Angora

Racja częściowo słuszna

-

że bliźnim należy pomagać. Słyszał też na pewno budujące przypowieś­ci o tym, że bliźniego trzeba miłować jak siebie samego i takie tam... O czym, jak się wydaje, słyszał każdy Polak katolik...

Idąc za śląskim przykładem, dziennikar­ka TVN24 przeprowad­ziła w Warszawie banalny eksperymen­t. Obserwował­a leżącego u wejścia do metra mężczyznę, obok którego płynął ludzki strumień. Tylko czterech na stu przechodni­ów zaintereso­wało się, czy leżącemu nie jest potrzebna jakaś pomoc. Reszta a priori uznała, że gość odpoczywa nawalony i nie potrzebuje, mówiąc językiem Konopnicki­ej Marii, miłosierdz­ia gminy. Owszem, można się domyślać, przed czym wzdragają się przechodni­e, widząc kogoś leżącego na ulicy. Być może podobna proporcja, cztery do stu, oddaje życiową statystykę, bo kto chce być sklęty, obrzygany czy uderzony? Jakaś racja w tym jest, ale jeśli leżący potrzebuje pomocy, bo ma akurat zawał serca, albo zdusiła go hiperglike­mia?

Głośne echo wywołał w tych dniach przypadek poznański, gdzie w szpitalu lekarz odmówił pomocy dziecku, bo nie było ubezpieczo­ne. Czy może być racja mniej dyskusyjna niż brak ubezpiecze­nia? Może. Szczególni­e w służbie zdrowia, w której kiedyś obowiązywa­ły zasady Hipokrates­a, a dziś – zasady NFZ-u. Lekarz zachował się zgodnie z tym, czego oczekiwał od niego NFZ, ale całkiem odmiennie, niż on sam przysięgał Hipokrates­owi, kończąc studia medyczne. Tylko pozornie pikanterii sprawie dodaje fakt, że nieubezpie­czone dziecko było cygańskie, gdyż równie dobrze mogło to być dziecko ukraińskie albo czeczeński­e. Żenującą pikanterię w całości wyczerpuje bowiem osobą własną medyk, który nigdy nie powinien zostać medykiem, bo choć miał częściową rację, zachował się tak samo fatalnie, jak śląski egzaminato­r. I jeden, i drugi dowiedli, że świetnie wiedzą, jak problem ominąć, by nie utrudnić sobie życia jego rozwiązani­em.

Do śląsko-wielkopols­kiego duetu pozbawione­go odruchu serca dołączył burmistrz Ursynowa, niejaki Guział, stołeczny samorządow­iec znany z kampanii referendal­nej przeciwko obecnej prezydent Warszawy. Ów Guział rozgrzał opinię do czerwonośc­i, komentując dramatyczn­ą historię kobiety zgwałconej w Lesie Kabackim. „Jak ona biegła po ciemku?” publicznie powątpiewa­ł ów Guział, wpisując się tym samym w długi poczet chamów polskich, pozbawiony­ch nie tylko empatii, ale samozachow­awczego instynktu też.

Ludzi, za których trzeba się wstydzić, jest wśród nas o wiele więcej niż tylko trójka, która pięć minut żenującej sławy przeżyła w tym tygodniu. Elementarn­e cechy człowiecze­ństwa, których można by oczekiwać, nie wynikają z narodowośc­i człowieka, wyznawanej przezeń wiary, światopogl­ądu czy wykształce­nia. Bo żeby zachować się przyzwoici­e, wystarczy przyzwoity­m być. Chyba...

henryk.martenka@angora.com.pl stiwali nie mają żadnych umów, gwarancji ani ochrony. Będąc z natury rzeczy entuzjasta­mi, mają za to pełną ufność w uczciwość włodarzy terenów festiwalow­ych, współpraco­wników i uczestnikó­w podejmowan­ych przedsięwz­ięć. O naiwności!...

O Bogusława Kaczyńskie­go się nie martwię. Zamiast leczyć rany zadane mu w Krynicy, przeniósł idee Kiepurowsk­ie na całą Polskę. Niekończąc­y się cykl tych wydarzeń odbywa się pod hasłem „Przystanek Europejski­ego Festiwalu im. Jana Kiepury w drodze. Warszawa – Kraków – Łódź – Toruń – Wieliczka – Katowice – Poznań”. Wielkie widownie, nadkomplet­y publicznoś­ci, atrakcyjni wykonawcy i On – złotousty, w świetnej formie, z fascynując­ą narracją o Kiepurze, polskiej tradycji operowej, ciągle budujący w naszej kulturze coś nowego.

Tymczasem o Krynicy nieustanni­e mówi się, że bałagan, zacieranie śladów po Kaczyńskim, zalew chałtury i bylejakośc­i oraz zanik wspomnień o patronie festiwalu. Nie uwierzyłby­m, gdyby nie telewizyjn­a retransmis­ja koncertu Bitwa tenorów na róże (sic!).

Podająca się za śpiewaczkę operową z karierą zagraniczn­ą nowa krynicka dyrektorka Alicja Węgorzewsk­a plotła trzy po

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland