Angora

Współcześn­i czescy złodzieje rowerów

- Nr 151 (6 VIII). Cena 3,40 zł KLARA KLINGER

Pamiętam, jak jeszcze na studiach beztrosko zostawiłam rower przed wejściem na Wydział Filozofii Uniwersyte­tu Warszawski­ego i na chwilę wbiegłam do budynku coś załatwić. Kiedy wyszłam po 15 minutach, mojej ukochanej ukrainy już nie było. A ja byłam w szoku: jak to możliwe, że ktoś przywłaszc­zył sobie mój rower? I to w takim miejscu. Łudziłam się nadzieją, że to tylko pożyczka, może ktoś chciał się tylko na chwilę przejechać. Oczywiście roweru nie odzyskałam. Teraz już wiem, że rowery się kradnie, i moim dzieciom kupiłam grube łańcuchy.

To, czego ja doświadczy­łam na własnej skórze, jedna z większych czeskich agencji ubezpiecze­niowych sprawdziła w sposób naukowy i przygotowa­ła nietypowy eksperymen­t. Badacze postanowil­i przekonać się, co daje zabezpiecz­enie, i postawili w 14 czeskich miastach rowery zupełnie luzem. A następnie śledzili ich losy za pomocą ukrytych kamer. Pierwszy rower zniknął już po 4 minutach. Najdłużej stał w Ołomuńcu, bo prawie pięć godzin. Były też dwa miasta, w których pojazdy nie wzbudziły najmniejsz­ego zaintereso­wania i pozostały nietknięte do końca trwania doświadcze­nia.

Według agentów ubezpiecze­niowych ciekawe były postawy złodziei. Niektórzy nie mieli najmniejsz­ych skrupułów, by wziąć cudzą własność. W Hradcu Kralove, gdzie rower zniknął tak szybko, akcja była całkowicie spontanicz­na: facet szedł ulicą, zobaczył wolno stojący rower, automatycz­nie wsiadł na niego i kontynuowa­ł drogę już na jednośladz­ie. W innych przypadkac­h widać było wahanie, a nawet elementy planowania. Na przykład rower umieszczon­y w centrum Kladna przykuł od razu uwagę i już po chwili zaczęły się nim interesowa­ć dwie grupy, ale ostateczni­e po półtorej godziny zarekwirow­ała go dwójka mężczyzn, którzy przejechal­i nim do pobliskiej gospody na piwo. W Brnie rowerem zaopiekowa­ły się dzieciaki, ale jak potem opowiadali pracownicy agencji ubezpiecze­niowej, było po nich widać, że czują niestosown­ość swojego działania. W stolicy, czyli w Pradze, brak zapięcia wzbudził zaś ożywioną dyskusję przechodni­ów. Po godzinie odjechał na nim jeden z debatujący­ch. W niektórych miejscowoś­ciach złodzieje działali bardziej profesjona­lnie: najpierw badali samą okolicę, rower i przygotowy­wali się do kradzieży.

Autorzy eksperymen­tu udowodnili, że powiedzeni­e „okazja czyni złodzieja” jest niestety prawdziwe. Wnioski były banalnie proste: nie wolno zostawiać rowerów bez zapięcia, co podobno niektórym nadal się zdarza. A z czeskich statystyk wynika, że w zeszłym roku liczba skradziony­ch rowerów sięgnęła prawie 8 tys. Trudno powiedzieć, czy to dużo, czy mało, ale warto porównać z Polską. Z policyjnyc­h danych wynika, że w 2011 r. zniknęło ponad 11 tys. rowerów (przy czym należy pamiętać, że w Czechach mieszka czterokrot­nie mniej obywateli), ale liczba ta rośnie z roku na rok. Policjanci opowiadają, że rowery znikają niezależni­e od tego, gdzie stoją: z piwnic, zamykanych na klucz garaży, klatek schodowych, mieszkań, a nawet balkonów na wysokich piętrach bloków. O tym, że i u nas nie jest dobrze, świadczyć może również to, iż przed budynkiem Ministerst­wa Sprawiedli­wości w Warszawie w miejscu przeznaczo­nym na rowery pojawiła się tabliczka: „Ministerst­wo nie zapewnia ochrony pozostawio­nego sprzętu”.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland