Czy ktoś chciałby tak żyć?
Pragniemy zabrać głos w związku z wywiadem udzielonym przez Pana Profesora Zbigniewa Dobrzańskiego pt. „Kury śpiewają w klatkach” (ANGORA nr 31).
Jesteśmy absolwentami Uniwersytetu Przyrodniczego i niestety... wstyd nam za nierzetelne informacje, jakie pojawiły się w owym wywiadzie. Na pytanie o ból zwierząt poddawanych ubojowi rytualnemu Profesor opowiada o stresie. A proszę powiedzieć – co ma jedno z drugim wspólnego? Wiadomo, że zwierzę, które się zabija, stresuje się tak samo, bez względu na to, jaką odbywa się to metodą i tego nie negujemy. Jednak ból, który zwierzęta odczuwają, jest nieporównywalny przy uboju rytualnym i uboju tradycyjnym.
Kto z nas poddałby się operacji bez znieczulenia, choćby nawet miała ona trwać kilka minut? Kolejny poruszony aspekt – czynnik ludzki. Podobno zwierzęta zabijane rytualnie giną szybko, bo zajmuje się tym „fachowy rzezak, który jednym cięciem odcina dopływ krwi do mózgu”, a w uboju tradycyjnym „radikalem strzela się jej (krowie – przyp. autora wywiadu) w czaszkę. Człowiek trafi lub nie trafi precyzyjnie”. Niestety, nikt nie zastanawia się, czy ów „rzezak” również „trafi lub nie trafi”. Ludzie są, jacy są i trudno uwierzyć, że skoro do błędów dochodzi w tradycyjnej rzeźni, nie ma ich w „koszernej”.
Profesor przytacza badania dotyczące omylności ludzkiej jedynie w jednym przypadku, więc nie daje podjąć wyboru czytelnikowi, gdzie leży prawda... A że „kury w klatkach śpiewają”, to też ciekawe... Nie od dzisiaj wiadomo i niejedna osoba widziała, w jakich warunkach żyją kury w chowie klatkowym. Nie sądzę, że „śpiewają, bo są szczęśliwe”, gdy przycina się im dzioby i skrzydła, a wolnej przestrzeni na sztukę przypada 25x30 cm (750 cm kw.). Ale o tych aspektach chowu klatkowego nic nie powiedziano. Wyobraźmy sobie czło-