Andrychów nie chce Cyganów Z gadziami Rom uczyć się nie chce
Coraz bardziej zaostrza się konflikt między Polakami i mniejszością romską w Andrychowie. Ponad dwa tysiące internautów chce „oczyścić” miasto z przybyszów. Również burmistrz mówi o konieczności przeprowadzenia na obrzeża przynajmniej części romskiej społeczności.
Mieszkańcy Andrychowa chcą zachować anonimowość, ale zarzutów mają sporo. – Ciągłe kradzieże, napadanie i zaczepianie ludzi, żebranie o pieniądze. Zabierają, co chcą – mówi jeden z nich.
Kradną bardzo duże sumy
– Podają sobie towar w taki sposób, że nie da się tego upilnować. Kradną i to są bardzo duże sumy – dodaje kobieta pracująca w jednym z miejscowych sklepów.
Ale i Romowie kierują w stronę Polaków różne zarzuty. – Wyzywają nas. Człowiek boi się nocą wyjść, bo mogą zaatakować – mówi anonimowo jeden z przedstawicieli mniejszości.
– Jestem głęboko zaniepokojony tą sytuacją. Znam wielu ludzi z Andrychowa, których w życiu bym nie posądził o jakiś rasizm – komentuje całą sprawę Roman Kwiatkowski, prezes Stowarzyszenia Romów w Polsce.
Wyprowadzić część
rodzin romskich
Pomysł na rozwiązanie konfliktu ma burmistrz Andrychowa, który chce społeczność rozproszyć. – Jesteśmy na dobrej drodze do tego, by przynajmniej część romskich rodzin wyprowadzić z centrum miasta. To na pewno uspokoi sytuację – twierdzi Tomasz Żak.
W centrum miasta od dwudziestu lat w budynku plebanii przy parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa uczą się Romowie. To jedyna taka szkoła w kraju. Od września tego roku kształcić się w niej będzie 31 uczniów. Nie ma ich zbyt wielu, ale dzięki temu nauczyciele mogą poświęcić każdemu dziecku czy nastolatkowi tyle czasu, ile faktycznie potrzebuje.
O tym, by umożliwić naukę cygańskim dzieciom, pomyślał ks. Jerzy Zawadzki, ówczesny proboszcz suwalskiej parafii. Duchowny podczas wizyt u rodzin zauważył, że większość nie potrafi ani pisać, ani czytać. I to zarówno dorośli, jak i dzieci. Ani jedni, ani drudzy, w obawie przed szykanami nie chcieli kształcić się w publicznych placówkach. Kapłan postanowił to zmienić i w parafialnych pomieszczeniach założył świetlicę. Z tej placówki kilka lat później „wyrosła” szkoła. Początkowo chodziły do niej dzieci w różnym wieku. Zdarzało się, że pierwszą klasę kończył dorosły mężczyzna, który wprost ze szkoły biegł do żony i dzieci. Czasem na zajęcia przychodzili też dziadkowie. Dziś takich sytuacji już nie ma.
– Mamy różnych uczniów: zdolnych i borykających się z problemami – mówi Bożenna Szynkowska, wicedyrektor Parafialnej Podstawowej Szkoły Romskiej w Suwałkach. – Niektórzy są trochę zagubieni, potrzebują pomocy. Staramy się ich wspierać. Nie pobłażamy im, ale też nie tresujemy. Docieramy do rodzin mieszkających na terenie całego miasta. Do zerówki trafiają cztero-, pięcioletnie maluchy. Przyzwyczajają się do zajęć, uczą się czytać i pisać. Ale też bawią się i integrują z rówieśnikami.
Z uwagi na tryb życia Romów ich częste wyjazdy do krewnych albo za granicę bywa, że dzieci rozpoczynają naukę w szkole i jej nie kończą. Albo pojawiają się ponownie po kilku miesiącach. Suwalscy nauczyciele dopasowują program tak, by mogły nadrobić zaległy materiał.
– Realizujemy podstawę programową – mówią. – Uczymy pisać, czytać, liczyć, ale nie tylko. Pielęgnujemy kulturę Romów, ich obyczaje. Pokazujemy, jak odróżnić dobro od zła. To stary, ale ważny klucz. Dzięki szkolnym projektom uczniowie mają bezpłatne podręczniki, pomoce dydaktyczne i wiele wyrównawczych zajęć (...).
Romowie nie chcą uczyć się w szkołach publicznych z gadziami, czyli obcymi. Głównie dlatego, że ci obcy wyśmiewają się z ich zwyczajów. Do nich należy choćby noszenie długich spódnic. Dziewczęta nie mogą też wkładać bluzek na ramiączkach ani rozbierać się w obecności rodziców czy braci. Na publicznych plażach natomiast muszą kąpać się w ubraniach. To też jest powodem wielu drwin (...).
Suwalska szkoła romska była wielokrotnie nagradzana. Zwyciężyła m.in. w konkursie na najlepszą inicjatywę obywatelską „Pro Publico Bono”, organizowanym pod patronatem Rzecznika Praw Obywatelskich.
Od kilku lat w parafialnej placówce, zarządzanej przez Małgorzatę Osowską, kształcą się nie tylko Romowie, ale też Polacy, którzy nie radzili sobie z różnych powodów w innych placówkach.
– U nas realizują obowiązek szkolny – mówi dyr. Szynkowska. – Od roku prowadzimy też gimnazjum.
Szkoła zawarła również porozumienie z miejscowym Ochotniczym Hufcem Pracy, który umożliwi absolwentom gimnazjum przysposobienie zawodowe.
– W gimnazjum mamy jeszcze kilka wolnych miejsc – zachęca do nauki Bożenna Szynkowska. – Planujemy przyjąć 20 osób.
(Skróty „Angory”)
pochodzą
od
redakcji