Polska w letniej wodzie Niemcy
Polski premier Tusk chce rodakom oszczędzić wysiłków. Hamuje tempo reform i kieruje się życzeniami konsumpcyjnymi swoich wyborców. Dlatego jego państwo zostaje na skraju Europy.
Nikogo nie powinna zwieść wygrana premiera Donalda Tuska z jego rywalem Jarosławem Gowinem w walce o przewodnictwo w Platformie Obywatelskiej. Gowin nie był wymagającym przeciwnikiem. Miał słabe poparcie. To że Tusk szybko i chętnie stanął z nim do pojedynku i wygrał, nie wynika z jego odwagi, tylko z pragmatyzmu. Prawda jest taka, że ostatnio premier unikał wszelkich koniecznych walk – na przykład tej o jego ostoję – stolicę Warszawę.
Niezadowolenie żądnych koniunktury Polaków z kulejącej gospodarki doprowadziło do tego, że zbuntowany burmistrz jednego ze stołecznych osiedli mógł wymusić przeprowadzenie referendum w sprawie odwołania prezydent miasta Hanny Gronkiewicz-Waltz. A że jest ona bliską sojuszniczką Tuska, to jej porażka byłaby też jego klęską – i być może nawet początkiem końca premiera.
Ale Tusk nie stanął do tego pojedynku. Zamiast chwycić za chorągiew i odwrócić nastroje, zwinął żagle. Zalecił swoim warszawskim przyjaciołom: Obywatele! Zostańcie w domu, wtedy nie będzie wymaganego kworum. Wyobraźcie sobie, są wybory, a nikt nie idzie.
Znakiem rozpoznawczym Tuska jest obecnie zwinięty żagiel. Polityk, który w 2007 roku zdobył władzę i osiągnął szczyt jako głowa polskiego rządu, jawiąc się reformatorem, sprawia dziś wrażenie kapitana bez kompasu. Przez stagnację gospodarczą po czterech latach jego popularność uległa znacznej erozji. Ubiegłoroczną próbą, kiedy to po raz ostatni zdobył się na wysiłek reformatorski i podniósł, co było zresztą absolutnie konieczne, wiek emerytalny, jeszcze bardziej popsuł humor wyborcom. Od tamtej pory boi się reform jak ognia. Nie wspomina już nawet o obniżaniu deficytu. Nikt zresztą nie zmusza jego rządu do tego, bo żadna partia w Polsce, czy z prawicy, czy z lewicy, nie odważy się dziś powiedzieć, że polityka nie zawsze oznacza „ciepłą wodę z kranu”, jak mawiał kiedyś Tusk, ale też czasami „zimny prysznic reform”.
(...) W obecnej Polsce żyje pokolenie, które nie zna już wojny, nazistowskiego panowania i komunizmu. Które dosyć ma wezwań do walki i ponoszenia ofiar przez ich ojców. Tacy młodzi ludzie, dobrze zarabiający, pragma- tyczni i mniej zafascynowani hasłem „Bóg, Honor, Ojczyzna” niż poprzednie pokolenie, są wyborcami Tuska. Aby oszczędzić im zimnego prysznica, premier zwolnił tempo reform i kieruje się życzeniami konsumpcyjnymi swoich wyborców, którzy nie zwracają uwagi na kierunek – zupełnie tak jak lemingi.
(...) Tusk zaczynał jako zagorzały Europejczyk, który chciał wprowadzić euro już w 2012 roku; ostatnio jednak ogłosił, że nic z tego nie będzie przed 2020 rokiem. Prawdziwy powód – aby uniknąć zbyt uciążliwego oszczędzania, częściowo popuścił ustawowy hamulec zadłużenia. Nie ma już w ogóle mowy o kryteriach konwergencji z Maastricht.
Tusk wie bardzo dobrze to, co ciągle podkreślali polscy politycy zajmujący się sprawami zagranicznymi. Kraj, który przez dwa długie stulecia nie tylko był „bożym igrzyskiem”, ale też strzelnicą sąsiadów, tylko wtedy może stać się pełnoprawnym podmiotem polityki międzynarodowej, gdy przedostanie się do wewnętrznego kręgu eurogrupy. Polska, szósty co do wielkości kraj Unii Europejskiej, miałaby po raz pierwszy szanse nie być już więcej miejscem rozgrywek, a szanowanym graczem.
Temu, że ta szansa właśnie zostaje zaprzepaszczona, nie jest winien tylko Tusk. Dopiero od niedawna Polacy poznają świat leżący za granicami ich kraju. Wielu jeszcze nigdy nie leciało sa- molotem, a polskie media zdawkowo traktują sprawy zagraniczne. Polacy lubią Europę, ale głównie dlatego, że przelewa do Warszawy miliardy euro. Ale gdy zaczyna się z Polakami rozmowę o współodpowiedzialności czy kosztach w polityce klimatycznej, wtedy debatują już tylko nad tym, czy storpedować ten pomysł zwlekaniem czy wetem. Postrzegają świat jedynie przez swój pryzmat.
Tusk ma jeszcze jedną szansę. Następne wybory parlamentarne są dopiero w 2015 roku i być może do tego czasu ożywi się gospodarka. Ale musi ją wykorzystać, żeby jego kadencja nie rozpuściła się w ciepłej wodzie. (PKU)