Niewidomi sędziowie Austria
Dopuszczenie Alexandra Niederwimmera i Gerharda Höllerera do składu 168 sędziów Federalnego Sądu Administracyjnego uważane jest za historyczny moment. Przeszli trudniejszą i dłuższą drogę od swoich widzących kolegów. Spełnili te same wysokie wymagania. Oficjalnie pracę w sądzie rozpoczną w styczniu 2014 roku.
W austriackich regułach zdatności do zawodu sędziego do 2006 roku tkwił zapis o wymogu sprawności fizycznej, co odbierało szanse osobom niepełnosprawnym na mierzenie się z tymi w pełni sprawnymi. Zapis zlikwidowano, ale do faktycznej zmiany musiało minąć siedem lat. Politycy, prawnicy, działacze organizacji antydyskryminacyjnych i sami niepełnosprawni witają pojawienie się niewidomych sędziów jako wielki krok w zrównywaniu szans zawodowych. Tym bardziej że np. w sąsiednich Niemczech niewidomych bądź niedowidzących sędziów pracuje już sześćdziesięciu.
Alexander Niederwimmer jest dumny, że nie stosowano wobec niego i kolegi, zarazem konkurenta, żadnej taryfy ulgowej. Wcześniej pracował jako prawnik w policji, już tam zasądzał wyroki. Podkreśla, że brak wzroku nie jest dla niego ograniczeniem, wydaje wyroki „nie jako ślepiec”, a jako przedstawiciel prawa. Zaznacza, że zobaczenie osądzanego „na własne oczy” nie ma nic wspólnego z ferowaniem wyroku.
Drugi niewidomy sędzia Gerhard Höllerer podkreśla, że niewidzenie nie jest żadnym ograniczeniem, udowadnia to swoją 26-letnią działalnością naukową w ministerstwie nauki. Otrzymał cenny w Austrii tytuł „radcy ministerialnego”, od 2012 roku jest zastępcą rzecznika praw studentów. Zaczynał jako urzędnik, wpisujący do komputera wyroki. Höllerer przyznaje, że nie wierzył, iż Austria jest już gotowa na niewidomego sędziego. – Kiedy zadzwonił do mnie przewodniczący sądu i powiedział, że jestem na liście, zamarło mi serce, zabrakło mi słów ze szczę- ścia. Usłyszałem, że powinienem znaleźć słowa do stycznia, bo wtedy zacznę rozstrzygać – śmieje się niewidomy sędzia.
Dlaczego dopiero teraz, zastanawiają się nowo mianowani sędziowie. Może dotąd decydenci nie byli dostatecznie poinformowani o możliwościach pracy osób niewidomych, może im nie ufano. Społeczny nacisk jednak był duży, wzory niemieckie się sprawdzały, w Austrii rozpoczęły się dyskusje na temat zmian w zawodach prawniczych. – Sędziowie otwo- rzewał – przekaże jednej osobie. Tej, która troszczyła się o niego od dwunastu lat.
Zainteresowana stwierdziła, że nie miała pojęcia o zapisie. Nie interesowała się pieniędzmi pracodawcy ani dokonywanymi przelewami. O sowitej darowiźnie dowiedziała się, gdy odczytano testament. Popłakała się, nie dowierzając, że przypadła jej w udziale taka fortuna. Szczegóły dotyczące ostatniego rozporządzenia ojca Giulio szybko dotarły do pałacu biskupiego. Hierarchowie zaniepokoili się, czy szokująco wysoka kwota nie uszczupliła zasobów parafii św. Sebastiana. Diecezjalni ekonomowie zaczęli drążyć, skąd ksiądz miał fundusze. Ponieważ nie wywodził się z bogatej familii, przyjęli hipotezę, że mógł uszczknąć z większej, kościelnej kieszeni. rzyli oczy – mówią Höllerer i Niederwimmer.
Gerhard Höllerer pamięta, że kiedy studiował, nie było skryptów elektronicznych, skanował materiały lub wklepywał je pismem Braille’a: – To była katastrofa, opuszki palców nie wytrzymywały, miałem straszne bóle palców. Dziś na uczelni są stanowiska dla niewidomych, gdzie można czytać i poprosić o elektroniczne przygotowanie materiałów. A czym różni się jego dzień pracy od pracy sędziów widzących? Niemal niczym. Technika
Z upoważnienia kurii adwokat Enrico Bertoni wniósł sprawę do sądu. Toczące się postępowanie ma wyjaśnić, czy na osobistym koncie zmarłego znalazły się pieniądze parafii. Kontrowersje budzi zwłaszcza ostatnia dokonana przez kapłana operacja, nieautoryzowana przez przełożonych. Parę dni przed śmiercią przelał on z parafialnego konta na swój rachunek 320 tysięcy euro. Pozostaje do ustalenia, czy miał zamiar zapłacić tymi pieniędzmi wykonawcom za renowację oratorium – i po prostu nie zdążył. Pojawiło się mnóstwo wątpliwości, więc bank udostępni sądowi historię transakcji z ostatnich pięciu lat. Po dokładnej analizie danych powinno się wyjaśnić, dlaczego sześciocyfrowe kwoty krążyły między rachunkami, do których dostęp miał głównie albo wyłącznie duszpasterz.
Postępowanie toczy się przed sądem cywilnym. Powództwo wytoczyła parafia, a gospodyni jest pozwaną. Już na pierwszym posiedzeniu możliwość wykonania testamentu została zablokowana. Konta zamrożono na czas weryfikacji informacji księgowych. Strony umówiły się na specyficzne, dobrowolne moratorium. Kolejna rozprawa odbędzie się w listopadzie.
Tymczasem dyrektor biura diecezjalnego w Brescii zapewnił, że jeśli okaże się, iż środki na koncie były własnością księdza Gatteri, jego wola będzie uszanowana. Wydaje się, że (w najgorszym razie) Mołdawianka może liczyć na co najmniej 450 tysię-