Kobietom podobają się „misiaczki”
Rozmowa z MICHAŁEM PIELĄ, aktorem serialowym i filmowym
– Widać, że lubi pan jeść. Czy jako osobnik puszysty czuje się pan komfortowo?
– Jak najbardziej. Nigdy nie miałem z tym problemu. Nie spotkały mnie sytuacje, żeby ktoś się ze mnie śmiał. Jako dziecko byłem wesołym i rozkosznym hipkiem.
– Czyli pan się nie odchudza, nie katuje wymyślnymi dietami?
– Parę razy mi się zdarzyło i nawet były spore efekty, ale przyszły święta, pyszne jedzenie i ten proces zostawał przerwany.
– Mimo wszystko stara się pan odżywiać zdrowo?
– Tak, od pewnego czasu zacząłem zwracać uwagę, co jem, i w moim menu pojawiły się warzywa, owoce... Dużo mówi się na ten temat w mediach i poddałem się tej modzie. Moja dieta bywa urozmaicona.
– Jest pan skromny, bo słyszałem, że zrzucił pan 20 kg w ciągu trzech miesięcy. Jak długo wytrzymał pan na diecie?
– Tamto odchudzanie prowadziłem przy konsultacji z dietetykiem, cotygodniowe wizyty dawały efekty. Zrozumiałem, że jestem w stanie tego dokonać, więc gdyby w przyszłości była taka konieczność, to na pewno to zrobię.
– A może nie ma pan odpowiednio dużej samodyscypliny?
– Sądzę, że nie chodzi tutaj o samodyscyplinę, bo jeżeli zapragnę się odchudzić, to na pewno to zrobię. – Potrafi pan gotować? – Staram się, radzę sobie w kuchni, ale nie jest to popis mistrzowskiego kunsztu i nie mogę powiedzieć, że wykazuję nadzwyczajne umiejętności w tym zakresie. Zresztą, nie mnie oceniać własne gotowanie. – Co jest pana specjalnością? – Ostatnio zrazy, które wychodzą mi całkiem nieźle i mogę powiedzieć, że to jest moja specjalność kulinarna, zwłaszcza że jest to moje ulubione danie z dzieciństwa pochodzące z kuchni śląskiej.
– Czy pana warunki zewnętrzne stały się atutem, czy może został pan zaszufladkowany do określonego rodzaju ról?
– Nie czuję się zaszufladkowany, i chociaż postać Mietka Nocula z serialu „Ojciec Mateusz” gram już pięć lat i bardzo jestem z nią kojarzony, to nie uważam, żeby to była dla mnie przeszkoda. Jestem aktorem i staram się wykonywać ten zawód jak najlepiej i wykorzystywać swoje umiejętności na różnych płaszczyznach.
– Czyli waga ciężka i wysoki wzrost mogą być atutami dla aktora?
– Jest to atut, chociaż są opinie, że aktorzy mniejsi lub wręcz mali są lepsi, bo inaczej rozchodzi się w nich energia. Jestem aktorem dość dużym, wyrazistym i nigdy mój wygląd nie przeszkadzał mi w uprawianiu tego zawodu.
– Ciekaw jestem, czy komisja egzaminacyjna Akademii Teatralnej zwróciła na to uwagę i zaliczyła na pana plus?
– Na takich egzaminach liczy się nie tylko talent, ale efekt zaskoczenia komisji, która ma przed sobą kilkaset osób do oceny, a tylko kilkanaście miejsc. Być może zauważano mnie dzięki wzrostowi i zakodowano w pamięci. propos: złożyłem dokumenty do wszystkich szkół teatralnych w Polsce.
– Koledzy mówią, że ma pan duży dystans do siebie. Czy rzeczywiście?
– Uważam, że w zawodzie aktora iw innych artystycznych dystans jest potrzebny, bo warto spojrzeć z boku na to, co się robi. Mam nadzieję, że moi koledzy dostrzegają go we mnie. Podobnie jak poczucie humoru – rubaszne, takie lubię. – Dlaczego został pan aktorem? – Od zawsze lubiłem chodzić do teatru, lubiłem oglądać spektakle. Podziwiałem aktorów, których praca bardzo mnie interesowała. Lubiłem Bińczyckiego, Dmochowskiego, Kowalewskiego, aktorów o dużych gabarytach, którzy świetnie sobie radzili z aktorskim warsztatem. To dzięki nim nabrałem odwagi i postanowiłem, że zostanę aktorem.
– Grał pan w teatrze amatorskim?
– Grałem w Teatrze Gart prowadzonym przez Jerzego Połońskiego w katowickim Pałacu Młodzieży. Były to czasy zwariowane, cudowne, pełne nowych zjawisk i wrażeń. Wspominam je z sentymentem.
– Poza aktorstwem nie miał pan innej alternatywy?
– Nie, bo wszelkie inne etapy zdawania egzaminów wstępnych pokrywały się z tymi do szkoły aktorskiej. Zmuszony więc byłem postawić wszystko na jedną kartę. Los zadecydował za mnie. Zdałem do szkoły teatralnej za pierwszym razem, dwa lata po maturze. Wcześniej poszedłem do studium medycznego i zostałem ratownikiem medycznym. Po jedenastu latach pewne prawa do wykonywania tego zawodu wygasły.
– Jak patrzyli na pana rodzice?
– Nie ograniczali mnie. Najważniejsze dla nich było, żebym robił to, co mi się podobało.
– Czy oni wiedzą, że stał się pan pracoholikiem?
– Nie wiem, czy ich to na tyle zajmuje. Cieszą się, że wykonuję zawód, który mi się podoba, i nie przeszkadza im, że jestem pracoholikiem.
wybór