Maestro, czy ma pan smoking? USA Polska
Założona w 1991 roku szkoła, w której Janusz uczy gry na fortepianie, skrzypcach i gitarze, nie zawsze się tu mieściła. – Zaczynałem u jednego z moich pierwszych pracodawców w USA, który prowadził firmę hydrauliczną. Też byłem hydraulikiem – uśmiecha się Janusz. – Wygospodarował mi pomieszczenie, spotykaliśmy się tam wszyscy, ja i inni pracownicy, i przez godzinę słuchaliśmy muzyki klasycznej. Moim zadaniem było opowiadać o Chopinie, Beethovenie. To było coś niesamowitego – wspomina Sporek. – Billy, mój boss, kupił 12 biletów na mój pierwszy koncert w Lincoln Center.
Na ścianach wiszą zdjęcia dziesiątek uczniów Janusza. Oprócz tego dyplomy i wyróżnienia, w tym oprawiona w ramkę pierwsza strona gazety „The Polish American World”, która w 1998 roku przyznała mu tytuł „Obywatela Roku”. – To jest o tyle zabawne, że kiedy odbierałem ten tytuł, wciąż byłem w USA nielegalnie – przyznaje Janusz. – Załatwienie papierów trwało tak długo między innymi dlatego, że nie miałem szczęścia do prawników. Czterech Polaków prowadziło moją sprawę, każdy coś schrzanił. Wreszcie przeniosłem się do amerykańskiej kancelarii i się zalegalizowałem.
Jego szkoła wrosła na stałe w polonijną mapę Greenpointu. Anegdoty o nim do dziś krążą po Carnegie Hall. W tej słynnej sali występował aż 16 razy, na koncertach w USA grubo ponad sto. Jest jedynym Polakiem, który ma taki dorobek w Carnegie Hall. Janusz Sporek – dyrygent, nauczyciel, animator życia kulturalnego Polonii. Kiedyś nielegalny imigrant.
Szkoła muzyczna Janusza Sporka nie ma wielkiego neonu. Napis „Music Education Center” umieszczony nad drzwiami nieco już przyblakł, a nawet zaczął się odklejać. Trafić jednak łatwo. Niewielkie pomieszczenie, w którym centralne miejsce zajmuje kremowy fortepian, mieści się na Greenpoincie, tuż koło kościoła św. Stanisława Kostki. To miejsce znają wszyscy mieszkańcy polskiej dzielnicy w Nowym Jorku. Wielu z nich zna też Janusza. Kiedy idziemy Humboldt Street, już z daleka woła do nas atrakcyjna Polka z wielkim psem: – Cześć, Janusz! Cześć! – odkrzykuje Sporek, a już ściszonym głosem dodaje: – To Agnieszka. Najlepsze nogi na Greenpoincie.
Absolwent Wydziału Muzycznego Uniwersytetu Śląskiego już w Polsce działał jako dyrygent i organizator koncertów. W 1971 r. założył i przez 10 lat prowadził chór „Harmonia” w Jejkowicach koło Rybnika i Chór im. K. Szymanowskiego przy Filharmonii Rybnickiej. Potem były Zespół Pieśni i Tańca „Górnicy” przy KWK Dębieńsko w Leszczynach k. Rybnika, którego był współzałożycielem, chórmistrzem i dyrektorem artystycznym, oraz Dziecięcy Zespół Pieśni i Tańca „Przygoda”, w Rybniku, istniejący do dziś. Prowadzą go ci, którzy zaczynali u niego jako małe dzieci. Z tymi zespołami po raz pierwszy wyjechał na myślał o muzyce i działał. W 1988 r. zaaranżował dwie suity folklorystyczne na orkiestrę z okazji 50-lecia Polsko-Amerykańskiego Zespołu Pieśni i Tańca Stanleya Pelca. Z tymi utworami koncertował w Lincoln Center na Manhattanie. W tymże roku założył polonijny chór „Hejnał”, z którym dał w Stanach ponad 100 koncertów. Rok później na zamówienie Kongresu Polonii Amerykańskiej z okazji 50. rocznicy wybuchu drugiej wojny światowej zaaranżował 12 polskich utworów patriotycznych i religijnych. Koncert odbył się w nowojorskiej katedrze św. Patryka.
W 1991 roku, czyli wtedy kiedy powstała szkoła muzyczna Janusza, Zachód, do i Niemiec.
– Pierwszy miesiąc spędziłem w polskiej firmie budowlanej za 4 dolary na godzinę, co nawet wtedy było mało. Jej właściciel wiedząc, że jestem muzykiem, powiedział mi, że więcej nie zapłaci, bo jako muzyk na pewno nic nie umiem. Było to nieprawdą, przecież zbudowałem dom w Rybniku – opowiada Janusz. – Potem zrobiłem m.in. prawo jazdy na ciężarówki i rozwoziłem olej opałowy do domów, pracowałem jako stróż nocny. Kiedyś przydała mi się znajomość języka rosyjskiego. Okazało się, że w miejscowości Jackson w stanie New Jersey jest praca. Chodziło o położenie złota na kopule rosyjskiej cerkwi. Tam z popami mówiłem po rosyjsku i to pomogło nawiązać dobre kontakty. Zarabiałem 17 dolarów na godzinę, naprawdę dużo.
Od początku był w USA ze starszym synem Wojtkiem i jak mówi – zawdzięcza synowi ogromnie dużo, jeśli chodzi o przetrwanie. Janusz cały czas jednak
Francji,
Belgii,
Włoch Sporek koordynował już pracę 10 chórów w stanach Nowy Jork, New Jersey, Pensylwania i Connecticut. Wkrótce założył międzynarodową grupę wokalną Esprit de Chorus. Kiedy przyszła 50. rocznica śmierci Ignacego Jana Paderewskiego, został dyrektorem artystycznym obchodów w katedrze św. Patryka, a w 60. rocznicę dwa jego zespoły Esprit de Chorus i Paderewski Festival Singers wystąpiły w Carnegie Hall z Sinfonią Varsovią. Dla „The New York Center of Visual History” wspólnie z kompozytorem T.O. Starretem nagrał polskie pieśni chóralne do filmu o Ryszardzie Kapuścińskim pt.: „Poeta na linii frontu”. Skomponował muzykę do filmu „Payday” ( Dzień wypłaty), w reżyserii Sashy Oster.
Janusz nie ma jednak wątpliwości, że najważniejszym koncertem był pierwszy z szesnastu koncertów, które poprowadził dotąd w Carnegie Hall. – Marzenia o tym, żeby tam wystąpić, zaczęły się w 1989 roku, kiedy byłem na koncercie mojego idola Leonarda Bernsteina i Filharmoników Wiedeńskich. Siedziałem na górze, na tanich miejscach, i tak sobie myślałem, co trzeba zrobić, żeby polski chór wystąpił w tej sali. Żebym to ja stanął z batutą – wspomina Sporek.
Do historycznego wieczoru w Carnegie Hall doszło 10 lat później. W 1999 roku Janusz Sporek jako generalny dyrygent VII Okręgu Związku Śpiewaków Polskich zorganizował na Uniwersytecie Hofstra (Long Island) koncert chórów polonijnych: „ W hołdzie Chopinowi i Kilarowi”, prezentując po raz pierwszy w Nowym Jorku dzieło Wojciecha Kilara – „Angelus”.
– Byliśmy do tego świetnie przygotowani, wynalazłem znakomitą śpiewaczkę, Amerykankę włoskiego pochodzenia, Tiffany CasaSante, która fenomenalnie śpiewała partię solową. Pomyślałem sobie, że szkoda by było, żeby tego występu już więcej nie powtórzyć i odważyłem się pójść do Carnegie Hall. Wszedłem tam z ulicy, prosto do menedżera i zacząłem roztaczać wizję koncertu. On słuchał, aż w końcu przerwał i mówi: – OK, but who the hell are you? (Dobra, ale kim ty, do diabła, jesteś?) – wspomina Janusz.
– Z tym pierwszym koncertem wiąże się anegdota, która długi czas chodziła po Carnegie Hall. Kiedy zabrzmiał pierwszy dzwonek, a ja powinienem już szykować się na scenę, zorientowałem się, że nie mam ubrania. Mój smoking gdzieś zniknął. Na gwałt zacząłem się przebierać w jakieś pożyczone od członków orkiestry części garderoby, ale nic nie pasowało, wyglądałem jak strach na wróble – opowiada Sporek. W końcu smoking znalazł się tuż przed trzecim dzwonkiem. – Wpadłem na scenę zdenerwowany i spocony, ale zdążyliśmy. Od tego momentu zawsze, jak wchodzę do Carnegie Hall, pada pytanie: – „Maestro, czy ma pan swój smoking”? – śmieje się Janusz.
Sporek wchodził za kulisy nowojorskiej sali koncertowej jeszcze 15 razy. Czasem jako dyrygent, czasem jako organizator, np. recitalu pianisty Józefa Stompla w 2001 roku czy koncertu Skaldów, który odbył się w Carnegie w 2004 roku.
Za zasługi dla rozwoju kultury polskiej rząd przyznał mu Krzyż Kawalerski. Odznaczeniem specjalnie się nie chwali, ale je ceni, bo ceni też Polskę. – Myślę o tym, żeby wrócić – przyznaje. Na razie chyba jeszcze nie, ale kiedyś niewykluczone. Dlatego tak strasznie mnie denerwuje to, co się tam teraz dzieje – dodaje.
Dla polonijnej kultury Janusz Sporek to nazwisko symbol, ale w Polsce znają go tylko artyści. Niektórzy zresztą woleli mówić w wywiadach, że dostali zaproszenie bezpośrednio z Carnegie Hall.