Andrea Doria
Niebiesko-Czarni to była przede wszystkim platforma dla pokazania solistów. Przewinęło się ich sporo, i prawie wszyscy cieszyli się zasłużoną sławą. Startowali jako półamatorzy, by po zdobyciu umiejętności i popularności iść własną drogą.
Pod koniec lat sześćdziesiątych nie było już w zespole Heleny Majdaniec – usiłującej zaistnieć w Paryżu, Michała Burano – także szukającego swojego miejsca za granicą. Czesław Niemen święcił triumfy z własnymi kolejnymi formacjami. Niebiesko-Czarnym pozostały tylko dwa „głosy” – Ada Rusowicz i Wojtek Korda. I – co nie mniej ważne – najzdolniejsi muzycy grupy. Pianista Zbigniew Podgajny i gitarzysta Janusz Popławski. Obydwaj także komponowali, a ten ostatni napisał dla Kordy wielki przebój Adagio Cantabile. Komponował dla siebie także sam wokalista. Hej, idzie chłopak młody, Przyszedł do mnie blues, Powiedz, jak mnie kochasz były piosenkami miłymi, ale nie spotkały się z wielkim zainteresowaniem słuchaczy. Ich wielką zaletą było to, że Wojtek pisał je „pod siebie”, zgodnie z jego wokalnymi możliwościami, więc pasowały mu jak dobrze skrojony garnitur. Wielki przełom nastąpił w 1969 roku.
Najpierw krótkie wprowadzenie z zupełnie innej bajki. Choć to, niestety, wcale nie bajka. W lipcu 1956 roku doszło u wybrzeży Stanów Zjednoczonych do kolizji dwóch statków. Najbardziej ucierpiał włoski liniowiec pasażerski Andrea Doria, w którego burtę wbił się wzmocniony do żeglugi po zamarzniętych wodach dziób statku Stockholm. Straty w ludziach jak na taką skalę były nieduże, ucierpiały właściwie tylko te osoby, które znajdowały się bezpośrednio w strefie zderzenia. Andrea Doria tonął przez jedenaście godzin, było więc dostatecznie dużo czasu na uratowanie prawie 1700 osób. Tragedia ta wydarzyła się w niemal filmowych okolicznościach. Szwedzi płynęli przy pięknej bezchmurnej pogodzie, gdy nagle pojawił się tuman mgły, a z niego wyłonił się gigantyczny transatlantyk. Nie było możliwości skorygowania kursu i tak doszło do nieszczęścia. Wypadek był szeroko komentowany bowiem panowało przekonanie, że w erze powszechnego już stosowania radarów do takich incydentów miało nie dochodzić.
Teraz możemy wrócić do Wojtka Kordy. Moją pierwszą wielką młodzieńczą pasją – opowiada – była marynistyka. Trochę dlatego, że jednym z niewielu kolorowych, wydawanych na porządnym papierze pism był miesięcznik „Morze”, bardziej jednak przez morskie tajemni-
Piosenka była gotowa – to określenie trochę na wyrost. Gotowa była melodia, teraz trzeba było „ubrać” ją w aranżację. Tę pracę miał wykonać Zbigniew Podgajny. Sugestia Kordy była taka, żeby dla podkreślenia dramatyzmu utworu wykorzystać rytm SOS wystukiwany alfabetem Morse’a. Trzy krótkie, trzy długie, trzy krótkie. Zadanie było karkołomne, ale nie dla talentu Zbyszka. Układ kropek i kresek wymusił niejako prawie niespotykany w muzyce rockowej rytm na 6/8. Aby jednak nie było wątpliwości, że ce i legendy. Morze Sargassowe, Trójkąt Bermudzki, konwoje do Murmańska. – Mieszkałem po sąsiedzku z Tomkiem Dziubińskim (gitarzysta i propagator ciężkiego rocka – przyp. A.H.), on też prenumerował „Morze”. Może i to nas związało, bo potem przez lata współpracowaliśmy. W każdym razie pewnego dnia w kinie zobaczyłem Kronikę Filmową, a w niej felieton o wypadku Andrea Dorii. Tak to mną wstrząsnęło, że potem przez lata wracałem do tego wspomnienia. Kiedy już zostałem Niebiesko-Czarnym i zacząłem komponować, postanowiłem, że napiszę kiedyś „marynistyczną” piosenkę.
