?! Wojna z terroryzmem ma kapitalne znaczenie. To koronny argument wytrącający broń politycznym przeciwnikom Ameryki. Dzięki tej niekończącej się wojnie można usprawiedliwić każdą napaść, szwindel i łajdactwo. Po to ją właśnie wymy- ślono. Bush, Obama wyciągają na światło dzienne domniemane ataki terrorystyczne jak króliki z kapelusza. Wystarczy przypomnieć sobie, kiedy straszono takimi zagrożeniami. Otóż dokładnie w momentach, gdy Ameryce zaczynał palić się grunt pod nogami, bo wyszło na jaw kolejne dziadostwo, chamstwo, zbrodnia. Nie inaczej jest i teraz, kiedy to Obama – dla odwrócenia uwagi, przykrycia kompromitującej USA afery inwigilacyjnej – straszy Al-Kaidą i uprzedza swoich sojuszników o przygotowywanych zamachach!
W tym miejscu wracamy do naszych sługusów święcie przekonanych, że są ważnym partnerem Ameryki, graczem światowej ekstraklasy. Zapytany w Salonie Politycznym Trójki szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego gen. Koziej o te zamachy, o to, czy służby specjalne USA skontaktowały się z naszymi, poinformowały o zbliżającym się zagrożeniu, zaczął wić się jak piskorz, kluczyć, memłać, aż w końcu wypalił, że nie, bo informacja ta dotyczy UWAGA!!! NAJBLIŻSZYCH SOJUSZNIKÓW! Hi, hi!!!
No i jesteśmy z powrotem w domu. Nadęty balon został przekłuty. Sługus przyznał, że jest sługusem, że próżno szukać Polski w szeregu, gdzie stoi Ameryka i jej autentyczni partnerzy i sojusznicy. I taka jest prawda!
PS