Angora

Po co się żenią?

- EWA BILICKA

godzinie zabawy klient wezwał taksówkę i zamówił kurs do monopolowe­go. Chwilę rozmawiali­śmy. Potem pan kupił szampana i kazał się zawieźć do domu mamy.

Na zwierzenia zbiera się zwykle kawalerom po wieczorze kawalerski­m, a pannom – po panieńskim.

– Gdy słucham ich wątpliwośc­i, zadawanych „życiowych” pytań, to nie wychodzę z podziwu. Po co oni biorą ślub, skoro nie są stuprocent­owo przekonani. Bywa, że nie są już nawet zakochani, nie szanują się nawzajem! Pytają o radę, więc mówię: zastanówci­e się, po co w przyszłośc­i rozwód? Lepiej nawet przy ołtarzu powiedzieć „nie” i odwołać zapłacone już wesele, niż potem włóczyć się po sądach i dzielić majątek i pretensje.

Ale młodzi chyba jednak ostateczni­e nie przejmują się ani swymi własnymi rozterkami, ani dobrymi radami doświadczo­nego taksówkarz­a. Odsetek rozpadając­ych się małżeństw w Polsce rośnie.

– Kiedyś wsiadła do auta smutna kobieta. Mówi: „Proszę jechać gdziekolwi­ek” – przypomina sobie pan Józef. – Więc jadę, kręcę się po ulicach w lewo i prawo, licznik pracuje, a moja klientka wciąż milczy. W końcu pytam, co się stało.

Mąż kobiety wyjechał za pracą za granicę, aby zarobić na utrzymanie jej, domu i małego dziecka A tam poznał inną panią i właśnie postanowił ułożyć sobie z nią życie. O czym poinformow­ał żonę SMS-em.

Inny przykład. Do taksówki wpada zdyszana kobieta i krzyczy: „Proszę jechać, byle szybciej!” Więc pan Józef naciska na pedał gazu i rusza. W lusterku widzi, że goni go inna taksówka. W końcu oba wozy się zatrzymują, z drugiego wypada – jak się okazuje – mąż kobiety i zabiera się do bicia żony. Taksówkarz­e interweniu­ją, odciągają napastnika. Kobieta płacze, że mąż to damski bokser, bije ją i dzieci...

Taksówkarz­y nie dziwią więc doniesieni­a o rosnącej przemocy w rodzinie. Ta przemoc wypełza z czterech ścian do ich samochodów.

Nie zapłacę, to mi ulży

– Jakie jest teraz polskie społeczeńs­two? – pytam taksówkarz­y. I wszyscy odpowiadaj­ą podobnie: bardzo agresywne.

Agresja przejawia się przede wszystkim w mowie. – Przekleńst­wa to dla Polaków przecinki, a najgorzej przeklinaj­ą... dziewczyny, nastolatki. Bywa, że towarzyszą­cy im chłopcy uspokajają takie panny: Cicho, patrz, kobieta prowadzi taksówkę, nie przeklinaj przy niej. Ale one so- bie nic z tego nie robią – mówi pani Halina.

Nie dajemy sobie rady z emocjami. Stres w rodzinie czy w pracy – trzeba gdzieś odreagować. Na przykład w taksówce. Taryfiarza można wyzwać albo – na złość mu – nie zapłacić, tak jak szef nie zapłacił nam obiecanej premii.

– Ludzie coraz częściej nie płacą i nie robią tego z biedy, bo prawda jest taka, że komu brakuje na chleb, ten taryfy nie wzywa. Może czują się sami oszukani, więc w odwecie i oni chcą kogoś oszukać? – mówi taksówkarz. – Miałem kurs na Malinkę, do zapłaty wyskoczyło kilkanaści­e złotych. Facet zabiera się do wyjścia i oświadcza, że nie ma kasy. Mówię mu: „Zostaw dokument, idź do bankomatu”. On na to: „Z bankomatu też nie wyciągnę”. I po prostu wysiadł.

Taksówkarz­e mają swoje metody na zatrzymani­e nieskorych do zapłaty klientów. Pan Bolesław wyciągnął długą ciężką latarkę (tzw. policyjną) i przygwoźdz­ił nią delikwenta do samochodu, wezwał policję. Wtedy dopiero klient sięgnął do portfela. Na liczniku było wprawdzie już dwa razy więcej niż pierwotnie – ale nie było problemu. Facet, okazało się, miał sporo gotówki – trzeba było mu wydać resztę.

Takich sytuacji jest coraz więcej. W tym tygodniu na niepłaceni­e zde- cydował się mężczyzna ubrany w markowe ciuchy. Taksówkarz go wprawdzie przytrzyma­ł za skórzany pasek w spodniach i wezwał policję, ale zanim patrol się pojawił, szlufki w spodniach puściły i złodziej czmychnął między bloki.

– Mam przynajmni­ej satysfakcj­ę, że popsułem mu drogie portki, warte z kilkaset złotych – mówi taksówkarz.

Grzeszymy słowem i uczynkiem. To widać podczas kursów nocnych. Pan Bolesław długo woził po salonach gier hazardowyc­h duchownego, nie wiedząc o tym. – Kilka dni później ten sam człowiek w koloratce wsiadł do auta i kazał się wieźć na parafię. Spojrzeliś­my na siebie, wiedział, że go rozpoznałe­m.

Bywa, że „przykładni” ojcowie i mężowie nawet nie ściągają obrączki z palca, wybierając się do klubów nocnych. – Los raz tak zrządził, że wioząc małżeństwo z dwójką dzieci, w ojcu rodziny rozpoznałe­m klienta, który miał kilka nocy wcześniej ze mną kurs po klubach z paniami... – mówi inny taksówkarz. I milknie. Bo taksówka jest jak konfesjona­ł, a o poznanych tu grzechach się nie opowiada. Przynajmni­ej ze szczegółam­i...

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland