Zemsta
ło się doprowadzić do 11 fałszywych małżeństw. Jeden ze ślubów odbył się we Włoszech. Aktem oskarżenia objęto aż 31 osób. Znaczna część oskarżonych, w tym zawierające lipne małżeństwa kobiety, poddało się dobrowolnie karze. Zazwyczaj były to wyroki pół roku pozbawienia wolności w zawieszeniu.
Sprawy większości oskarżonych wyłączono do odrębnego postępowania i zajęły się nimi sądy w Warszawie, Pruszkowie i Chorzowie. Przed Sądem Okręgowym w Katowicach stanęli natomiast 37-letni Isiah U-O i 35-letni Forturnatus N-U.
Forturnatus N-U od samego początku nie przyznawał się do postawionych mu przez prokuraturę zarzutów.
– Nigdy nie zajmowałem się organizacją fikcyjnych ślubów dla Nigeryjczyków. I nie brałem za to pieniędzy – zapewniał prokuratora.
I takie wyjaśnienia podtrzymał przed sądem, choć został rozpoznany przez świadków jako Kris. Zaprzeczył natomiast późniejszym wyjaśnieniom ze śledztwa, kiedy przyznał się do wszystkiego. Tę „chwilę załamania” tłumaczył w sądzie tak:
– Złożyłem te nieprawdziwe wyjaśnienia po długim pobycie w areszcie. Byłem sfrustrowany i wystraszony. I tak mówiłem, bo chciałem wyjść za kaucją. Marzyłem o tym, żeby opuścić areszt i wrócić do domu. Dowiedziałem się, że moja żona przyleciała z Anglii i bardzo chciałem się z nią zobaczyć. Dodam jeszcze, że w tym czasie nie mogłem spać i brałem dużo środków nasennych.
– Ale chodził oskarżony na te śluby. Dlaczego? – pytał sąd.
– Bo mnie zapraszali. I zawsze byłem przekonany, że chodzi o miłość, że są to śluby z miłości.
Drugi oskarżony, Isiah U-O, również nie przyznawał się w śledztwie do organizowania fałszywych ślubów. Ale już podczas pierwszej rozprawy zmienił zdanie.
– Przyznaję, że brałem udział w tym procederze.
– Czy kwota 5 tys. euro, jaką pan z tego uzyskał, jest prawdziwa? – chciał się upewnić prokurator.
– Tak, może nawet troszkę zaniżona.
– I miał pan świadomość, że te śluby były fikcyjne?
– Tak, te śluby były po to, żeby zalegalizować pobyt w Polsce obywatelom Nigerii.
Oskarżony Isiah U-O złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze – dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy. Sąd postanowił wyłączyć jego sprawę do odrębnego postępowania.
PS Personalia kobiet, które zawierały fałszywe małżeństwa, zostały zmienione.
Andrzej Fołtyn wiadomił brata o tym telefonie.
6 grudnia tego roku nieznany mężczyzna zadzwonił o 14.15 do mieszkania Stanisława Fołtyna, a kiedy ten wyjrzał przez okno, oddał w jego kierunku strzał z broni palnej. Policja prowadziła w tej sprawie postępowanie przygotowawcze (o czyn z art. 166 k.k. – groźby karalne), w trakcie którego podczas oględzin miejsca zdarzenia znaleziono dwa niedopałki papierosów „Klubowych”.
W marcu 1991 roku, wobec niewykrycia sprawcy, postępowanie to umorzono. Później okazało się, że zamach miał inny przebieg. Stanisław Fołtyn i cała rodzina (na jego kategoryczne polecenie) zataili stan faktyczny. W rzeczywistości to Ewa Fołtyn po usłyszeniu dzwonka wyjrzała przez okno i zobaczyła mężczyznę, który zapytał: „Czy tutaj mieszka Stanisław Fołtyn?”. Odparła, że mieszka, i poszła po męża. Stanisław wyjrzał przez okno i w tym momencie
W miejscowości Sobota, nieopodal Lwówka Śląskiego, w tzw. bliźniaku mieszkali z rodzinami bracia Fołtynowie. Pracowali w Lwówku Śląskim. Stanisław był kierowcą w tamtejszych Zakładach Przemysłu Drzewnego i często wyjeżdżał do Niemiec w celach zarobkowych.
W listopadzie 1990 roku wrócił z kolejnej wyprawy „na saksy” i za przywiezioną gotówkę kupił poloneza, telewizor „Sony” i kosztowny sprzęt audiowizualny. Po powrocie podjął pracę w tartaku.
Sąsiedzi i znajomi zauważyli nie tylko jego nowe nabytki, ale również i to, że Stanisław Fołtyn stał się małomówny i niezwykle ostrożny, wieczorami nie wychodził z domu. W styczniu 1991 roku kupił (legalnie) pistolet gazowy. W ogóle zachowywał się „dziwnie”. 10 października 1991 roku miał jechać do Krakowa z dyrektorem firmy. W drodze do Lwówka Śląskiego, około godz. 13.30, spostrzegł rzucone w poprzek jezdni drzewo. Dałoby się je bez trudu usunąć, ale należało wysiąść z samochodu. Fołtyn wycofał wóz i dojechał do Lwówka okrężną drogą. Ta historia i wiele innych faktów dowodzą, że Stanisław Fołtyn od jesiennego powrotu z Niemiec panicznie bał się o swoje życie.
24 listopada 1990 roku około godz. 11 do CPN-u w Lwówku Śląskim, gdzie pracował brat Stanisława Andrzej Fołtyn, zatelefonował nieznany mężczyzna i zapytał: „Czy pański brat Stanisław pracuje w tartaku?... Ukatrupimy go”. za- padł strzał. Ponieważ Ewa Fołtyn nie potrafiła opisać sprawcy, poddano ją seansowi hipnotycznemu, podczas którego przypomniała sobie, że mężczyzna, który pytał o jej męża, a potem strzelał, był wysoki, szczupły i miał bardzo jasne włosy, ubrany był w ciemną kurtkę.
Strach Stanisława Fołtyna nie był więc spowodowany urojeniami, rodzina doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale on milczał. Ewa Fołtyn myślała nawet o zrezygnowaniu z pracy w banku w Lwówku Śląskim, bo czuła się bezpiecznie tylko w domu.
O wpół do pierwszej w nocy 18 października 1991 roku panią Ewę obudziły odgłosy dochodzące z pokoju dziecięcego. Nie zapalając światła, poszła do pokoju, w którym spała dwójka jej paroletnich dzieci. Została zaatakowana. Napastnik związał jej ręce, a następnie przyłożył do twarzy tampon nasączony jakimś środkiem chemicznym. Ewa Fołtyn straciła przytomność. Przypomniała sobie potem, że mężczyzna, szamocząc się z nią, powiedział do kogoś: „Idź tam!”. Doszła do wniosku, że sprawców musiało być co najmniej dwóch. Osobnik, który ją zaatakował, miał być wyższy od niej o głowę i bardzo silny. Nie umiała opisać jego wyglądu, ponieważ go nie widziała.
Ocknęła się mniej więcej po 30 minutach. Leżała na podłodze z rękami związanymi z tyłu, przytwierdzonymi do nogi stołu. Usłyszała głos swojej starszej siedmioletniej córki. Dziewczynce było zimno i prosiła o przykrycie. Usłyszała też dobiegające z sypialni jęki męża. Gwałtownym szarpnięciem uwolniła się z więzów i najszybciej jak mogła poszła do sąsied- niego pokoju. Zapaliła światło i zobaczyła męża leżącego na podłodze, był ranny. Przerażona pobiegła do mieszkającego obok brata męża, który natychmiast przyszedł do jej mieszkania. Zobaczył brata leżącego w kałuży krwi i zszokowany uznał, że miał wylew. Natychmiast pojechał do ojca mieszkającego w tej samej miejscowości i zawiadomił go o wypadku, a zaraz potem ruszył na pogotowie w Lwówku Śląskim.
Mieczysław Fołtyn zobaczył, że jego syn jest ciężko ranny i pobiegł do sąsiadki, która miała telefon, by powiadomić policję. Następnie oboje przyszli na miejsce zbrodni. Stanisław Fołtyn jeszcze żył. Ojciec posadził go w fotelu i usiłował z nim rozmawiać, ale syn tylko jęczał. Wkrótce zjawił się lekarz z pogotowia, który zdecydował, że należy zabrać poszkodowanego do szpitala w Lwówku Śląskim. W drodze do szpitala Stanisław Fołtyn zmarł.
Do domu zmarłego przyjechała grupa operacyjno-śledcza, która ustaliła, że sprawcy dostali się do budynku przez okno pokoju dziecięcego. Wdrapali się tam po przygotowanym wcześniej pniu świerku o długości 360 cm. Na parapecie okiennym od zewnątrz nie znaleziono żadnych śladów, natomiast od strony pokoju wykryto ślady obcasa. Do nogi stołu w pokoju dziecięcym był przywiązany męski podkoszulek z charakterystycznymi węzłami. To nim była skrępowana Ewa Fołtyn. Przed wejściem do sypialni znajdowały się liczne krwawe ślady butów. W sypialni znaleziono: parę sznurowanych butów typu „Yeting”, ciemnobrązowe rajstopy, dziecięcą czapkę niebieską z czarnymi gwiazdkami, jasną perukę produkcji koreańskiej. Przedmioty te pozostawili sprawcy.
Zabezpieczono też pukle włosów, ślady linii papilarnych, plamy krwi i fragment zasłony z zapachem substancji chemicznej. Na ramie okiennej wykryto krwawe ślady palców bez linii papilarnych, a na zewnętrznej ścianie budynku otarcia tynku, świadczące o tym, że sprawcy opuścili dom właśnie tą drogą (okno było otwarte). Pod oknem, na sztachetach płotu, znaleziono krwawe ślady, podobne znajdowały się na siatce odgradzającej posesję od ulicy. Podczas dochodzenia użyto psa tropiącego, który podjął ślad i doprowadził do drogi wiodącej do miejscowości Gorczyca i Lwówka Śląskiego. Spenetrowano okolice domu i trasę psa, ale żadnych śladów i przedmiotów mogących mieć związek ze sprawą nie znaleziono.
Sekcja zwłok Stanisława Fołtyna wykazała liczne rany tłuczone głowy i kłute rany klatki piersiowej oraz
36