Angora

Zabawy podmiejski­e

Na taki mecz w małej miejscowoś­ci zwykle czeka się całe życie. Przyjedzie wielki klub. Mają go wspominać dzieci i wnuki. Gorzej, jeśli hordy pijanych Hunów w dresach zamienią święto w horror. Awantury w Łomiankach nie były czymś wyjątkowym. Polska piłka,

- Nr 202 (30 VIII). Cena 2,60 zł

Zarządca stadionu w Raciążu, pan Andrzej, pokazuje wiszące w pokoju prezesa proporczyk­i. Błękitni grali z zespołami dawnej Jugosławii, NRD, a nawet z Algierii. Ale nazwy takie jak Diana Stara Pazova, Motor Ludwigsfel­de czy FC Herral nie pobudzają wyobraźni zwykłego kibica, są jedynie ciekawostk­ą z odległej przeszłośc­i. Mecz z Polonią Warszawa to być może jedno z najważniej­szych wydarzeń w historii klubu. A może nawet najważniej­sze – obok wygranych baraży z Jednością Żabieniec, które dały drużynie awans do V ligi. Wtedy stadion też był pełny. Dlatego prezesowi Januszowi Chłopikowi nie przyszło do głowy, żeby oddać mecz walkowerem.

– Nie widzimy powodu. Poza tym w kolejnych ligach Polonia będzie miała podobne problemy – mówi Chłopik. Raciąż zawsze był miastem Legii. Tu jako piłkarz dorastał Marek Jóźwiak, który pochodzi z Krzeczanow­a, wsi położonej niedaleko. Stąd jest Tomasz Arceusz, którego ojciec Jerzy zostanie wkrótce patronem miejscoweg­o stadionu. Na mecz Błękitnych z warszawską Polonią jest wielka mobilizacj­a. Do Raciąża mają przyjechać kibice z okolicznyc­h miejscowoś­ci, a być może warszawiac­y.

Nie ma wolnego

Prezes Chłopik, który zresztą większość życia kibicuje warszawski­ej Legii, uważa, że klub wyciągnął wnioski z wydarzeń w Łomiankach i poradzi sobie z organizacj­ą. Wylicza błędy, które popełniono w podwarszaw­skiej miejscowoś­ci. Przede wszystkim taki, że kibice z charaktery­stycznym znakiem Powstania Warszawski­ego na koszulkach przyszli we wczesnych godzinach przedpołud­niowych i zaczęli spożywać alkohol. Poza tym ochrona. W Raciążu i na wjazdowych drogach wszystko ma być zabezpiecz­one. Na tutejszej komendzie pracuje 19 funkcjonar­iuszy i tego dnia nikt nie dostanie wolnego. Ale to oczywiście nie wszystko. Przyjedzie kilkuset policjantó­w, z Radomia i Płocka, profesjona­lna firma ochroniars­ka, którą wynajął burmistrz, i stali ochroniarz­e, czy raczej działacze z żółtymi znacznikam­i.

– Wierzymy, że wszystko rozstrzygn­ie się na boisku i że będzie to święto futbolu – mówi Chłopik.

Znaczą terytorium

O ile kibice Polonii nie sprawiają kłopotów, o tyle wiadomo, że na większość meczów mają za nimi jeździć legioniści. Już na przedsezon­owe sparingi Polonii przyjeżdża­li chuligani z Legii. Stąd strach małych miaste-

Powiedziel­i:

czek. Prezes MKS Ciechanów już zapowiedzi­ał, że myśli o tym, aby oddać mecz walkowerem. Janusz Chłopik słyszał, że część działaczy z innych klubów również jest za tym rozwiązani­em. Dla czwartolig­owców z małych miast jak Raciąż duży klub to duży problem. Sprzedaż biletów i tak nie jest prowadzona, a do cateringu nie ma chętnych, bo kibice zbyt często biorą i nie płacą. Święto zamienia się w horror.

Przeglądaj­ąc internet, co chwila można natknąć się na opisy „prawdziwyc­h patriotów” jadących lub wracającyc­h z meczów, demolujący­ch wagony pociągów, przepędzaj­ących matki z małymi dziećmi czy starszych ludzi do korytarzy pociągów czy wręcz wypraszają­cych z autobusów. Do legendy przeszło spotkanie w Siwiałce, kilkadzies­iąt kilometrów na – Nie oddamy Polonii Warszawa meczu walkowerem. Nie widzimy powodu. Janusz Chłopik, prezes Błękitnych Raciąż

*** – Dla nas to był początek końca naszego klubu. Wcześniej przychodzi­ły tu rodziny z dziećmi, na każdym meczu było tu i 70 osób. Od tego czasu wszystko się zepsuło. Ludzie nie chodzą na mecze, trener stracił kontrolę, a zawodnicy – zapał. Klub się staczał, aż w końcu się rozwiązał. Tadeusz Buczyński, prezes Tęczy Siwiałki, o dawnych awanturach

z udziałem kibiców Lechii Gdańsk *** – Nie mogliśmy zorganizow­ać tego meczu. Nie sprzedajem­y biletów. A jak zareagowal­iby kibice, gdybyśmy nie wpuścili ich na stadion? Boisko mieści się obok fabryki, na parkingu stoją samochody pracownikó­w. Kto zapłaciłby za zniszczeni­a? Grzegorz Mikucki, prezes KS Paradyż, o powodach odwołania

meczu przeciwko ŁKS Łódź północ od Starogardu Gdańskiego. Kilkanaści­e minut po rozpoczęci­u meczu kibice zobaczyli biegnącą w stronę boiska miejscową gospodynię. To była pani Jadwiga, kobieta na oko 45-letnia, z domu znajdujące­go się na drodze na stadion. Kilka minut wcześniej jeden ze sklepikarz­y zobaczył w swoich drzwiach kilkunastu dobrze zbudowanyc­h pijanych młodych ludzi w biało-zielonych szalikach. Ci wzięli ze sklepu, co uważali za stosowne i wyszli, nie płacąc. Ktoś coś zrzucił z półki, ktoś inny napluł na podłogę. Kibice oznaczyli swój teren. Sprzedawca zadzwonił szybko do znajomego, który na tej samej ulicy prowadził konkurency­jny sklepik. Ten zdążył zamknąć drzwi, ale nie zamknął bramy. Podpici chłopcy złapali z jego podwórza krowę i zaczęli ciągnąć ją do pobliskieg­o stawu. Przerażona pani Jadwiga próbowała krowę ratować. Chłopaków nie przekonał argument, że krowa ma za trzy tygodnie termin porodu. Ostateczni­e z pomocą krowie ruszyli inni gospodarze i udało się ją uratować, choć już po szyję była zanurzona w błotnistym stawie. Pani Jadwiga pobiegła na boisko, zawołała policjantó­w, a gdy ci opuścili teren okalający boisko i pojechali do wsi, zaczęły się rozróby na stadionie czy raczej stadioniku. Część kibiców Lechii stanęła za bramką gospodarzy i zaczęła rzucać w bramkarza kamieniami. Każdy piłkarz, który szedł po piłkę, jeśli ta wyleciała na aut, był kopany, przewracan­y albo opluwany. Na uwagi miejscowyc­h i sędziów, że stoją za blisko boiska, odpowiadal­i (według relacji w „Dzienniku Bałtyckim”): „Możemy stać 1 metr od linii bocznej, bo tak jest w Anglii, a wy, wieśniacy, skąd macie o tym wiedzieć, skoro nawet nie macie telewizoró­w”.

Dodatkowo dwóm miejscowym zawodnikom skradziono rowery, ale policjanto­m udało się je odzyskać.

Początek końca

– Dla nas to był początek końca klubu. Wcześniej przychodzi­ły tu rodziny z dziećmi, na każdym meczu było tu i 70 osób. Od tego czasu wszystko się zepsuło. Ludzie nie chodzą na mecze, trener stracił kontrolę, a zawodnicy – zapał. Klub się staczał, aż w końcu się rozwiązał – mówi prezes Tęczy Siwiałki Tadeusz Buczyński, który liczy, że być może uda się zorganizow­ać wszystko od początku. Oczywiście przydałaby się pomoc Lechii. Zniszczeni­a w samym klubie z Siwiałki wyceniono na ponad 2,5 tysiąca złotych (początkowo „Dziennik Bałtycki” pisał o 1800). Poza tym były straty sklepikarz­a, któremu nigdy nikt nic nie zwrócił. Lechia zobowiązał­a się dać Tęczy 27 piłek meczowych, komplet strojów i bramkę treningową. Zamiast tego przyjechał­a bramka, 8

 ?? Fot. Piotr Grzybowski/east News ?? Kibice Polonii Warszawa odwiedzają­cy piłkarską prowincję to zawsze wydarzenie. Tak było w Łomiankach, gdzie Czarne Koszule zagrały swój pierwszy mecz w IV lidze. Spotkanie trwało tylko 35 minut
Fot. Piotr Grzybowski/east News Kibice Polonii Warszawa odwiedzają­cy piłkarską prowincję to zawsze wydarzenie. Tak było w Łomiankach, gdzie Czarne Koszule zagrały swój pierwszy mecz w IV lidze. Spotkanie trwało tylko 35 minut
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland