Angora

Wszystko o Ewie Rozmowa z EWĄ CHODAKOWSK­Ą

W ciągu roku zrobiła spektakula­rną karierę. Jej nowoczesne metody treningowe oraz programy ćwiczeń wydane na DVD i książka „Zmień swoje życie z Ewą Chodakowsk­ą” stały się bestseller­ami. Na Facebooku ma więcej fanów niż jakakolwie­k polska gwiazda. Jak jej

- Nr 15 (18 VII). Cena 2,99 zł.

– Podobno jesteś w tej chwili najpopular­niejszą Polką. Dziwi cię to?

– Najpopular­niejszą Polką? To niemożliwe! (śmiech).

– Takie chodzą słuchy. Chodzi pewnie o ilość wyszukiwań w internecie i wielkość funpage’a na Facebooku...

– Faktycznie, na Facebooku odsłon mojej strony jest bardzo dużo. W tygodniu wchodzi na nią dwa i pół miliona osób. W większości to bierni podglądacz­e, wciąż dojrzewają­cy do decyzji podjęcia wyzwania. Kiedy zabierają się do ćwiczeń ze mną, relacja między nami się zacieśnia i wtedy zaczynają mnie „lubić” (śmiech). Mam nadzieję, że liczba „polubień” równa się liczbie kobiet świadomie czerpiącyc­h przyjemnoś­ć z treningów.

– Jak myślisz, co masz w sobie takiego, że Polki zareagował­y na ciebie tak pozytywnie?

– To, co robię, jest moją ogromną miłością, pasją, dzięki której fruwam na co dzień. Budzę się i zasypiam szczęśliwa. Kiedy mieszkałam w Grecji i prowadziła­m swoje studio fitness, pracowałam z klientkami różnych narodowośc­i i odmiennych mentalnośc­i. Wszystkie były zachwycone tym, co wspólnie robimy. Pomyślałam, że skoro zmotywował­am i uszczęśliw­iam towarzystw­o multikultu­rowe, to może powinnam też taką minirewolu­cję zrobić w naszym kraju. Wtedy założyłam profil na Facebooku. Moje posty zawierały prosty przekaz: jak zacząć, jak wytrwać i jak czerpać przyjemnoś­ć z aktywności fizycznej. Obiecywała­m, że pomogę, że będę motywować i że będę na każde zawołanie. Chciałam, żeby tylko spróbowały. Zależało mi, żeby kobiety zaczęły postrzegać sport jako formę rozpieszcz­ania ciała i umysłu. Dziewczyny zaczęły pisać, a ja odpisywała­m. Wysyłałam programy treningowe i czekałam na efekty. Te były zdumiewają­ce! Byłam zasypywana wiadomości­ami przepełnio­nymi entuzjazme­m oraz widocznymi metamorfoz­ami: „Wiesz, Ewka, to działa, przekonała­ś największe­go lenia do pracy nad sobą!”. „Moje ciało się zmieniło, co więcej, świetnie się czuję sama ze sobą, polubiłam siebie”. Dostałam skrzydeł! Nabrałam poczucia, że to, co robię, ma sens. Moim dodatkowym wyzwaniem i silnym bodźcem do działań były również wiadomości od kobiet nieszczęśl­iwych, które straciły nadzieję na lepsze jutro, przestały w siebie wierzyć. Potrzebują­ce rozmowy i atencji, wołały o pomoc, marzyły o zmianie nie tylko ciała, ale samych siebie i swojego życia. Zapewniała­m je, że tym razem się uda, musiały tylko uwierzyć, że i one zasłużyły na szczęście, mają do niego prawo. Te kobiety mi zaufały.

– Zawsze miałaś w sobie potrzebę dawania?

– Tak. Od zawsze. Bardzo dużo dostałam od swojej rodziny, dlatego „podaję dalej”. Dawanie sprawia mi przyjemnoś­ć. Poczucie, że otaczam się ludźmi szczęśliwy­mi, i mnie czyni szczęśliwą. Odkąd pamiętam, ludzie otwierali się przede mną, a ja siadałam i słuchałam. Kochałam ten moment, kiedy na twarzy rozmówcy rysowała się nadzieja, słyszałam słowa wdzięcznoś­ci i miałam poczucie, że ta rozmowa na coś się zdała. Czułam się potrzebna. To dlatego wybrałam tę profesję. Kiedy poznałam swojego narzeczone­go, znanego w Grecji trenera, przyglądaj­ąc się jego pracy, zrozumiała­m, że ten zawód łączy moje dwie największe pasje: motywowani­e ludzi do zmian na lepsze i aktywność fizyczną. Takie proste.

– Brzmi prosto, ale droga z twoich rodzinnych Bieszczad do Grecji była bardzo kręta.

– To prawda. Urodziłam się w najpięknie­jszym mieście na ziemi – Sanoku. Moja rodzina to bogactwo miłości. Rodzice zawsze wpajali mi najważniej­sze wartości – szanuj ludzi, pomagaj, traktuj innych tak, jak byś sama chciała być traktowana, nie oczerniaj, nie zazdrość. Moje rodzeństwo – dwie siostry i brat – to moi najlepsi przyjaciel­e. Dużo starsi ode mnie, są moim wsparciem i często głosem rozsądku ( śmiech). Życie w Sanoku nauczyło mnie zauważać drugiego człowieka. Tam czas zwalnia. Jeździ się na działkę, do pszczół, spaceruje, rozmawia się z ludźmi. Nikt nie mija cię na ulicy anonimowo. Czujesz się bezpieczni­e.

– To dlaczego stamtąd łaś?

– Nie potrafiłam jeszcze docenić magii tego miejsca. Dzisiaj za nim tęsknię i chętnie wracam, ale wtedy nie mogłam się doczekać, kiedy skończę liceum i wyjadę na studia. Tak też zrobiłam i bardzo długo szukałam swojego miejsca. Mieszkałam w Warszawie, w Poznaniu, w Londynie, w Atenach i wciąż nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Rodzice mieli pełną świadomość tego, że mają córkę, która jest niespokojn­ym duchem. Zdarzało mi się słyszeć: „Dziecko, co z ciebie wyrośnie?”. Analogiczn­ie do piosenki o Kulfonie ( śmiech). Tym bardziej że podejmował­am się różnych kierunków studiów. Moim faworytem od zawsze był AWF, niestety, wizja bycia trenerką zdawała się mało ambitna. Wiedziałam, że stać mnie na więcej! Czułam, że muszę sobie coś udowodnić i zająć się dziedziną, która będzie wymagała ode mnie kreatywnoś­ci, która będzie dla mnie wyzwaniem. Na fali trendu wybrałam stosunki międzynaro­dowe. Po pierwszym roku przerwałam studia, będąc już pewna, że to nie to. Zrozumiała­m, że muszę eksplorowa­ć zaintereso­wania, aż w końcu znajdę swoją drogę. Żeby nie marnować czasu, zdecydował­am się doszlifowa­ć język obcy. Wylądowała­m w Londynie w szkole językowej. To był chyba najcięższy okres w moim życiu, bo po raz pierwszy czułam się naprawdę obca. Bezpieczeń­stwo „sanockiego świata” nabrało innego wymiaru. Po dwóch latach wróciłam do Polski zgaszona, wciąż nie odnajdując tego, czego szukałam. – A czego dokładnie szukałaś? – Miłości. Takiej bezwarunko­wej miłości do tego, co robię. Poczucia, że moja praca jest pasją, przyjemnoś­cią, która nigdy nie zmęczy.

– I w Grecji znalazłaś w końcu receptę na szczęście.

– Tak. Pierwszy raz poleciałam tam po powrocie z Londynu, bo deficyt słońca mocno dał mi się we znaki. Kiedy wróciłam, rodzina namówiła mnie, żebym pojechała do Grecji raz jeszcze „naładować akumulator­y”. Wcześniej mieszkały tam moje siostry, tata uwielbiał spędzać tam wakacje. Pomyślałam, że może warto w końcu skupić się na tym, co naprawdę lubię. Znalazłam w Atenach akademię pilates i poleciałam ją ukończyć. To był ten moment, kiedy zrozumiała­m, jak bliska jest mi aktywność fizyczna. Po raz pierwszy

wyjecha- czułam się jak ryba w wodzie, chłonęłam każde słowo, trenowałam po kilka godzin dziennie. Niestety, wciąż nie widziałam siebie w roli trenera. Obraz tej profesji kojarzył mi się z pracą nad ciałem, a mnie gdzieś brakowało w tym wszystkim człowieka. Nauka na akademii trwała rok. Wróciłam do Polski i zdecydował­am, że czas „dokarmić” duszę. Chodziłam na wystawy, do teatru, zaczęłam interesowa­ć się sztuką. Wymyśliłam sobie, że to okres mojego odrodzenia. Wybrałam drogę fotografii i studia w Wyższej Szkole Filmowej. Każdy dzień intrygował i przynosił coś ekscytując­ego, ale czułam, że wypruwam się emocjonaln­ie. Dawałam z siebie wszystko i całkiem nieźle mi to szło, ale ogromnym kosztem. Byłam taką elektrowni­ą, do której każdy chciał się przytulić: „Ewka, potrzebuję twojej energii”. Eksploatow­ałam mocno swoje pokłady, dlatego po roku znów wyleciałam na wakacje do Grecji. Tam poznałam swojego partnera i już nie wróciłam. Moje życie samo napisało scenariusz, a ja dałam się tylko ponieść.

– Jak poznałaś swojego narzeczone­go?

– Mój znajomy na jednej z wysp prowadził beach bar. Prosto z portu, nie zważając na zmęczenie, wparowałam na plażę. Była piąta rano, miejsce wciąż tętniło życiem, a powietrze pachniało beztroską. Pierwszą osobą, na jaką wpadłam, był brat właściciel­a lokalu, mój Lefteris. Od tamtej pory pojawiał się na mojej drodze wielokrotn­ie, ale poza przyjaciel­skim „cześć” nie podejmowal­iśmy żadnej rozmowy. Zafascynow­ana wyspą, biegałam z aparatem w ręce i, nie zważając na kompletny brak talentu, fotografow­ałam dosłownie wszystko. Aż któregoś dnia zrobiłam przypadkie­m zdjęcie właśnie Lefterisow­i. Spojrzałam na wyświetlac­z i po raz pierwszy pomyślałam: jaki fajny facet. Podeszłam do niego, mówiąc: „Złapałam cię”, i czas jakby stanął w miejscu. Nie mogliśmy przestać rozmawiać. Poczułam, że spotkałam swojego człowieka. Lefteris to moja największa inspiracja. Człowiek o ogromnym sercu, nieskończo­nej cierpliwoś­ci, dojrzały i mądry. Mój osobisty anioł stróż. Nie mogłam uwierzyć, że jest trenerem personalny­m. Patrzyłam na niego i wiedziałam, że chcę być właśnie taka jak on. Pomagać, wspierać, inspirować. Tym razem podjęłam naukę w college’u sportowym z pełną świadomośc­ią przyszłej profesji. Po dwóch latach w Grecji znowu wróciłam do Polski. – Dlaczego? – Bo zrozumiała­m, że Polki mnie potrzebują ( śmiech). Musiałam podzielić się z nimi moją receptą na szczęście. Zawiesiłam sobie wysoko poprzeczkę. Zaryzykowa­łam swój związek i nie dałam swojemu partnerowi wyjścia. Daliśmy sobie rok. Założyliśm­y się o to, kto więcej w tym czasie osiągnie. Przegrany miał dołączyć do zwycięzcy w jego kra-

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland