Uczciwi jak zakonnicy
Magiczny napój
15-letnia łodzianka postanowiła zabawić się w nieustraszonych Galów i spożyła eliksir złożony z garści dopalaczy oraz alkoholu. Składniki zadziałały wybornie, bo żeby ją uspokoić i przypiąć do łóżka pasami, potrzeba było aż jedenastu osób – lekarzy, pielęgniarek, ratowników i ochroniarzy. To najmłodsza i najsilniejsza pacjentka w historii oddziału.
Na podst. inform. prasowych
Pod prądem
W Polsce zapanowała mania wjeżdżania na autostrady pod prąd – zjazdem, zamiast wjazdem. Wszystkich przyćmił jednak kierowca poszukiwany listem gończym, który zrobił tak po pijaku, po czym na widok policji zaczął przesiadać się na drugą kanapę. Tylną. Ale pasażer też był nawalony i nie miał kto przejąć sterów. Funkcjonariusze nie uwierzyli, że auto jechało samo i sprawa się rypła.
Na podst. inform. prasowych
Dzieci gorszego Boga
Zorganizowaną grupę przestępczą, okradającą sklepy, zatrzymała policja w Czaplinku. Matką chrzestną bandy była 9-latka, dowodząca 7- i 8-latkiem, którzy na jej rozkaz kradli z półek słodycze. Jedli zaś wszyscy razem. Przypadek ten pokazuje, co kobiety potrafią zrobić z mężczyznami – niezależnie od wieku.
Na podst. inform. prasowych
Kosa na kamieniu
Policjanci z Jastrzębia-Zdroju przecierali oczy, gdy na komendę weszli dwaj faceci i oznajmili, że... okradli jednorękiego bandytę. Na szczerość nabrali ochoty, gdy właściciel maszyny rozpoznał ich na monitoringu, zdobył telefony i zaczął dzwonić, żądając sporego odszkodowania. Musiał być przekonujący, skoro złodzieje woleli spotkanie z policją.
Na podst. www.tujastrzebie.pl
Interes do d...
Obrotny pracownik firmy sprzątającej zapragnął stanąć w poprzek mądrościom ludowym i ukręcić jednak z g... bat. By dorobić, zaczął wypożyczać przenośne toalety na place budów w Olsztynie. Nielegalnie. Kokosów jednak nie zgarnął, bo przy pierwszej inwentaryzacji prawda wypłynęła na powierzchnię.
Na podst. www.olsztyn.wm.pl
Dziadostwo
11-latce z Gniezna pod nieobecność domowników skradziono z domu rower. Policja wszczęła więc dochodzenie i szybko doszła do sprawcy kradzieży. Okazał się nim dziadek dziewczynki, który zadziałał odwrotnie, niż zwykle robią to dziadkowie – zabrał wnuczce rower i sprzedał w lumpeksie za 30 zł.
Na podst. „Przemiany na Szlaku Piastowskim”
SZPERACZ
Ojcowie marianie dostali angielski dwór Fawley Court pod opiekę. Po latach sprzedali go po cichu za 12 mln funtów.
Zabytkowy angielski dwór Fawley Court przez ponad pół wieku był kolebką polskości w Anglii. Sfinansowała go polska emigracja i dała pod opiekę ojcom marianom, którzy prowadzili tam szkołę. Z czasem jednak placówkę zamknięto, a posiadłość w nie do końca jasnych okolicznościach za 12 milionów funtów sprzedano prywatnym inwestorom. Środowiska polonijne nie zobaczyły z tego ani grosza, bo zakon dokonał odpowiednich zmian w aktach prawnych. A to dopiero początek dłuższej listy grzeszków duchownych.
Obłudnicy jawiący się jako strażnicy moralności – tylko takie wnioski można wyciągnąć po zbadaniu sprawy budynku Fawley Court, który ojcowie marianie sprzedali parę lat temu. Dokonali tego w dość kontrowersyjnych okolicznościach. Choć z jednej strony jawią się jako mecenasi (kustosze) polskiej kultury, to afery wokół tego dworu pokazują, że absolutnie nimi nie są.
Położona nad Tamizą siedemnastowieczna posiadłość, która uchodzi za pierwowzór „Ropuszego Dworu” z powieści Kennetha Grahame’a, przeszła w ręce księży marianów w 1953 roku. Choć formalnymi właścicielami byli właśnie zakonnicy, to w rzeczywistości posiadłość Fawley Court została kupiona za pieniądze polskich emigrantów. Polscy duchowni z księdzem Józefem Jarzębowskim na czele stali się powiernikami miejsca, które miało być ośrodkiem edukacyjnym dla młodych Polaków. Powstała tam szkoła, która miała służyć emigracyjnej społeczności.
– To emigracja, a nie księża marianie przyczynili się do kupienia Fawley Court. To z ich składek pochodziły fundusze. Marianie byli właścicielami tego miejsca tylko na papierze, bo na kogoś musiała być zapisana szkoła, która tam powstała. Jednak nie byli moralnymi właścicielami tego miejsca – opowiada nam ksiądz Tadeusz Kukla z Polskiej Misji Katolickiej w Londynie.
Fawley Court nie dla emigracji w Londynie
Wspomniana szkoła przestała istnieć w 1986 roku i wtedy polscy zakonnicy po raz pierwszy sondowali możliwość sprzedaży Fawley Court. Jednak datki z Polonii, które rozwiązały część problemów finansowych, a także pewne zapiski prawne zapobiegły takiej decyzji.
Sprawa zmieniła się w 2000 roku, kiedy to marianie sprytnie dokonali zmian w aktach. Skoro szkoła już tam nie istniała, przenieśli własność z fundacji charytatywno-edukacyjnej, którą zarządzali, na swój zakon. Co zyskali? Dzięki temu mogli bez problemów pozbyć się majątku i jako jedyni mieć z tego tytułu korzyści. I dokładnie tak zrobili w 2008 roku.
– Niestety, Polska emigracja nie zdołała odkupić od nich Fawley Court – powiedziała nam Julitta Woodley z organizacji „Save Fawley Court”, która chciała odzyskać to miejsce dla Polonii. – Próbowaliśmy z nimi rozmawiać, jednak nie byli nami w ogóle zainteresowani. Mieli swojego kupca. Potem podczas sprzedaży doszło do sporu między dwoma potencjalnymi kupcami. Choć tamta sprawa skończyła się w sądzie, to jednak Fawley Court dla polskiej emigracji już nie odzyskamy – żali się Woodley, której synowie uczęszczali do szkoły ojców marianów.
Z tego, co ustaliliśmy, kiedy zakonnicy ujawnili zamiar sprzedania posiadłości, zgłosili się do nich przedstawiciele Polskiej Misji Katolickiej, którzy chcieli wykupić dwór i przekazać go Polonii, która przecież kiedyś go ufundowała. Do transakcji ani negocjacji nie doszło, ponieważ cena, jaką oferowali, nie satysfakcjonowała ojców.
– Zaproponowaliśmy marianom, że zapłacimy im połowę wartości Fawley Court – opowiedział nam ksiądz Kukla. I wyjaśnia: – Uznaliśmy, że skoro większość funduszy na zakup, a następnie remont majątku pochodziła z datków Polonii, to Fawley Court im się należy na własność. PMK miała być symbolicznym nabywcą, bo wiadomo, że właścicielem byliby wszyscy Polacy. Proponowaliśmy im 7 milionów funtów, czyli połowę wartości dworu. To miejsce należało do Polonii, a marianie byli jego kustoszami, nie właścicielami, więc i tak by na tym zyskali. Niestety, nikt się do nas nie odezwał – mówi Kukla.
Ostatecznie dwór trafił za 12 milionów funtów w ręce Cherrilow Ltd. Jest to spółka należąca do Aidy Hersham, która powstała wyłącznie w celu kupienia Fawley Court. Na tym nie koniec sprawy. Sama transakcja wzbudziła tyle podejrzeń, że do dziś interesuje się nią brytyjska policja, ponieważ ostateczna cena była zdecydowanie poniżej oryginalnej wyceny. Zwłaszcza że pewien deweloper – Richard Butler- -Creagh – proponował im 22,5 miliona funtów, by następnie zejść do 16,5 miliona funtów.
– Są podejrzenia, że marianie przyjęli dodatkowe pieniądze bez zgłoszenia tego – powiedziała nam Woodley. – Nie wiem, czemu to zrobili. Może po to, by Kościół miał jakieś zabezpieczenie finansowe, w przypadku gdyby ktoś ich pozwał. Ostatnio często dochodzi do takich procesów – mówi Woodley.
Potencjalni kupcy mieli jeszcze dwa problemy. Na terenie Fawley Court był pochowany ksiądz Jarzębowski, założyciel szkoły. Więc nowy właściciel miałby obowiązek umożliwić ewentualny dostęp do grobu wszystkim zainteresowanym. Podobnie w przypadku kościoła, który również znajdował się na terenie posiadłości.
W ubiegłym roku bez zgody członków rodziny pod osłoną nocy ciało ojca Jarzębowskiego zostało przeniesione na okoliczny cmentarz. Wcześniej jednak grób założyciela Kolegium Miłosierdzia Bożego był bezczeszczony. Robotnicy kilkakrotnie usuwali krzyż i płytę nagrobną tylko po to, by potem zamontować je z powrotem. Trzeba dodać, że ojcowie marianie, pomagając nabywcom w przeniesieniu zwłok księdza Jarzębowskiego, bezpośrednio sprzeciwiali się jego woli. Duchowny zażyczył sobie, by po śmierci pochować go naprzeciwko boiska do piłki nożnej, gdzie często grał z uczniami.
W Fawley Court mieściło się także muzeum, w którym znajdowało się wiele cennych zbiorów. Miało ono krzewić postawy patriotyczne wśród polskiej emigracji, która w sporej części sama je tam dostarczyła.
Znany brytyjski historyk architektury i pisarz Gavin Stamp dokładnie opisuje tę sprawę w dwutygodniku „ Private Eye”. Informował także o nielegalnym wywozie zbiorów muzealnych. Te po jakimś czasie pojawiły się w Licheniu. Stamp ujawnia także, że sama wartość eksponatów wynosiła około 15 milionów funtów. Wśród nich była kolekcja majora Witolda Buchowskiego, która miała służyć emigracji, nie zaś rzeszom wiernych w Licheniu.
Marianie próbowali przejąć i sprzedać więcej nieruchomości
Jednak z tego, co ustaliliśmy w rozmowie z księdzem Kuklą, wyszło na to, że dwór Fawley Court nie był jedyną