Chciała zmienić swoje życie
dziecka, które nikomu nic nie zawiniło. Proces medialny toczył się poza murami sądu, brało w nim udział całe społeczeństwo. Medialne, społeczne zainteresowanie to coś niezwykłego. Z czego wynika fenomen tej sprawy? – adwokat wiele razy w czasie swojej przemowy będzie się zastanawiał, stawiał pytania retoryczne. – Doszedłem do wniosku, że szczególne zainteresowanie budzi osoba mojej klientki. Nie wiem, w który momencie moja klientka zaszkodziła sobie w takim stopniu, że dziś społeczeństwo odsądziło ją od czci i wiary. Dziś Katarzyna W. to największe zło w naszym społeczeństwie. Ja nazwałem to nagonką medialną i będę przy tym obstawał do końca. Mam nadzieję, że nie będzie to rzutowało na wyrok w tej sprawie. Krzyk ulicy to krzyk ludzi, którzy nie mają dostatecznej wiedzy prawnej i procesowej, by rozstrzygać tę sprawę. Tylko sąd potrafi ustalić prawdę i w oparciu tylko o te ustalenia można wydać sprawiedliwy wyrok. Na bazie tych samych ustaleń faktycznych, dowodów, dwie przeciwstawne strony potrafią wyciągnąć różnorakie, czasami skrajne wnioski. Pan prokurator jest pewny winy mojej klientki, wnosi o najsurowszą z kar. Ja na bazie tych samych faktów i okoliczności, twierdzę, że moja klientka jest niewinna i proszę o wyrok uniewinniający. Tezę swoją opieram na argumentach, które będę sukcesywnie przedstawiał.
I mecenas Ludwiczek przedstawia. Zaczyna od pamiętnika oskarżonej, który on nazywa zeszytem z zapisami:
– Dzieliła się tam swoimi myślami, trudnymi myślami, bo nie ma tam pozytywnych myśli mojej klientki do życia. To dowód, że te wszystkie trudne chwile przeżywała sama. To nie jest tak, że jak ktoś ma problem, to jego systemem i pomysłem jest pisanie tego na kartce papieru. To wskazuje na jego samotność, słabość. Ten zeszyt, wysoki sądzie, ma znaczenie, ponieważ mogliśmy z niego wyczytać dosyć jednoznaczną opinię – jawi się z niego obraz osoby, która nie potrafi kochać, jawi się obraz osoby, która nigdy nie chciała ciąży, dziecka, bała się o swoją przyszłość. Te zapiski prowadzą do wniosku, że mamy do czynienia z kimś, kto od samego początku nie miał instynktu macierzyńskiego, chciał pozbyć się dziecka. Wyraziła to wprost: Nie chcę tego dziecka! W akcie oskarżenia znajdujemy stwierdzenia, że moja klientka nie była szczęśliwa ani na etapie, gdy została poczęta Magdalena, ani wtedy, jak była w ciąży oraz po jej rozwiązaniu. Moja klientka pisała o tym w pamiętniku, a jej rozgoryczenie wynikało z niepewności o jej przyszłość. Bała się tego, co będzie z nią, z dzieckiem, jak sobie poradzą z mężem. Jeśli spojrzymy na to z perspektywy tej, że Katarzyna W. miała wtedy 22 lata, jej mąż mniej więcej tyle samo, jeśli oboje pochodzili z rodzin z problemami i nie najzamożniejszych, to takie obawy nie dziwią. Wszystko to powoduje, że innego znaczenia nabierają wpisy w pamiętniku mojej klientki. Nie można z tego wyciągać wniosków, że tam, z tych zeszytów, wynikają jakieś konkretne zamiary mojej klientki, a szczególnie zamiary zabicia dziecka. Wysoki sądzie, to samo, jeśli chodzi o stosunek mojej klientki do dziecka. Teza brzmi – od samego początku moja klientka miała uraz, nie chciała dziecka i dążyła do jego pozbycia się. Tak nie jest. Negatywny obraz z pamiętnika wynika z faktu, że ona, jako kobieta, przechodziła bardzo trudny okres. Jej stan zdrowia groził anemią, była w bardzo złym stanie zdrowotnym.
Adwokat zapomina jednak dodać, że mimo, jak podkreśla, złego stanu zdrowia Katarzyna W., będąc w cią- ży, przez cały czas paliła papierosy. Jak zauważa w swojej replice prokurator Grześkowiak, obrona mówi tylko o tych dowodach, które były dla niej wygodne:
– Pan mecenas twierdzi, że jego klientka wpisała do internetu hasło „zabić bez śladu” po tym, jak obejrzała film „Przebudzenie”. Tyle że ona obejrzała zaledwie 15 początkowych minut tego filmu, a zapewniam, że wówczas nic ciekawego tam się nie dzieje.
Zdaniem obrony Katarzyna W. nie powinna zostać także uznana za winną fałszywego zawiadomienia o przestępstwie. Przypomnijmy, że przez kilka dni niemal cały Śląsk szukał jej rzekomo porwanej córki.
– Moja klientka po prostu za dużo razy kiwnęła głową – twierdzi Arkadiusz Ludwiczek. Adwokat jest przekonany, że to nie Katarzyna W. stwierdziła jako pierwsza, że jej dziecko zostało porwane, a ona sama napadnięta.
Katarzyna W. ma sądowi niewiele do powiedzenia. Zaledwie kilka zdań:
– Mam świadomość tego, jak jestem postrzegana i jak został wykreowany mój wizerunek w me- diach. Natomiast, kiedy zdarzył się ten wypadek, kiedy zmarła mi na rękach moja córka Magda, nie wiedziałam, co mam zrobić. Pierwszą osobą, której chciałam powiedzieć, co się stało, był mój mąż. Przepraszam wszystkich za to, że wprowadziłam ich w błąd. Jestem niewinna, nie zabiłam Magdy, ona wypadła mi z rąk. To był wypadek. Dlatego proszę wysoki sąd o uniewinnienie.
Chyba po raz pierwszy w tym procesie widać u kobiety oznaki zdenerwowania. Wygląda, jakby wewnętrznie się trzęsła, drżała. Ale to wszystko, próżno szukać w jej oczach łez.
Sąd nie potrzebuje wiele czasu na narady i ogłasza wyrok już dzień po wygłoszeniu mów końcowych stron. Jest kilkanaście minut przed godziną 12, kiedy sędzia Adam Chmielnicki stwierdza, że Katarzyna W. jest winna zarzucanych jej czynów. Wyrok to 25 lat pozbawienia wolności. Kobieta może się starać o warunkowe zwolnienie po odbyciu 15 lat kary.
– W ocenie sądu oskarżona jest osobą, która bezwzględnie dąży do swoich celów, obserwacja bliskich wskazuje, że jest to osoba, która trudno przyznaje się do porażek. Oddanie swojego dziecka byłoby właśnie takim przyznaniem się. Bardzo chciała uniknąć złego postrzegania jej przez społeczeństwo – stwierdza sędzia. – Jeśli chodzi o zdarzenia z dnia śmierci Magdaleny W., nie pozostawiają one wątpliwości, że śmierć nastąpiła na skutek celowego działania, a nie nieszczęśliwego wypadku. Gdyby doszło do zatrzymania układu oddechowego inaczej niż przez uduszenie gwałtowne, nie doszłoby do ostrego rozdęcia płuc, które tu miało miejsce.
Zdaniem sądu motywem działania oskarżonej była „chęć zmiany życia”.
– Chciała powrócić do tego życia, które prowadziła przed zajściem w ciążę i urodzeniem dziecka – dodaje sędzia.
Katarzyna W. musi także zgodnie z wyrokiem sądu pokryć niemal 120 tysięcy złotych kosztów sądowych. Wyrok jest nieprawomocny. Obrońca zapowiedział apelację.
Za tydzień: Gdy zapadał wyrok w sprawie Katarzyny W., piętro niżej w tym samym sądzie rozpoczynał się proces Beaty Ch. i Jarosława R. To rodzice niespełna dwuletniego Szymonka, którego ciało znaleziono na dnie stawu w Cieszynie w 2010 roku. Chłopiec został pochowany bezimiennie. Po ponad dwóch latach zatrzymano jego rodziców. Dziś odpowiadają za jego zabójstwo.