Koniec zajęć dodatkowych w przedszkolach?
Od 1 września rodzice płacą mniej za pobyt dziecka w przedszkolu. Pięć godzin dziennie nadal jest bezpłatne, a każda kolejna nie może kosztować więcej niż złotówkę. W praktyce oznacza to, że z przedszkoli – przynajmniej na razie – znikają zajęcia dodatkowe. Nie ma już np. rytmiki, basenu, dodatkowego angielskiego lub zajęć z logopedą, ponieważ – jak twierdzą dyrektorzy wielu placówek – nie ma możliwości, aby przeprowadzać je za takie pieniądze. Dzieci tracą zajęcia, a specjaliści – z dnia na dzień – pracę. A wszystko miało być szansą stworzoną przez Ministerstwo Edukacji Narodowej na wyrównanie szans dla dzieci mniej zamożnych rodziców.
– Przedszkole staniało mi o dobre 150 zł miesięcznie. Nie wiem jeszcze czy i które zajęcia zostaną zlikwidowane, ale nie martwi mnie to. Nawet w powiatowej mieścinie – jak moja – znajdzie się szkoła języków obcych i jakiś dom kultury z dodatkowymi zajęciami (...). Nie robi mi to finansowo szalonej różnicy, ale wiem, że wielu rodzicom robi (...). Żadnemu dziecku nie będzie przykro ani wstyd, że jest biedniejsze, bo jedne dzieci z grupy idą na angielski, a inne nie (...). Trzeba mieć na uwadze również mniej zamożnych ludzi – komentuje baniza_gazeta_pl na stronie tvn24.pl.
– Sytuacja z zajęciami dodatkowymi może była kontrowersyjna – bo prywatne firmy itd. Ale nie można wylewać dziecka z kąpielą! W tej chwili moje dziecko straciło doskonałe zajęcia z rytmiki. Pani rytmiczka straciła pracę. Kto zyskał? Podobno ja, bo zostanie mi w portfelu 30 zł miesięcznie. Naprawdę nie umiem sobie odpowiedzieć na pytanie, na co lepiej wydać tę kwotę niż na zajęcia z rytmiki. Teraz – gdybym chciała zapisać dziecko – to mogę po południu i dużo drożej – narzeka pepperann na stronie wyborcza.pl.
– Pracuję od 10 lat, prowadzę też teatr w szkole, więc mogłabym poprowadzić zajęcia teatralne dla dzieci, ale po pierwsze, w Łódzkiem, w ramach wyrównywania szans, muszą być one poprowadzone dla wszystkich dzieci w przedszkolu, a u nas jest ich 200 – nie wiem, jak to zrobić fizycznie, chyba pracując do godz. 22. Po drugie, skąd wezmę jakiekolwiek rekwizyty, stroje – cokolwiek, skoro nie wolno nam zbierać pieniędzy od rodziców, a przedszkole pieniędzy na koła zainteresowań od miasta nie dostaje, zwłaszcza w biednej Łodzi. Po angielsku za gra- nicą się dogadam, ale w pracy z dziećmi potrzebny mi certyfikat, za który, dokształcając się, muszę zapłacić sama, a kto pracuje w tym zawodzie, wie, jakie mamy pensje. Gram na gitarze – szczęście dla mojej grupy; czekam, kiedy mi tego zabronią, bo dzieciom w naszej grupie będzie „lepiej” niż w pozostałych... Już kiedyś jeden system chciał równać i wiemy, co wyszło... – dodaje Sylwia Gajewska na facebook.com.
– Uczyłam angielskiego w przedszkolach i wiem, jak to wyglądało. Dzieci, które na angielski nie chodziły, czasem siłą były wyciągane z sali przez opiekunki. Rozumiały tyle, że są z jakiegoś powodu gorsze i nie mogą uczestniczyć w czymś atrakcyjnym, co jest udziałem większości. Czy o to nam chodzi? (...) Dodam jeszcze, że gdy moje dzieci chodziły do przedszkola (innego), to maluchy mające angielski nie wychodziły tego dnia do ogrodu, bo tak był ułożony plan dnia! Bez wahania zrezygnowałam więc z angielskiego – komentuje Trylobit12 na stronie wyborcza.pl.
– Jestem rytmiczką. Aby zdobyć tytuł i uprawnienia, najpierw musiałam ukończyć Liceum Muzyczne w klasie rytmiki, następnie Akademię Muzyczną – Katedra Rytmiki i Improwizacji Fortepianowej. Czy pani Szumilas ma najmniejsze pojęcie, czym są te zajęcia? Czy naprawdę myśli, że może je poprowadzić nauczyciel przedszkola – absolwent pedagogiki po 30 (!) godzinach muzyki w ciągu całego cyklu kształcenia? (...). PS Przez 8 lat mojej pracy zawsze miałam 100 proc. zapisanych dzieci. Był na to prosty sposób – maluchy z mniej zamożnych rodzin co roku zwalniałam z opłat. Moje koleżanki po fachu robią to samo. Gdzie więc mityczny problem nierównych szans, tak szeroko opisywany przez panią mini- ster Szumilas? – pyta Magdalena Czerwińska w jednej z dyskusji toczącej się na Facebooku.
– Sytuacje, gdzie kogoś na coś stać lub nie, zdarzają się wszędzie, więc nie rozumiem, dlaczego argumentem dla rządu jest rzekoma równość dzieci. To może zakażemy nosić przez dzieci drogich markowych ciuchów (bo takie dzieci się zdarzają), ponieważ rodziców innych dzieci na to nie stać? – na Facebooku zastanawia się Justyna Hryckiewicz.
– Ile osób zapłaci za lekcje języka czy muzyki w domu? Kilkuletnie dziecko i rodzic, zmęczeni po całym dniu, będą jeździli po całym mieście, aby móc coś poznać? W dziecku zabije się radość, a wtłoczy je w przymus i obowiązek. Po co niszczyć coś, co zostało już zbudowane przez lata? Skąd jakiś anonimowy biurokrata ma wchodzić z butami w relacje powstałe między nauczycielami, rodzicami oraz dziećmi? Niszczy społeczność, której nawet nigdy nie widział i nie jest świadomy jej istnienia – pyta Miłosz Nowaczyk na wsumie.pl.
– Rodziców nikt nie zapytał o zdanie, a nas – instruktorów – nikt nie poinformował, że z dnia na dzień zostaniemy bez środków do życia. Wszystko załatwiono po cichu, bez jakichkolwiek konsultacji społecznych, podczas wakacji... – komentuje Anna Ochocka na facebook.com.
– Z jakiej okazji w ramach wyrównania szans ja mam swoje dziecko opóźniać w rozwoju? Dlaczego mają mi odebrać dostęp do fachowców? Mój 3-latek potrafi się porozumieć po angielsku tylko dzięki tym zajęciom. Prowadzą je specjaliści. Nie mogę go dowozić na zajęcia po przedszkolu i nie stać mnie na takie kaprysy, a cena oferowana przez usługodawców w przedszkolu jest naprawdę dostępna – tyle, ile miesięcznie zapłacę za pół godziny pry- watnie... Gdzie tu logika? Dokąd ten kraj zmierza? – zastanawia się Mama na mamwybor.pl.
– Zajęcia w przedszkolach to zbijanie kasy przez firmy. Całe szczęście, że wreszcie ukrócono ten proceder. Zajęcia nie były kontrolowane, ich poziom często był niski. Dzieci, które nie chodziły na zajęcia, były przygnębione, dlaczego nie mogą na nie iść. W państwowej placówce dzieci powinny czuć się sprawiedliwie. Są klubiki i można tam iść z dzieckiem – komentuje stanowczo Wiola, pod petycją do MEN na stronie petycje.pl.
– W poprzednim roku szkolnym prowadziłam angielski w trzech przedszkolach w Katowicach w ramach zajęć dodatkowych. Po pierwsze, moje dzieciaki nauczyły się dużo więcej niż kilka słówek w ciągu roku, tak więc wygląda na to, że pani Szumilas nie ma bladego pojęcia o pożyteczności takich zajęć w przedszkolach. Obroniłam ostatnio magistra i pracy w szkole nie ma, bo nie ma etatów. Nie ukrywam, że przedszkola mnie ratowały. W podobnej sytuacji jest wielu moich znajomych. W czasach, gdy nie ma pracy dla młodych, rzuca się nam kolejne kłody. Czyli co? Pozostaje mi wyjechać za granicę na zmywak?! – pyta na Facebooku Alicja Gromadzka.
– Zastanawia mnie, czy nie należałoby unieważnić rekrutacji do przedszkoli. Oferta przedszkoli publicznych obejmowała zajęcia dodatkowe, dlatego się zdecydowałam i podpisałam umowę z przedszkolem przed uchwaleniem przepisu. Dlatego czuję się oszukana przez samorząd, który nie dotrzymuje oferty. Złożyłam już skargę do Rzecznika Praw Obywatelskich – dodaje Agnieszka na stronie gloswielkopolski.pl odnoszą się do całego kraju. Jeżeli zwycięży w nich nasz kandydat, pan Zdzisław Pupa, to będzie to oznaczało, że Polska obroni to wszystko, co jest spoiwem Polaków, na różnych poziomach: lokalnych, szerszych w tych małych ojczyznach, w tej naszej wspólnej, dużej ojczyźnie”.
Reforma edukacji
Polska Jest Najważniejsza to partia, która nie istnieje w polskim Sejmie, ale funkcjonuje w europejskim parlamencie. Mimo to organizuje konferencje prasowe w Warszawie.
14