Kredyt umarzany
Ochotnica Dolna. Naprzeciwko urzędu gminy znajduje się agencja PKO Banku Polskiego, w której miało dochodzić do wyłudzeń kredytowych. Proceder, który trwał latami, wyszedł na jaw kilka tygodni temu, gdy jedna z klientek dowiedziała się, że zamiast kredytu męża, spłaca inne zobowiązanie na łączną kwotę 18,5 tys. zł. – Tego dnia wpłaciłam kolejną ratę – wspomina młoda kobieta, która zastrzega, że opowie swoją historię tylko po zapewnieniu jej anonimowości. – Gdy wróciłam do domu, wyciągnęłam z torebki pokwitowanie i ze zdumieniem odkryłam, że zamiast kredytu zaciągniętego na męża, spłacam kredyt na swoje imię i nazwisko, na zupełnie inny rachunek.
Żeby lepiej przyjrzeć się sprawie, kobieta postanowiła wrócić do banku i pod pretekstem wcześniejszego uregulowania należności poprosić o wydruk spłaty rat. Po tę wiedzę udała się jednak do filii agencji banku w Szczawnicy, gdzie usłyszała, że ma zaciągnięte na siebie dwa kredyty, które – jak usłyszała od pracownicy – „pięknie się spłacają”. – Początkowo zaczęłam się śmiać, a później tłumaczyć pracownikowi, że ich nie spłacałam – opowiada. Kobieta z wydruków ze spłat kredytów dowiedziała się, że pierwszy z nich na sumę 16 tys. zł zaciągnięto w 2008 r., drugi – na ponad 2 tys. – dwa lata później. Do spłaty obu pozostała niewielka kwota, którą następnego dnia po jej interwencji uregulowała Lucyna P. używająca imienia „Marzena”, pracownica agencji PKO Banku Polskiego w Ochotnicy Dolnej.
– To nie był koniec mojego koszmaru. Analizując w domu faktyczne zadłużenie, stwierdziłam, że kredyt męża powinien być już dawno spłacony, tymczasem jego zadłużenie z 8 tys. zł wzrosło do 18. Skąd to się wzięło – nie wiem? Przecież myśmy tego nie wzięli. Po kolejnej konfrontacji z Marzeną należność została nam zwrócona – wspomina kobieta, która o sprawie poinformowała nowosądecką prokuraturę.
Tylko nie mów nikomu
Informacje o „kredytowym procederze” szybko rozeszły się po Ochotnicy. Początkowo mieszkańcy nie bardzo w nie wierzyli, później zaczęli jeździć do filii agencji PKO BP w Szczawnicy, Nowym Sączu oraz Nowym Targu. Podobnych przypadków było więcej. Wśród poszkodowanych znalazła się również kobieta, która niemal po sąsiedzku z agencją bankową prowadzi budkę z małą gastronomią. – W ubiegłym roku w marcu wzięłam kredyt, by ruszyć z interesem – opowiada. – Dwa miesiące później, to był dokładnie czerwiec, usłyszałam od pani Lucyny, że jest promocja i tańszy kredyt, którym mogę spłacić ten „droższy”, co będzie dla mnie korzystniejsze – wspomina. Zgodziła się na propozycję. Na początku wszystko było w porządku, do czasu, gdy kobieta dowiedziała się o kredycie, który rzekomo miał zaciągnąć jej mąż.
Zdezorientowana pojechała do Nowego Targu. Tam dowiedziała się, że