Po co się żenią?
godzinie zabawy klient wezwał taksówkę i zamówił kurs do monopolowego. Chwilę rozmawialiśmy. Potem pan kupił szampana i kazał się zawieźć do domu mamy.
Na zwierzenia zbiera się zwykle kawalerom po wieczorze kawalerskim, a pannom – po panieńskim.
– Gdy słucham ich wątpliwości, zadawanych „życiowych” pytań, to nie wychodzę z podziwu. Po co oni biorą ślub, skoro nie są stuprocentowo przekonani. Bywa, że nie są już nawet zakochani, nie szanują się nawzajem! Pytają o radę, więc mówię: zastanówcie się, po co w przyszłości rozwód? Lepiej nawet przy ołtarzu powiedzieć „nie” i odwołać zapłacone już wesele, niż potem włóczyć się po sądach i dzielić majątek i pretensje.
Ale młodzi chyba jednak ostatecznie nie przejmują się ani swymi własnymi rozterkami, ani dobrymi radami doświadczonego taksówkarza. Odsetek rozpadających się małżeństw w Polsce rośnie.
– Kiedyś wsiadła do auta smutna kobieta. Mówi: „Proszę jechać gdziekolwiek” – przypomina sobie pan Józef. – Więc jadę, kręcę się po ulicach w lewo i prawo, licznik pracuje, a moja klientka wciąż milczy. W końcu pytam, co się stało.
Mąż kobiety wyjechał za pracą za granicę, aby zarobić na utrzymanie jej, domu i małego dziecka A tam poznał inną panią i właśnie postanowił ułożyć sobie z nią życie. O czym poinformował żonę SMS-em.
Inny przykład. Do taksówki wpada zdyszana kobieta i krzyczy: „Proszę jechać, byle szybciej!” Więc pan Józef naciska na pedał gazu i rusza. W lusterku widzi, że goni go inna taksówka. W końcu oba wozy się zatrzymują, z drugiego wypada – jak się okazuje – mąż kobiety i zabiera się do bicia żony. Taksówkarze interweniują, odciągają napastnika. Kobieta płacze, że mąż to damski bokser, bije ją i dzieci...
Taksówkarzy nie dziwią więc doniesienia o rosnącej przemocy w rodzinie. Ta przemoc wypełza z czterech ścian do ich samochodów.
Nie zapłacę, to mi ulży
– Jakie jest teraz polskie społeczeństwo? – pytam taksówkarzy. I wszyscy odpowiadają podobnie: bardzo agresywne.
Agresja przejawia się przede wszystkim w mowie. – Przekleństwa to dla Polaków przecinki, a najgorzej przeklinają... dziewczyny, nastolatki. Bywa, że towarzyszący im chłopcy uspokajają takie panny: Cicho, patrz, kobieta prowadzi taksówkę, nie przeklinaj przy niej. Ale one so- bie nic z tego nie robią – mówi pani Halina.
Nie dajemy sobie rady z emocjami. Stres w rodzinie czy w pracy – trzeba gdzieś odreagować. Na przykład w taksówce. Taryfiarza można wyzwać albo – na złość mu – nie zapłacić, tak jak szef nie zapłacił nam obiecanej premii.
– Ludzie coraz częściej nie płacą i nie robią tego z biedy, bo prawda jest taka, że komu brakuje na chleb, ten taryfy nie wzywa. Może czują się sami oszukani, więc w odwecie i oni chcą kogoś oszukać? – mówi taksówkarz. – Miałem kurs na Malinkę, do zapłaty wyskoczyło kilkanaście złotych. Facet zabiera się do wyjścia i oświadcza, że nie ma kasy. Mówię mu: „Zostaw dokument, idź do bankomatu”. On na to: „Z bankomatu też nie wyciągnę”. I po prostu wysiadł.
Taksówkarze mają swoje metody na zatrzymanie nieskorych do zapłaty klientów. Pan Bolesław wyciągnął długą ciężką latarkę (tzw. policyjną) i przygwoździł nią delikwenta do samochodu, wezwał policję. Wtedy dopiero klient sięgnął do portfela. Na liczniku było wprawdzie już dwa razy więcej niż pierwotnie – ale nie było problemu. Facet, okazało się, miał sporo gotówki – trzeba było mu wydać resztę.
Takich sytuacji jest coraz więcej. W tym tygodniu na niepłacenie zde- cydował się mężczyzna ubrany w markowe ciuchy. Taksówkarz go wprawdzie przytrzymał za skórzany pasek w spodniach i wezwał policję, ale zanim patrol się pojawił, szlufki w spodniach puściły i złodziej czmychnął między bloki.
– Mam przynajmniej satysfakcję, że popsułem mu drogie portki, warte z kilkaset złotych – mówi taksówkarz.
Grzeszymy słowem i uczynkiem. To widać podczas kursów nocnych. Pan Bolesław długo woził po salonach gier hazardowych duchownego, nie wiedząc o tym. – Kilka dni później ten sam człowiek w koloratce wsiadł do auta i kazał się wieźć na parafię. Spojrzeliśmy na siebie, wiedział, że go rozpoznałem.
Bywa, że „przykładni” ojcowie i mężowie nawet nie ściągają obrączki z palca, wybierając się do klubów nocnych. – Los raz tak zrządził, że wioząc małżeństwo z dwójką dzieci, w ojcu rodziny rozpoznałem klienta, który miał kilka nocy wcześniej ze mną kurs po klubach z paniami... – mówi inny taksówkarz. I milknie. Bo taksówka jest jak konfesjonał, a o poznanych tu grzechach się nie opowiada. Przynajmniej ze szczegółami...