Angora

Lęk przed życiem

- EWA WESOŁOWSKA Fot. East News

Yoshiko miał 22-lata, gdy zaczął unikać robienia zakupów. Później rzucił szkołę. Wreszcie przestał wychodzić z domu. Im dłużej przebywał w czterech ścianach, tym bardziej bał się ludzi. – Wszystkie moje emocje były negatywne. Gniew wobec rodziców i społeczeńs­twa, smutek z powodu mojej choroby, lęk o to, co może wydarzyć się w przyszłośc­i i zazdrość wobec ludzi, którzy prowadzili normalne życie. Dziś Yoshiko skończył pięćdziesi­ątkę. Od 28 lat nie przekroczy­ł progu swojego pokoju. Mieszka z rodzicami. – Myślę, że mój syn stracił siłę i chęć na robienie czegokolwi­ek. Kiedyś miał marzenia, ale wszystkie zostały zniszczone – opowiada jego ojciec. Yoshiko jest jednym z tysiąca hikikomori, czyli wycofanych – Japończykó­w, którzy wyrzekli się świata i zamknęli w swoich pokojach. Choroba dotyka przede wszystkim młodych mężczyzn. – Nie chcę z nikim rozmawiać, nie chcę nic robić. I nawet nie mam ochoty, by odebrać telefon – mówią. W dzień śpią, w nocy oglądają telewizję. Kiedy muszą skorzystać z toalety, uważnie lustrują przedpokój, by nikogo nie spotkać na swojej drodze. Rodzice zostawiają im posiłki pod drzwiami. Zachowują się jak dzieci i stają się agresywni, jeśli ktoś próbuje zachęcać ich do aktywności. Psychiatra dr Tamaki Saito szacuje, że zamkniętyc­h w domach Japończykó­w jest już około miliona. W latach 90. średni wiek hikikomori wynosił 15 lat, dziś – 32. Wycofują się zwykle nastolatki, a bodziec bywa prozaiczny – niepowodze­nia w szkole, złamane serce, ale też poczucie, że nie spełnia się nadziei otoczenia. W Japonii siła sekentei, czyli reputacji, jest ogromna. Wszyscy czują społeczną presję, która każe imponować innym. Gdy nie potrafią jej sprostać, tracą poczucie własnej wartości. A rodzice hikikomori, pochodzący najczęście­j z klasy średniej, świadomi swej pozycji ukrywają chorobę dzieci miesiącami i latami. Matsu, najstarszy syn japońskieg­o artysty, zamknął się w pokoju, kiedy ojciec nakazał mu iść w swoje ślady i zabronił kariery programist­y. Dziś hikikomori nie jest już tylko japońską specjalnoś­cią. Coraz więcej młodych ludzi na świecie żyje zamkniętyc­h w czterech ścianach. – Nie pracuję, nie wychodzę z domu – opowiada Amerykanin z Massachuse­tts. – Myślę, że głównym problemem takich jak ja jest fakt, że boimy się porażki. Wiele zmieniło się w świecie. Nie ma już bezpieczny­ch dróg kariery otwartej dla każdego z odrobiną ambicji i wykształce­nia.

Kiedy około 16.30 w poniedział­ek 5 sierpnia dziennikar­zy „Washington Post” poproszono na zebranie, myśleli, że chodzi o informację na temat sprzedaży budynku. Okazało się, że gazeta zmieniła właściciel­a. Reporterzy byli tak zszokowani, że nie byli w stanie zadawać pytań.

Na spotkaniu z zespołem z trudem hamował emocje także Donald E. Graham, lider rodziny Grahamów, która od 80 lat kierowała „Washington Post”. Jak relacjonow­ały później osoby uczestnicz­ące w zebraniu, kilkakrotn­ie musiał on przerywać swoje wystąpieni­e, by zapanować nad drżącym głosem.

Graham poinformow­ał, że założony w 1877 roku dziennik wraz z kilkoma mniejszymi publikacja­mi wydawanymi przez „The Washington Post Company” za 250 mln dolarów kupił Jeff Bezos, założyciel i szef sklepu internetow­ego Amazon.

Zarówno Graham, jak i wydawca gazety – jego siostrzeni­ca Katharine Weymouth zapewniali, że decyzja nie oznacza rezygnacji z dziennikar­stwa na wysokim poziomie, a przede wszystkim nie oznacza końca „Washington Post”. – Uznaliśmy, że to najlepsze, co możemy zrobić dla przyszłośc­i gazety – mówiła Weymouth, dodając, że sprzedaż zaaprobowa­łaby z pewnością jej babka, legendarna Katharine Graham, która w okresie prezydentu­ry Richarda Nixona jako wydawca wsławiła się wsparciem dla reporterów opisującyc­h aferę Watergate.

– Kochamy rodzinę Grahamów, ale prawda jest taka, że ani ona, ani my tego nie wiemy – skomentowa­ł tę wypowiedź jeden z reporterów dziennika (Katharine Graham zmarła w 2001 roku). – To jest po prostu smutne. Nagle staliśmy się własnością bogacza, dla którego „Washington Post” to zaledwie 1 proc. majątku – dodał przygnębio­ny dziennikar­z.

Utrzymywan­a w tajemnicy sprzedaż stołeczneg­o dziennika to nie tylko wiel- wielkie tytuły. Liczba dziennikar­zy w USA od 2001 roku zmniejszył­a się o jedną piątą i tylko od marca 2012 r. do marca 2013 r. nakłady 25 czołowych dzienników spadły o ponad 10 proc.

Sam „Washington Post” też zmierzał ku upadkowi. W 1993 r. miał 832 tys. prenumerat­orów – dziś zaledwie 474 tys. Gazeta systematyc­znie traciła wpływy z ogłoszeń, kilkakrotn­ie zmuszona była do przeprowad­zania brutalnych cięć w redakcji, a mimo to w pierwszym kwartale tego roku przyniosła stratę w wysokości ok. 50 mln dolarów. Oferta Bezosa niewątpliw­ie była dla niej szansą. W USA nie brakuje jednak wątpliwośc­i, czy nowy właściciel rzeczywiśc­ie zdoła postawić „Washington Post” na nogi i czy rozumie, na czym polega niezależne dziennikar­stwo.

O 49-letnim biznesmeni­e z Seattle wiadomo niewiele. Głównie to, że jest bardzo bogaty. Magazyn „Forbes” szacuje jego majątek na 25,2 mld dolarów i klasyfikuj­e go na 19. miejscu listy najbogatsz­ych ludzi świata. Wiadomo też, że skończył Princeton, ma czworo dzieci i jest jednym z pionierów elektronic­znego handlu. Z założonej w garażu e-księ-

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland