„«Obłęd» – historia alternatywna po raz drugi”
to 379 zabitych, w tym 164 cywilów i około tysiąca rannych. Jeden generał znikł, sześciu za wierność rządowi wylądowało w więzieniu i tam dokonało żywota. Bilans stanu wojennego jest wielokrotnie mniejszy.
To zdanie z listu pana Z.T. przypomniało mi, że kiedyś przeczytałem, niestety, nie pamiętam gdzie, taką opinię: „W XX wieku mieliśmy w Polsce dwóch mężów stanu – Piłsudskiego i Jaruzelskiego, bo cechą takiego męża jest odwaga w podejmowaniu często kontrowersyjnych decyzji, mając na względzie dobro kraju”. Jestem gotów przyznać autorowi rację.
Ostatnio głośny stał się „incydent” (?) bójki na plaży w Gdyni, a problem tzw. kiboli ma już kilkuletnią historię. Z zaskoczeniem i przerażeniem uświadomiłem sobie, że przecież ci młodzi bandyci urodzili się już w wolnej, demokratycznej, suwerennej Polsce. Minęło prawie ćwierć wieku i jakie są nasze osiągnięcia na niwie wychowania młodzieży? Dokąd zmierzamy?
Na zakończenie trochę na wesoło. W 32. numerze ANGORY-PERYSKOPU przeczytałem przedruki z prasy gruzińskiej „Kaukaskim tropem Lecha”, że prezes Jarosław Kaczyński odwiedził swego przyjaciela prezydenta Gruzji Saakaszwilego. I tam z jego rąk otrzymał najwyższe odznaczenie – Order Świętego Jerzego, a w podzięce obiecał prezydentowi Gruzji azyl polityczny po zakończeniu kadencji. Pytanie nasuwa się samo: kto upoważnił pana Jarosława do takich obietnic, i co nabroił prezydent Gruzji, że musi się obawiać o siebie i swoją rodzinę? W tym samym (32) numerze ANGORY czytam notkę w „Przeglądzie tygodnia”, że prezydent Saakaszwili stawia w Gori usunięty w 2007 roku pomnik Stalina. Czyż to nie cudowne efekty naszej polityki zagranicznej? Może doczekamy w Unii Europejskiej tego, iż będziemy mogli na Ukrainie składać kwiaty pod pomnikami Bandery, aw Gruzji pod pomnikiem Stalina? Z pozdrowieniami
List ten piszę pod wpływem wypowiedzi MOHERA57 pt. „Głos z prawej strony” (ANGORA nr 34) dotyczącego m.in. oceny Powstania Warszawskiego w książce Piotra Zychowicza „Obłęd”.
Nie jestem jakoś szczególnie związany z naszą stolicą. Ani rodzinnie, ani z sentymentu. Nie jestem też, zdaje się, wielkim zwolennikiem twierdzeń Pana Piotra Zychowicza. Choć jego ostatnią książkę przeczytałem z zainte- resowaniem. Nie dlatego nie jestem zwolennikiem jego tez, że mam inne poglądy polityczne, ale dlatego, że Pan Piotr zajmuje się historią alternatywną. Pisze więc, co by było, gdyby... Dodatkowo, święcie wierzy w to, co pisze (...).
Zgadzam się z oceną powstania. Było ono niepotrzebną hekatombą, której twórcy (dowództwo AK) mieli stanąć przed trybunałami i to nie tymi ze Wschodu, ale z Zachodu (rząd RP na uchodźstwie). Twierdzenie, jakoby powstanie musiało wybuchnąć i tak czy inaczej wybuchłoby, bo ludzie chcieli walczyć, bo mieli dość – prowokuje pytanie: czy AK była armią, która wykonuje rozkazy swoich dowódców, czy zbieraniną przypadkowych ludzi, którzy robią to, co im się podoba? Być może nie należało nic robić, jak twierdzi Pan Zychowicz. Na pewno jednak nie należało twierdzić, że możemy sami, bez pomocy Armii Czerwonej wyzwolić Warszawę (...).
Zastanawia mnie, czy teza Pana Piotra Zychowicza, iż należało dążyć do powtórki z pierwszej wojny, jest słuszna. Nic dwa razy się nie zdarza. Czy Rosja pierwszą wojnę światową przegrała? Tu chyba można dyskutować. Na pewno się z niej wycofała. Czy jednak jako pokonana? Twierdzi Pan Zychowicz, że Polacy pierwszy raz w 1944 r. nie walczyli z najeźdźcą ze Wschodu. W 1813 r. też zdaje się nie walczyli. Aleksandra I zaś chyba nazwali nawet odnowicielem Królestwa Polskiego. Chociaż, powie ktoś, a Lipsk i książę Pepe? No tak, ale tam zdaje się Polacy walczyli po obydwu stronach. Na Litwie Napoleon nie zdobył wielkiego zaufania, zaś przy Aleksandrze stał książę Czartoryski. Któż więc był zdrajcą?
Krzywdzi Pan Zychowicz poprzednie pokolenia powstańców, mówiąc, że nie dorównują oni swoim patriotyzmem i oddaniem sprawie tak jak AK. W szczególności krzywdzi chyba powstańców z 1863 r. Ja osobiście (ale chyba nie tylko ja) porównuję te powstania i obydwa uważam za równie niepotrzebne i szkodliwe. Nie znaczy to jednak, że nie dostrzegam bohaterstwa i oddania walczących i nie doceniam (...).
Czy rząd RP w Londynie miał po 1943 r. alternatywę? Czy mógł powiedzieć: Związek Radziecki sojusznikiem nie jest. Rząd państwa, którego terytorium w całości jest pod okupacją, który korzysta z „uprzejmej gościny” Brytyjczyków, pozwoli sobie na rzucanie kłód pod nogi swoim gospodarzom? Rząd JKM Jerzego VI głupi nie był. Churchill przełknął gorzki sojusz z ZSRR, bo co miał robić? Polska? A czymże wówczas była Polska? (...)
Czy ludzie z ZPP, PPR i PKWN byli polskimi Quislingami czy Petainami? Jeśli tak, to czy Wojsko Polskie idące ze Wschodu rzeczywiście było polskojęzyczną armią okupacyjną? Ja jednak myślę, że ci tak bardzo pogardzani i wdeptywani w błoto polscy „komuniści” byli chyba w tym czasie bardzo realnie myślącymi państwowcami polskimi. Ocalić, co można w zaistniałych warunkach. Znali ówczesny ZSRR i Stalina bardzo dobrze. Nikt chyba przy zdrowych zmysłach (i tu chyba Pan Zychowicz się ze mną zgodzi) nie myślał, że jeszcze w latach 40. czy na początku 50. w wymęczonej sześcioletnią wojną Europie wybuchnie nowa wojna i to w interesie Polaków (...).
Zapewne kupię Obłęd ‘44. Przeczytam ją jako historię alternatywną. A więc jako zabawę historią. Podobnie jak przeczytałem Pakt Ribbentrop – Beck. skorzystamy z pomocy ZOL-u. Mam pretensje o brak właściwej opieki nad pacjentem w tej placówce. Wszyscy chorzy są traktowani jednakowo, bez różnicowania ich stanu fizyczno-psychicznego. Nie wiem, czy powodem takiego stanu jest brak personelu, czy też lekceważący stosunek do pacjentów. Dlatego też często spotykamy się z określeniem, że ZOL jest umieralnią. Takie podejście do pacjentów przez personel ZOL-ów jest nie do przyjęcia. Chorzy, dla których los nie był łaskawy, nie powinni być narażani na dodatkowe cierpienia.