To nastąpiło właśnie w 1969 roku. Wojtek leżał na kanapie i nagle w głowie zaczęły mu kołatać słowa Andrea Doria, Andrea Doria. W sekundę „podłożyła się” pod nie melodia i oto był gotowy refren od dawna planowanej morskiej opowieści. Szybko chwycił gitarę, przegrał to, co wymyślił, zapisał pomysł i... zaczął kombinować canto.
To był czas wielkiej popularności Hendrixa – wspomina. Bardzo mi pasowały jego rozwiązania harmoniczne. No i w tym stylu dopisałem zwrotki. Moment i piosenka była gotowa. Nigdy przedtem ani potem nie pobiłem tego rekordu prędkości komponowania. to rock, gitara Janusza Popławskiego miała zabrzmieć – a jakże – po hendrixowsku.
Pozostawała sprawa tekstu. Wiadomo było, że musi być Andrea Doria. Tak się złożyło, że Niebiesko-Czarni bawili w Warszawie. Tu była baza wypadowa ich trasy po Mazowszu, tu zaprosił ich do studia radiowej Trójki red. Czesław Niemczuk. Wojtek opowiedział mu o swoim pomyśle na piosenkę, a ten zareagował natychmiast.
– Nie masz tekstu? Ja ci go napiszę.
I też prawie natychmiast, bo następnego dnia, wręczył go zdumionemu artyście.
Tak narodził się największy przebój Wojciecha Kordy. Co najdziwniejsze, znany tylko z radiowej anteny, bowiem Niebiesko-Czarni nigdy nie umieścili go na żadnej płycie. Pytany o to, dlaczego, wokalista odpowiedział: – Mam powiedzieć prawdę? – Masz – czułem, że zaraz poznam wielką tajemnicę.
– Nie wiem.
halber@onet.eu Felietony do słuchania w soboty na antenie Programu Pierwszego Polskiego Radia SA
około godz. 19.15
Do bólu przystojni, w wieku wskazującym na artystyczny rozwój (średnia 42 lata), do tego cholernie utalentowani. Taką laurkę uczciwie wystawiam międzynarodowemu męskiemu kwartetowi, śpiewającemu popowe, popularne kawałki w operowych interpretacjach. Szwajcar, Hiszpan, Amerykanin i Francuz robią to tak przyswajalnie dla przeciętnego słuchacza, że mają na swoim koncie sprzedanych prawie 30 milionów płyt. Na podsumowującej ich dokonania płycie znalazły się największe hity plus 4 „nowe” utwory. Wypada mieć.
Sony. Cena ok. 40 zł.
Niektóre źródła podają, że Etykieta zastępcza wydana została w 1981 roku, ale wydawca trzyma się daty o rok późniejszej. Niemniej było to bardzo dawno temu i w dodatku na analogu. Dziś pozycja doczekała się reedycji pod hasłem Kultowe winyle na CD. Nie znajdziemy na niej Córki rybaka ani Moniki, dziewczyny ratownika, najczęściej odtwarzanych w rozgłośniach utworów formacji, bo ich tam po prostu nie było, powstały później. Są za to pierwsze dokonania i medialne sukcesy, czyli WARS wita, Ciebie brak, Eine Kleine Bitte, Do pracy, rodacy, czy Nina albo partyzancka miłość. Prześmiewczo – ironicznych piosenek z metaforycznymi przesłaniami, które śpiewali Grzegorz Bukała i Rudolf Schuberth. Warto je sobie przypomnieć, bo niektóre nie straciły na aktualności.
Polskie Nagrania. Cena ok. 30 zł.
Matt Bianco to założony w 1983 roku brytyjski zespół łączący pop, bossa novę i jazz. Serwują coś w rodzaju koktajlu z tych gatunków, zjednując sobie rzesze sympatyków. Mózgiem i wokalistą grupy jest od początku jej istnienia charyzmatyczny Mark Reilly, zaś żeńska wokaliza zmienia się przy okazji prawie każdego nowego albumu. Obecnie wykonuje ją Elizabeth Antwi, ale kilkanaście lat temu robiła to nasza rodaczka Basia Trzetrzelewska. Choć piosenki wciąż mają ciepłe, klubowe klimaty, to tej Baśki wyraźnie w nich brakuje. Z nią miały niepowtarzalny styl i światową jakość, a tak zostały „jedynie” poprawne melodie.
Mystic. Cena ok. 50 zł.