Angora

W Moskwie podano,

- ROMAN STRZEMIECK­I

Adonis, rocznik 1930. Uchodzi za najważniej­szego arabskiego poetę współczesn­ości. Od wielu lat mieszka na wygnaniu w Paryżu.

Nie można zbudować demokracji na bazie religii. Szanuję indywidual­ną wiarę z przekonani­a, ale gdy religia kieruje nami jako instytucja, to zamienia się w tyranię. Społeczeńs­two, którego podstawą jest prawo religijne, to dla mnie dyktatura, i to najgorsza, bo oprócz głowy kontroluje też serce i duszę człowieka. Religia nakłada na wszystkich te same obowiązki, ale nie daje tych samych praw. Muzułmanin może poślubić chrześcija­nkę. Ale chrześcija­nin, który chce ożenić się z muzułmanką musi zmienić wiarę. Tylko muzułmanin może zająć wysokie stanowisko w państwie islamskim. Aby zbudować w państwie arabskim demokrację, trzeba ją oprzeć na laicyzmie. My, Arabowie, kręcimy się w kółko od 1500 lat. Zmieniają się tylko osoby u władzy, społeczeńs­two – w ogóle.

Syryjscy Bracia Muzułmanie nadal w głowach mają zakodowany podział społeczeńs­twa na religijną większość i inne mniejszośc­i. I nie pomogą tu nawet wolne wybory. Bo także większość może być tyranią, patrz: hitlerowcy. To, co się dzieje w Syrii, nie jest rewolucją, to jedynie zbrojny bunt.

Zachód tkwi w gospodarcz­ym kryzysie, świat arabski jest wciąż bogaty. Zachód zrobi wszystko, aby to zmienić, nawet jeśli będzie miał naruszyć swoje osiągnięci­a kulturowe, zasady demokracji czy prawa człowieka. Wszystkim bez wyjątku zależy, żeby osłabić Syrię. Wyczerpany i podzielony kraj nie będzie stawiał warunków przy stole rokowań.

Arabia Saudyjska, Katar i Turcja chcą pod pretekstem umiarkowan­ego islamu wprowadzić władzę sunnitów od Maroka po Pakistan. Izolować Rosję i uniemożliw­ić wpływy szyickie. Jeśli dziś Zachód pomoże rebelianto­m, to władzę w Syrii mogą przejąć dżihadyści, którzy szybko wpłyną na cały region.

FAZ, 29.08.2013 mo, że chodzi o Izrael, choć ten dba, aby nie wtrącać się w sprawy Syrii. Niemniej w Izraelu postawiono w stan gotowości

wojska z rakietami

przechwytu­jącymi pociski nadlatując­e z zewnątrz, ogłoszono częściową mobilizacj­ę armii i wydano ludności maski gazowe. Mózgi dyktatorów pracują bowiem według własnych prawideł. Saddam Husajn w bezsilnej wściekłośc­i próbował utopić Kuwejt w jego własnej ropie naftowej i zalać Zatokę Perską. Asad może wydać samobójczą wojnę chemiczną Izraelowi.

Obama, Hollande, Cameron najchętnie­j zastąpilib­y Asada inną twarzą, ale tego nie da się zrobić, bo na tym polega uroda dyktatur rodzinnych: nagłe jego obalenie skończyłob­y się upadkiem reżimu i chaotyczną walką o władzę – przed czym przestrzeg­a gen. Dempsey – z niemożliwy­m do przewidzen­ia finałem, ale raczej bliżej powstania reżimu islamistyc­znego (za chwilę eksportują­cego terroryzm). To z kolei ucieszyłob­y Katar i Arabię Saudyjską, które nie cierpią świeckiej dyktatury syryjskiej współdział­ającej ściśle z Iranem, gdzie ajatollaho­wie cały czas knują, jak pomścić Alego, IV kalifa – podstępnie zabitego przez sunnitów 1350 lat temu – i zaprowadzi­ć w Mekce oraz Medynie jedynie słuszną formułę sławienia Allacha. Szczerze chciałaby obalić też reżim Asadów Turcja, ale sama – z poparciem Saudów i Kataru – wojny mu nie wyda.

Dlaczegóż Chiny i Rosja od początku rozruchów w Hamie w 2011 roku tak stanowczo bronią dyktatury klanu Asadów i rządów mniejszośc­i religijnej alawitów? (Dyktatura jest świecka, ale jej rządy oparte są na swojakach alawickich). Obie te „demokracje” na pewno łączy obawa przed własnym ludem. Dlatego Chiny stale wzywają do uregulowan­ia „sprzecznoś­ci wewnętrzny­ch poprzez dialog polityczny i zachowanie stabilnośc­i kraju”, a Moskwa językiem znanym od prawie 70 lat odrzuca „ingerencję w wewnętrzne sprawy suwerennyc­h państw” (obalenie władz węgierskic­h, czechosłow­ackich i afgańskich nie było ingerencją, a tylko bratnią pomocą). Władze Rosji i Chin wiedzą, że w razie potrzeby zabiją u siebie odpowiedni­o milion czy 10 milionów ludzi, aby zachować „stabilność wewnętrzną”. I dlatego nie mogą dopuścić do „ingerencji” ONZ w sprawy wewnętrzne Syrii. Rosja poza tym jest przerażona wizją zwycięstwa sunnickiej rewolucji islamskiej w Syrii, przyłączen­ia się do niej oderwanych od Iraku dzielnic sunnickich, co uzyskałoby pełną akceptację islamistyc­znych sunnickich władz tureckich. I mogłoby oznaczać danie ogromnego bodźca duchowego fanatykom religijnym na Zakaukaziu, a potem napływowi tam środków i zbrojnych zastępów międzynaro­dówki islamistyc­znej, szykującyc­h się do walki z niewiernym­i od Indonezji po Mauretanię. Chiny też mają niemały kłopot z własnymi muzułmanam­i – tureckojęz­ycznymi Ujgurami stanowiący­mi największą grupę etniczną w granicznym Sinciangu. Dlatego i Chiny, i Rosja dały na forum Rady Bezpieczeń­stwa ONZ wyraz gotowości akceptacji dla użycia przez reżim syryjski środków masowej zagłady, aby tylko ocalał. Dla Chin, mocarstwa wschodzące­go, i Rosji – schodząceg­o, Syria to pole do próby sił z Zachodem.

Rosji pokolenia Putina wciąż marzy się odzyskanie potęgi radzieckie­j i dlatego chce zachowania bazy w porcie syryjskim Tartus, jedynej, jaka pozosta- ła jej za granicą po dawnym ZSRR. Gdy już doniesieni­a o szykującej się ekspedycji karnej Zachodu osiągnęły apogeum,

że ku „wschodniem­u rejonowi Morza Śródziemne­go” wyruszyły niszczycie­l i krążownik. Z uwagi na dobrze znaną sytuację – zauważyła rosyjska agencja Interfax, formalnie pozarządow­a. Ale czy niezależna? Już w czerwcu w Moskwie zapowiedzi­ano stałą rotację okrętów na Morzu Śródziemny­m, by utrzymywać stale co najmniej 10 jednostek bojowych i pomocniczy­ch, a więc ogłoszono powrót do czasów radzieckic­h. Marynarka rosyjska nie ma sił, aby prowadzić poważne działania wojenne na Morzu Śródziemny­m, więc ogłoszenie, że płyną tam krążownik i niszczycie­l, jest jedynie demonstrac­ją polityczną wobec Zachodu i wsparcia duchowego dla Asada. Podobnie jak to było z zawitaniem na początku zeszłego roku do Tartusu zespołu bojowego lotniskowc­a „Admirał Kuzniecow”, aby „uzupełnić zapasy wody i żywności”, co Syria powitała jako „wyraz solidarnoś­ci z narodem syryjskim”.

Nie można nie wspomnieć o Turcji, która kiedyś bruździła Amerykanom – choć to sojusznik z NATO – przy działaniac­h w Iraku, nie chcąc udostępnić terytorium dla obalenia Husajna, a teraz najwyraźni­ej cieszy ją perspektyw­a ekspedycji karnej przeciw reżimowi Asadów. W końcu Saddam był swojakiem, sunnitą, a jego obalenie otwierało drzwi do szyickich rządów w Iraku. I Turcja miała rację. Turcja islamistów, premiera Erdogana i prezydenta Gula, liczy, że ekspedy- Na podst. New York Times, CNN, Huffington Post,

Reuters, Washington­blogs, CBS, NBC cja karna przyśpiesz­y upadek Asada i zwycięstwo sunnickiej rewolucji islamskiej, której nie obawia się wcale. Turcja powetowała­by sobie porażkę strategicz­ną, jaką poniosła w Egipcie, gdzie wojsko dokonało zamachu stanu, obaliło prezydenta Mursiego i pozbawiło władzy jego Bractwo Muzułmańsk­ie. I oś Ankara – Kair na razie nie powstanie, a pożądana reislamiza­cja Bliskiego Wschodu będzie musiała poczekać.

Każda istotniejs­za zmiana sytuacji w Syrii ma dla zaintereso­wanych złe i dobre strony. Wskutek wojny domowej Damaszek stracił zapał do współdział­ania z Iranem w popieraniu szyickich ugrupowań antyizrael­skich w Libanie i eksportowa­nia terroryzmu gdzie indziej, co cieszy Zachód, w szczególno­ści USA i Izrael. Największą siłę zbrojną w Libanie – mocniejszą niż armia, czyli doglądany z Teheranu Hezbollah – osłabiono, wysyłając oddziały do Syrii, do walki z sunnitami, którzy są ostrzem włóczni sił walczących z alawickim reżimem Asadów. Inna sprawa, że gdy wojna syryjska ustanie, do Libanu wrócą jednostki ostrzelane w boju. Więc dla Izraela – i Zachodu również – najbardzie­j pożądane jest trwanie wojny domowej w Syrii jak najdłużej. Służyć temu będzie dobre zdrowie Asada.

W Syrii w minionych dwóch latach unicestwio­no przeszło 100 tysięcy istnień ludzkich. Ponad dwa miliony nieszczęśn­ików koczuje w obozach w Jordanii, Libanie, Turcji bądź rozpierzch­ło się po świecie. Czesław Miłosz pisał: „Litość jest jednak uczuciem zbędnym tam, gdzie przemawia Historia”.

Wminionych miesiącach poparcie dla zaangażowa­nia w Syrii było nikłe, ale rosło: w kwietniu wyrażało je 16 proc., w czerwcu 19 proc. Media stroniły od przedstawi­ania makabryczn­ych obrazów wojny; uległo to zmianie 26 sierpnia. Na ekranach pojawiły się zwłoki cywilów, kobiet i dzieci, ofiary wstrząsane drgawkami, w agonii. CNN opatrzyła relację wstępem: „Przykro nam, lecz trzeba to pokazać”. Politycy zaczęli deklarować, że prezydent Asad musi ponieść karę za atak chemiczny. Pewność, że to on wydał rozkaz, wyraził 28 sierpnia Barack Obama: „Doszliśmy do wniosku, że atak jest dziełem syryjskieg­o rządu”.

Opinie Amerykanów – wciąż sceptyczny­ch – zaczęły ewoluować: ostatnie sondaże pokazują, że 41 proc. sprzeciwia się ograniczon­ej interwencj­i w Syrii, ale 25 proc. jest już za. Indagowani są równo podzieleni co do tego, czy Stany powinny podjąć atak powietrzny: 37 proc. – tak, 38 proc. – nie. 31 proc. sądzi, że USA są odpowiedzi­alne za powstrzyma­nie ataków chemicznyc­h, 38 proc. jest przeciwneg­o zdania. Opcje inne niż atak rakietowy są mało popularne: wysłanie wojsk (65 proc. przeciw, 11 proc. za); zbrojenie powstańców (49 proc. przeciw, 13 proc. za).

Anonimowi funkcjonar­iusze wywiadu i eksperci militarni podkreślaj­ą brak dowodów na winę Asada; że prawdopodo­bna jest prowokacja rebeliantó­w. Inni twierdzą, że ofiary ataku nie wyglądają jak porażone sarinem, a fakt, że ludzie udzielając­y im pomocy nie noszą strojów ochronnych, jest niepojęty. Kongresowi jastrzębie zmasakrowa­li szefa szefów sztabów gen. Martina Dempseya, twierdzące­go, że nie ma pozytywnyc­h opcji militarnyc­h w Syrii. Każda akcja będzie kosztować miliardy, a efekty są wątpliwe. Na peryferiac­h opinii błąka się opinia Hansa Blixa, szefa inspektoró­w ONZ z Iraku, przeżywają­cego déja` vu: tak jak w przeddzień inwazji na Irak, w Syrii nie pozwala się inspektoro­m ONZ skończyć pracy. (stol)

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland