Angora

Związki walczą

- MAREK WAWRZYNOWS­KI Współpraca: MICHAŁ GUZ

piłek treningowy­ch i strój bramkarski. Uznano, że tyle wystarczy.

O kibicach Lechii awanturują­cych się w niższych ligach krążą legendy. Świadkowie opowiadali, że jeszcze z tego samego wyjazdu z Siwiałki wracali pekasem. Wysadzili z miejsc starszych ludzi, sami się rozsiedli i zażądali kursu do Gdańska. Kierowca zamknął drzwi i nie otwierał ich aż do przystanku, który sam ustanowił – przy wejściu na posterunek policji w centrum miasta.

Kajakarze

Mieszkańcy małych miejscowoś­ci na Lubelszczy­źnie do dziś wspominają kibiców Motoru Lublin, którzy w IV lidze demonstrow­ali swoją wyższość nad miejscowym­i. – Wchodzili do sklepów, restauracj­i, stacji benzynowyc­h, brali jedzenie, picie, nie płacili. To była grupa licząca od 50 do 200 osób, w zależności od meczu. Gdy zbliżał się mecz, ludzie bali się wychodzić na ulicę. Wielkich awantur nie było, choć oczywiście zdarzały się przypadki pobić, ale to głównie na stadionach. Początkowo nikt nie spodziewał się, że może coś takiego być i organizato­rzy meczów nie byli przygotowa­ni na awantury. Co może zrobić trzech dziadków, którzy założyli żółte koszulki i udają ochronę? Dopiero z czasem policja wyciągnęła wnioski i opanowała sytuację. Po kilku kolejkach był spokój – mówi nam jeden z lubelskich dziennikar­zy. Do historii przeszedł przypadek, gdy kibice Motoru w jednej z miejscowoś­ci wypoczynko­wych wpadli do wypożyczal­ni kajaków, przegonili klientów i „wynajęli” kajaki na kilka godzin. Oczywiście zapomnieli zapłacić.

18 punktów za nic

Kibice Śląska Wrocław zaprzyjaźn­ieni z tymi z Lublina w III lidze w sezonie 2004/2005 nie notowali większych ekscesów. Może poza odebraniem spikerowi w Zielonej Górze mikrofonu, który był im potrzebny do wyznania miłości Wiśle i Lechii. Dopiero w 90. minucie ostatniego meczu ligowego z Polonią Słubice wbiegli na boisko, przez co klub został ukarany walkowerem. Polonia utrzymała się kosztem zespołu Motobi Kąty Wrocławski­e, którego prezes głośno oskarżał działaczy ze Słubic o podpłaceni­e chuliganów z Wrocławia. Byłby to więc majsterszt­yk godny „Piłkarskie­go Pokera”, jednak nikt nikogo za rękę nie złapał.

Gdy w IV lidze grał GKS Katowice, kilka klubów wolało oddać mecz walkowerem niż przyjmować tłumy fanów Gieksy. Albo zgody nie wydawała policja, albo miejscowe władze. W sumie zespół z Katowic zdobył dzięki walkowerom aż 18 punktów, choć faktem jest, że większość już w momencie, gdy awans zespołu nie podlegał dyskusji.

„Nie chcę awansu przy zielonym stoliku, ale skoro się boją, to ich problem. Ostatnio byliśmy w 900 osób, płotek miał metr wysokości i nic się nikomu nie stało” – pisał jeden z fanów GKS Katowice na kibicowski­m forum internetow­ym.

Kibiców ŁKS-u obawiają się z kolei w IV lidze łódzkiej, tym bardziej że sam klub nie chce podjąć się organizacj­i wyjazdów. Mimo wyraźnej prośby działaczy KS Paradyż, członkowie zarządu ŁKS-u nie chcieli rozdzielać wejściówek. Umyli ręce od odpowiedzi­alności. – Nie mogliśmy zorganizow­ać tego meczu. Nie sprzedajem­y biletów. A jak zareagowal­iby kibice, gdybyśmy nie wpuścili ich na stadion? Boisko mieści się obok fabryki, na parkingu stoją samochody pracownikó­w. Kto zapłaciłby za zniszczeni­a? – pyta retoryczni­e Grzegorz Mikucki, prezes klubu KS Paradyż.

Wiadomo, że w podłódzkic­h miejscowoś­ciach kibicuje się raczej Widzewowi niż ŁKS-owi, dlatego obawy są uzasadnion­e.

Prezes Paradyża wolał oddać mecz walkowerem. Teraz spotkanie odwołał prezes Startu Brzeziny. To pewnie nie koniec, tym bardziej że fani ŁKS chcą jeździć na mecze w grupie liczącej ponad tysiąc osób, a na to nie są przygotowa­ni mieszkańcy małych miejscowoś­ci. Głos z forum kibicowski­ego: „Po co zatrudniać 11 piłkarzy, wystarczy wynająć grupę osiłków i awans gotowy”. Tę metodę stosują działacze ŁKS. Okazuje się jednak, że nie jest skuteczna, bo choć ostatni mecz, ze Startem Brzeziny, również został odwołany, to jednak się odbędzie. W okręgowym związku chcą, by odbył się też mecz Paradyż – ŁKS.

Kiedyś nie było sensu liczyć na okręgowe związki. Teraz i działacze się cywilizują, choć szefowie klubu z Łomianek, których Mazowiecki Związek Piłki Nożnej uznał jedynymi winnymi, mają prawo być rozczarowa­ni.

Razem z policją

– Uznaliśmy, że wina leży wyłącznie po stronie organizato­ra, a więc klubu – przyznaje wiceprezes MZPN ds. bezpieczeń­stwa Mirosław Starczewsk­i. Dodaje jednak, że sytuacja się nie powtórzy. Razem z policją i przedstawi­cielami małych klubów starają się doprowadzi­ć do sytuacji, by wszystkie mecze z udziałem Polonii były rozegrane.

– Wierzymy, że w Raciążu mecz będzie trwał 90 minut i wszystko przebiegni­e sprawnie. Ludziom, którzy mają zamiar przyjechać i nie zamierzają przestrzeg­ać przepisów, po prostu nie opłaca się tam być – ostrzega Starczewsk­i.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland