Nie muszę być premierem
Rozmowa z Donaldem Tuskiem
– Premier Leszek Miller w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” mówił, że nie wyobraża sobie koalicji z PiS, bo nie może zapomnieć grobu Barbary Blidy. A czy pan widzi koalicję z SLD, gdyby koalicja utraciła większość w Sejmie?
– Nie ze wszystkim się zgadzam z Leszkiem Millerem, delikatnie mówiąc, ale akurat tę jego wypowiedź dość dobrze rozumiem. Leszek Miller nie jest odosobniony w sceptycyzmie co do sensowności propozycji PiS. Nie dziwię się, że ma rezerwę co do możliwości współpracy z tym ugrupowaniem.
Nie sądzę, aby zaistniała potrzeba uzupełnienia czy zmiany koalicji w tej kadencji. I gdyby się miało okazać, że z jakichś powodów – nie przypuszczam, żeby tak było – nie ma większości w tym parlamencie, to uważam, że alternatywą są raczej wcześniejsze wybory niż próba za wszelką cenę dosztukowania do większości.
– I rzeczywiście zdecydowałby się pan na wcześniejsze wybory, gdyby w PO nie było ostatecznie Jacka Żalka i Jarosława Gowina?
– Kilka razy w życiu podejmowałem decyzje, które wydawały się ryzykowne, ale były czyste w intencji. Nie mam parcia, że muszę być koniecznie premierem – tej satysfakcji mam aż nadto. Mam ochotę kilka rzeczy zrobić – do tego potrzebuję solidnej i wierzącej w sens tego, co się robi, większości. Jak nie ma większości, to po to, żeby być, być, być, to już dziś nie jest moja pasja. To ci, którzy nie zasmakowali władzy dłużej, mogą chcieć, mnie to szczególnie nie podnieca, ale możliwość zrobienia dla Polski kilku rzeczy jest czymś, co mnie motywuje.
Ale po co Platformie jest władza? Ma pan jeszcze dwa lata do kolejnych wyborów i nie dochodzi do wcześniejszych wyborów. To jaki jest plan?
– Ja nie mam jakiegoś parcia, że koniecznie muszę być premierem, bo jestem nim już sześć lat i satysfakcji mam aż nadto. Mam ochotę zrobić rzeczy, o których mówiłem w Krynicy i do tego potrzebuję solidnej, wierzącej w sens tego, co się robi, większości. Starałem się przez te sześć lat, kiedy rządzimy, natchnąć ludzi optymizmem. Wierzę, że w Polsce możliwe są rzeczy wielkie i udało nam się kilka takich rzeczy zrobić. Ten wstęp jest potrzebny, by podkreślić co tak naprawdę jest kluczowe przez najbliższe dwa lata, sześć – siedem lat, a nie mówię, że muszę być w tym czasie premierem, skoro wiemy, że kryzys się skończył. Mogę powiedzieć, że to wiemy. I skoro Polska przeszła przez ten kryzys suchą nogą i baza, z której startujemy do nowego wyścigu, jest naprawdę bardzo dobra w porównaniu z innymi krajami. Chociaż odczucia ludzi mogą być bardzo różne. Szanuję to, że ludzie w Polsce często mówią: – A! Mogłoby być dużo lepiej, jest ciężko. Wiem, ile w Polsce jest jeszcze nieszczęścia. Ale ogólne saldo jest całkiem pozytywne i może być kapitalnym punktem startu do gorącej jesieni, by plan dla Polski po kryzysie był planem kompletnym. Potrzebujemy do tego wkładu własne- go, szukamy pieniędzy, oszczędzając, trzymając w dyscyplinie finanse publiczne.
Ale szukamy też pieniędzy, które mają wspólnie ze środkami europejskimi pracować na rzecz wzrostu. Jeśli mówię, że Polska potrzebuje planu po kryzysie, to mówię, jak przez najbliższe parę lat mądrze wydawać pieniądze.
– Nie wiem, czy nie za wcześnie ogłasza pan koniec kryzysu, bo opozycja pojedzie teraz do miast, gdzie ludzie stracili pracę, młodzi ludzie nie znajdą pracy. Prezes PiS stanie przed nimi i powie: – Premier mówi, że już jest po kryzysie.
– On ma prawo do tych swoich pesymistycznych racji. Myślę, że więcej wiem, ile jest w Polsce biedy i co znaczy być na bezrobociu niż prezes Kaczyński. Ale wiem, że tych ludzi nie wyciągniemy z bezrobocia, nieustannie kwękając i marudząc.
Kiedy mówiłem, że Polska przejdzie przez kryzys bez recesji i ubytków majątku, to okazało się, że miałem rację. Chociaż niektórzy, w tym prezes Kaczyński, mówili: – Co on czaruje, co on taki optymista, jest źle, jest katastrofa. Nie będę obstawiał na katastrofę w Polsce, będę obstawiał na sukces i te sześć lat pokazuje, że to jest moż-
18