Ustrój demokrytyczny
posłem z dwunastego rzędu”;
Coś dramatycznego stało się z elitami władzy. Wyzbyły się racjonalności” – mówi w wywiadzie dla Wprost. Na pytanie: „ A pan na wybory pójdzie?”, odpowiada: „ Tego panu nie powiem”. Badacz i teoretyk demokracji! To tak jakby rzeźnik nie chciał powiedzieć, czy jada swój befsztyk.
Tygodnik Do Rzeczy zestawia listę manipulacji demokracją z ostatnich lat, z której wynika, że to, jak zagłosujemy, a to, kogo wybierzemy, to są zupełnie dwie różne rzeczy. „ U schyłku swoich rzą-
Już nikt chyba nie ma złudzeń, że rządzi, wrzucając kartkę do urny wyborczej. Zarówno chłopek- roztropek, snujący swoje wizje międzynarodowych spisków, jak i profesor socjologii Paweł Śpiewak mówią jedno: „ Parlament jest w dużej mierze fikcją. System reprezentacyjny się załamuje”. Znany socjolog ustalił to na swoim przykładzie: był, jak mówi, „ odszedł rozczarowany. „ dów koalicja AWS-UW wobec spadających sondaży i spodziewanego zwycięstwa postkomunistów zmieniła ordynację – zamiast metody d’Hondta ( premiującej duże partie) użyto więc w roku 2001 do dzielenia mandatów metody Sainte-Lague’a (bardziej proporcjonalnej). W efekcie zwycięzcy (koalicja SLD-UP – 41,04 proc. głosów) zamiast 240 mandatów zdobyli w Sejmie tylko 216. By utworzyć rząd, trzeba było więc dobrać sobie PSL”. W 2002 roku zwycięzcy czym prędzej wrócili więc do metody d’Hondta, ale już z tego nie skorzystali. Przeciwnie, uprzywilejowało to w 2005 roku zwycięski PiS. Jakimś trafem prawicowe Do Rzeczy pomija akurat ten epizod w swojej pouczającej wyliczance, skupiając się na tym, co jeszcze może być. „ Wobec spodziewanej wygranej PiS w najbliższych wyborach oczywiste jest, że każda zmiana idąca w kierunku bardziej proporcjonalnego podziału mandatów byłaby dla partii Jarosława Kaczyń- skiego niesłychanie groźna, uniemożliwiając zdobycie samodzielnej większości parlamentarnej (którą i dziś osiągnąć jest bardzo trudno)”. Tymczasem jest to jeszcze możliwe: „ Jedynym ograniczeniem przy zmianie sposobu liczenia mandatów jest wymóg, aby stało się to nie później niż sześć miesięcy przed wyborami. Platforma ma więc jeszcze sporo czasu na przeprowadzenie takiej inicjatywy”. Rozpatrywanie tego wyłącznie z punktu widzenia jednej opcji politycznej pokazuje, że jest to nie tyle metoda d’Hondta, co metoda Kalego z „W pustyni i w puszczy”, który mawiał, że kiedy Kali ukraść komuś krowę, to dobrze, a kiedy ukraść Kalemu, to źle.
A tu jeszcze „ z informacji Do Rzeczy wynika, że (…) całkiem poważnie rozważano także obniżenie do 3 proc. progu wyborczego w wyborach do Sejmu – obecnie wynosi on 5 proc. Wejście do parlamentu mniejszych ugrupowań także wpłynęłoby niekorzystnie na liczbę mandatów przypadających zwycięzcy”.
Okazuje się, że demokracja polega raczej na tym, aby ograniczyć wpływ głosów wyborców – przy czym nie chodzi naturalnie o swoich wyborców, tylko o czyichś. Tak właśnie robi Tusk, kiedy zapowiada, że po odwołaniu w referendum Hanny GronkiewiczWaltz ze stanowiska prezydenta Warszawy i tak mianuje ją komisarzem (i to pomimo że w ponownych wyborach byłaby ona zdecydowanym faworytem!). Ale tak robi również opozycja, która – jak redaktor naczelny „Gazety Polskiej” Sakiewicz w wywiadzie dla Do Rzeczy – tupie nogami i mówi: „ Niech Tusk sobie pójdzie!”. Oczywiście, też w imię demokracji. „ Może się zdarzyć, że Tusk straci większość w parlamencie i protesty go zmiotą. Nikt nie będzie chciał bronić władzy w czasie okupowania ministerstw przez związkowców” – ni to ostrzega, ni cieszy się ten Sakiewicz.
To, że chce wystraszyć Tuska, to jeszcze pół biedy, ale dlaczego przy okazji nas wszystkich? „ Polacy jeszcze nie zdają sobie sprawy, jak wielkie będą to protesty”. Skoro Polacy nie zdają sobie sprawy, to kto je właściwie wywoła? No, Sakiewicz, naturalnie. „ Moim zdaniem skończy się to strajkiem generalnym, zatrzymaniem kolei. Chyba że Tusk ustąpi”. Przez „ ustąpi” nie należy rozumieć, że wycofa się z jakichś propozycji, tylko że ustąpi całkowicie. „ Późną jesienią lub na wiosnę powinny być rozpisane nowe wybory parlamentarne” – wyznacza ostateczny termin redaktor.
Jest to nie tyle demokracja, co demokrycja, czyli działania, które demokracja ma kryć. Marzenie o puczu. Taki ideolog mógłby sobie powiedzieć: „Puczu, puczu, chlastu, chlastu, nie mam rączek jedenastu, ale mam dwie rączki małe, do zadymy doskonałe”.
W jaki sposób będą się odbywać te zmiany parlamentarne, opisuje Polityka. „ Na razie wokół Sejmu trwają intensywne prace porządkowe, utwardzane są bruki zarówno na przylegających ulicach, jak i na dziedzińcach wewnętrznych (…). W obecnym politycznym chaosie dobrze, aby przynajmniej bruk trzymał się ziemi”. Wiemy przynajmniej, dlaczego na co dzień te kostki układane są w całej Polsce tak krzywo i luźno: to są przygotowania ze strony klasy robotniczej do obalenia rządu.
Właśnie, ale czy rządu? „ Politycy PiS zwrócili uwagę na to, że manifestacja odbędzie się pod Sejmem, a nie pod Kancelarią Premiera” – przypomina Gazeta Wyborcza. Jest to jasny sygnał tego, że Polacy „ najchętniej pogoniliby wszystkich polityków”, co „wszystkim politykom” się nie podoba, bo chcieliby pogonienia tylko niektórych.
Z tego krótkiego przeglądu widać, ile jest sposobów na ominięcie normalnej procedury wyborczej. W ogóle nie trzeba żadnych „cudów nad urną”, jak zwykło się nazywać wszelkie fałszerstwa przy liczeniu głosów. Tyle jest innych sposobów, aby prawdziwych głosów wyborców nie móc się w zasadzie doliczyć.
Cuda nad urną nie są przewidziane nawet w kręgach bardzo religijnych. W ogóle, to owszem, ale nie wyborcze. „ Niektórzy, jak były poseł PO John Godson, osobiście uczestniczyli we wskrzeszeniu zmarłego” – przypomina Newsweek. – «Mogę pokazać wideokasetę z nagraniem tego cudu» – zapewniał Godson w mediach kilka tygodni temu”. W Sejmie, jak zwykle, wszystko toczy się zupełnie niecudownie: Godson, wybrany do Sejmu z listy PO, odszedł, ale zaraz wskrzesił się – jak tylu innych przed nim – jako poseł niezależny, choć nikt go przecież jako takiego nie wybrał.
Demokracja w kręgach cudotwórczych nie ma się najlepiej, a to ze względu na stan demokracji w samym Kościele.