Życie w matrixie
Tak, przeczytałem list pani Beaty Kowalskiej z Bemowa i trochę mną wstrząsnęło. Tak do końca nie wiem, czy ta pani sobie kpi, czy pisze serio. Owszem, ma dużo racji, dystans cywilizacyjny wobec krajów zachodnich to już nie „lata świetlne” jak za komuny. Ale jeżeli sobie nie kpi, tak jak to robią propagandziści rządowi, to pani Beata żyje w pewnym matrixie. Pierwsza sprawa: czyżby nie wiedziała, że setki tysięcy młodych ludzi coraz bardziej wykształconych, po opuszczeniu szkół i uczelni nie może znaleźć żadnej pracy? Teraz, żeby dostać stałą pracę w dobrze płacącej państwowej firmie, to trzeba być poleconym już nie przez znajomych, tylko przez kogoś z najbliższej rodziny. Następna sprawa, czyżby pani Beata nie zdawała sobie sprawy, że płatnik emerytur w Polsce jest bankrutem, a trudno użyć innego słowa przy tej ogromnej i narastającej skali deficytu. Ogólnie, jeśli pani Beata jest tak dobrze zorientowana, to powinna wiedzieć, że ten cały skok cywilizacyjny w Polsce został osiągnięty nie tak jak np. w Niemczech – kilkudziesięcioletnim, jeśli nie dłuższym dorobkiem, lecz w głównej mierze rekordowym nawet w skali
świata tempem i skalą przyrostu zadłużenia. Takie szybko nadymane bańki równie szybko potrafią się kurczyć. Poza tym jest wiele wskaźników typu wiek aut, mieszkań, poziom ich sprzedaży w stosunku do ludności, które jednak zadają kłam „polskiemu dobrobytowi”. Kolejne sprawy: można wnioskować, że czytelniczka zagranicznej żywności nie jadła. Wystarczy wejść do średniej klasy sklepu, żeby się przekonać, że polska żywność jest wyraźnie przereklamowana. Dotyczy to również cen. Tania polska żywność to już od dawna przeszłość. I jeszcze jedna sprawa, która świadczy o stopniu zadufania pani Beaty. Naprawdę, rezygnacja z naprawy np. sprzętu AGD i kupowanie zaraz nowego, to już przejaw co najmniej marnotrawstwa.
Szanowna Pani Beato. Pochodzę ze Śląska. Mieszkam w Polsce od urodzenia, czyli ponad 50 lat. Jestem wykształcona i zaradna. Również pracowałam w państwowych firmach, a teraz we własnej (usługi opiekuńcze). Mąż mój był pracownikiem huty, a obecnie jest zawodowym kierowcą. Wychowaliśmy trzech synów, naj- młodszy jeszcze z nami mieszka i się uczy. Ja ogromnie się cieszę, że tak Państwu wszystko poszło gładko i stoją dwa domy, i dwa samochody, i 7000 zł emerytury co miesiąc. Nie wszyscy jednak mają tak różowo. Ja pracuję po 14 godzin dziennie, mąż też najmniej 10 godzin, ale nie jest tak łatwo wyżyć za nasze pieniądze. Dokonanie opłat i żywność na trzy osoby pochłaniają prawie ten nasz budżet 5500 zł. Mamy 10-letniego opla, którego używam do pracy. To, że w Polsce się wegetuje, jest niestety prawdą. Bo jak można to inaczej nazwać? Gdy człowiek pracuje na chleb i opłaty? Wyjeżdżam też do pracy na zlecenie do Niemiec. Patrzę na ich realia i jakoś trudno mi to porównać z życiem w naszym kraju. Proszę nie pisać takich bzdur, że wszyscy tutaj są pięknie uśmiechnięci i nie wegetują, bo to jest nieprawda. Może Pani słyszała o głodnych dzieciach? Nie, nie w Etiopii, w Polsce żyją takie dzieci. A większość emerytur z ZUS w naszym kraju to maksimum 1500 zł, a nie 1500 euro. Tak, Pani Beato, Polska to „dziki kraj” – jak to powiedział jeden z byłych już ministrów. Pozdrawiam Państwa Tyców, którzy prowadząc biuro porad w Niemczech, wiedzą więcej niż Pani Beata, która żyje tutaj w Polsce.
Serdeczne pozdrowienia
Na listy Czytelników czekam pod adresem: henryk.martenka@angora.com.pl