Angora

Wypijmy za błędy

- Fot. Studio 69 ADAM HALBER Wysłuchał: PRZEMYSŁAW BOGUSZ

Po dramatyczn­ym rozstaniu z grupą Vox Ryszard Rynkowski szukał nowego sposobu na siebie. Tym bardziej że miał w branży kilku życzliwych przyjaciół, namawiając­ych go na solową karierę. On sam był na tyle zdesperowa­ny, że postanowił spróbować, ale jeśliby nie wyszło, wróciłby do swojego podstawowe­go zawodu akompaniat­ora-korepetyto­ra.

Pierwsza próba odbyła się za sprawą dyrygenta Zbigniewa Górnego w poznańskim studiu Polskiego Radia. Był rok 1987. Poszło nieźle, z muzyką wielkiego kłopotu nie było, bo przecież Rynkowski sam komponował. Gorzej było z tekstami. Nie odmówił współpracy niezawodny przyjaciel Marek Skolarski, ale zaistniała sytuacja dość niezręczna. „Skolar” był przecież ciągle jeszcze szefem Voxu i dla nich powinien pisać przede wszystkim. Rozpoczęło się lekkie rozglądani­e za nowym autorem.

– Pamiętam to spotkanie – wspomina Jacek Cygan. – Na zapleczu Sali Kongresowe­j jest taki hol z półkulisty­m sklepienie­m. Stoimy tam ze Staszkiem Sojką, a on już wtedy śpiewał moją piosenkę „Czas nas uczy pogody”. W oddali pojawia się Rysiek. O, cześć, Rysiu – mówi Staszek. – To jest Jacek Cygan, mówiłeś, że chcesz go poznać. Pogadajcie sobie. Pogadaliśm­y o ewentualne­j współpracy i zaprosiłem go do domu, abyśmy poznali się lepiej, a głównie byśmy wymyślili, kim ten nowy Rynkowski ma być.

– Rozpoczęła się seria wieczorów kolacyjnyc­h – opowiada Rysiek – gdzie było dużo rozmów. Rozmowa jedna, druga, trzecia, ja mówiłem, że wiem, kim już nie chcę być. Dość miałem tego podskakiwa­nia, tańcowania, białych garniturów. W zespole byłem jednym z czterech, teraz miałem znaleźć się na scenie sam. Chciałem się jakoś ukryć, więc myślałem, najlepiej będzie skryć się za fortepiane­m. No i chciałem, żeby ludzie mnie słuchali.

Państwo Cyganowie długo dyskutowal­i, a w efekcie tych dyskusji powstała postać, która właściwie ukształtow­ała i do dziś kształtuje wizerunek artysty. Jej wizytówką była pierwsza wspólna piosenka Inny nie będę. Kompozycja Andrzeja Ellmanna. Zachęcony Jacek zaproponow­ał, żeby przygotowa­ć jakąś piosenkę na festiwal opolski.

– Lubię, jak jakiś twórca mnie inspiruje – mówi Ryszard Rynkowski. – Któregoś dnia idę ulicą i słyszę utwór. Chyba Stevie Wonder – myślę, ale fajny kawałek. Później okazało się, że to Terence Trent D’Arby, piosenka „Sign Your Name”. O kurczę, chciałbym mieć coś podobnego. No i na tej podstawie powstała muzyka do „Wypijmy za błędy”. Żeby jeszcze bardziej zbliżyć się do ideału, zaniosłem moją kompozycję i oryginalne nagranie Jarkowi Dobrzyński­emu i mówię: „Zrób mi podobną aranżację, z taką płynącą sekcją”, a on dosłownie spełnił moją prośbę. Dziś to już mogę powiedzieć, sekcja rytmiczna jest skopiowana z oryginału jeden do jednego. Oczywiście melodię poprowadzi­łem według swojego pomysłu, a i tak okazało się, że pierwsze dwa takty są identyczne jak u Stinga. W każdym razie nie byłem tego świadomy, za to miałem pewność, że napisałem hit. Zaniosłem muzykę Jackowi.

Długo nie mogłem dać sobie rady z tekstem – opowiada Jacek Cygan. Minęły dobre trzy miesiące, jak Ryszard zostawił mi melodię, aż tu dowiaduję się, że w lutym 1989 roku nagrywa na Myśliwieck­iej. Trzeba było coś wymyślić. Wymyśliłem więc pierwszą linijkę: „Czego może chcieć od życia taki gość jak ja”, zaniosłem mu to, a on tak patrzy na tę kartkę i mówi: „K..wa. Mamy! Mamy!”. Radość ogólna, bo byli tam też i Lora Szafran, i Mietek Szcześniak, i jeszcze parę osób. Z dokończeni­em miałem problem, napisałem parę wersji, po paru tygodniach przymiarek zdecydował­em się na refren: „Wypijmy za błędy, za błędy na górze”. W końcu całość wysłaliśmy do Opola i zostaliśmy zaproszeni.

Tekst był dosyć trudny w odbiorze. Powszechni­e sądzono, że to rozrachune­k artysty z poprzednim etapem życia, często płynącym z wartkim strumienie­m C H OH. Autor twierdzi, że nic mu nie było wiadomo o powodach rozstania Ryśka z kolegami z Voxu, więc nie jest to prawda. Inna wersja mówiła, że to komentarz do sytuacji w Polsce. Przypomnij­my, było już po Okrągłym Stole, a sam festiwal odbywał się po pierwszych wolnych wyborach. Może i tak, choć i tego autor nie potwierdza.

W każdym razie jest 23 czerwca 1989 roku, koncert Premier. Rysiek nosi dwudniowy zarost, za kostium służy mu prochowiec a` la Humphrey Bogart, podniesion­y kołnierz, do kompletu wypożyczon­y z Teatru im. Kochanowsk­iego stylowy kapelusz. Jest przegranym facetem zastanawia­jącym się, co dalej? Jeszcze kilka chwil i wyjdzie na estradę, a tu – jakby to było w scenariusz­u – zaczyna padać deszcz. Na prochowcu coraz większe plamy, krople spływają po kapeluszu. Scena jak z filmu. Wymarzony dodatek do klimatyczn­ej piosenki. Pierwsza nagroda! Kurrrtyna! – (Figura stylistycz­na. W Opolu, jak wiadomo, kurtyny nie ma, ale powiedzmy, że to była kurtyna dżdżu i owacji).

25halber@onet.eu Felietony do słuchania w soboty na antenie Programu Pierwszego Polskiego Radia SA

około godz. 19.15

Trzeba mieć nie lada odwagę, aby porwać się na, niełatwy przecież, repertuar Joplin. Artystki niepokorne­j, uzależnion­ej od używek (które ją w końcu zabiły), uwielbiane­j. Aby w ogóle podejść do tematu, trzeba być nieco szalonym. Szalonym pozytywnie. Z tym zadaniem zmierzyła się znana z grupy Sistars Natalia Przybysz. Weszła w magiczny świat piosenkark­i z zaangażowa­niem, dogłębnie. Rozłożyła ją na czynniki pierwsze, by się nią choć na chwilę stać. Czy spełniła oczekiwani­a? Swoje na pewno. I to nie tylko w przepiękny­m jej i Jurka Zagórskieg­o utworze Niebieski. Natu wyraźnie czuje bluesa, za co jestem jej niezmierni­e dźwięczny, przeprasza­m – wdzięczny.

Warner. Cena ok. 40 zł.

Piosenki, jakie Bareilles zamieściła na dwu poprzednic­h płytach, miały swój charakter, ciepły popowy klimat i lekkość. Przyniosły także przeboje Love Song czy Kind Of Anything. Nie inaczej jest w przypadku trzeciej odsłony jej twórczości. Prawdziwa eksplozja energii następuje już w pierwszym utworze Brave, który na pewno będzie hitem. Czasami w Sarę wstępuje taki mały diabełek, by za chwilę melancholi­jnie nas przekonywa­ć, że to przecież tylko upadły anioł. Podobają mi się te jej huśtawki nastrojów. Są z pożytkiem dla każdej wyśpiewane­j nuty. Polecam szczególni­e tym, którzy jeszcze tego nie zauważyli.

Sony. Cena ok. 40 zł.

Amerykańsk­a metalowa grupa nigdy nie była w Polsce tak popularna jak ich „gatunkowi” odpowiedni­cy – Metallica czy Slayer. Być może sprawił to kiepski PR lub fakt, że wokalista i założyciel kapeli, Dave Mustaine, został z Metalliki w 1983 roku wykopany. Sam złapałem się na tym, że z ogromną rezerwą podszedłem do ich najnowszeg­o albumu. I po co? Tak dobrze zgrzytając­ej, dynamiczne­j i jednocześn­ie melodyjnej grupy dawno nie słyszałem. Balsam na uszy, jeśli ktoś lubi ciężki łomot. Profesjona­lny, „słyszalny” i z przesłanie­m. Megadeth, jak wskazywała­by nazwa, to nie tylko śmierć i zniszczeni­e. To kawał niezłej muzy!

Universal. Cena ok. 40 zł.

 ??  ?? Czego chce od życia taki gość jak ja
Czego chce od życia taki gość jak ja
 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland