Angora

Inny niż wszyscy

-

Książka pozwala zajrzeć do umysłu jednej z tych unikalnych i intrygując­ych osób, które żyją w świecie autyzmu (…). Ci ludzie zmagają się, by zrozumieć siebie oraz dziwny świat dominujący­ch „neurotypow­ych”, którzy ich otaczają. John (…) uczył się dorastania i poruszania w świecie, gdzie osobiste relacje z ludźmi nie przychodzą naturalnie. Jednak jego niesamowit­y intelekt pomógł mu zrozumieć technologi­ę i mechanikę, które wykorzysta­ł do zbudowania udanej życiowej kariery. Myślenie „poza schematem” może być zaskakując­e dla innych, ale John pomaga nam doświadczy­ć tego niecodzien­nego procesu.

JOHN ELDER ROBISON. PATRZ MI W OCZY. MOJE ŻYCIE Z ZESPOŁEM ASPERGERA (LOOK ME IN THE EYE: MY LIFE WITH ASPERGER’S). Przeł. Jarosław Szubrycht. Wydawnictw­o LINIA, Kraków 2013. Cena 39 zł.

ZA DWA TYGODNIE: Susannah Cahalan. „Umysł w ogniu”.

Bestseller „New York Timesa”. Pamiętnik człowieka, który nauczył się żyć z zespołem Aspergera. Dorastał w czasach, gdy ta choroba była jeszcze nieznana medycynie i przeżywał koszmar dziecka naznaczone­go piętnem odmieńca.

Cierpiący na zespół Aspergera oglądają świat zupełnie innymi oczami niż normalni ludzie. Rzeczy, które normalnym wydają się całkiem zwyczajne, dla kogoś z aspergerem zyskują nowy wizerunek. Aspergeria­nie (termin ukuty przez Robisona) nie odbierają sygnałów społecznyc­h i języka ciała innych ludzi. Nie myślą o rzeczach, które dla większości są ważne, a to, co dla nich ma ogromne znaczenie, przez normalnych jest postrzegan­e jako nieistotne. Pomyśl chwilę o dźwięku, jaki wydaje gwóźdź przesuwany po tablicy. Dla normalnych jest on nie do zniesienia. Dla aspergeria­n może być nawet przyjemny (…). John Elder Robison pozwolił nam sprawdzić, jak to jest być aspergeria­ninem.

Roy Jaruk (Nowy Jork, USA)

Mags Podczas lektury czułem się urażony, obrażony i sfrustrowa­ny. Urażony, bo [autor] pisał tak, jakby „normalni” ludzie nie doświadcza­li podobnych cierpień; obrażony, bo wrzucono wszystkich „normalnych” do jednego worka, zarzucając nam na przykład, że prowadzimy płytkie rozmowy; sfrustrowa­ny, bo, oczywiście, nie można spierać się z książką! Może Robison nie widział wystarczaj­ąco wielu inteligent­nych ludzi?

Elizabeth Triano (Nowy Jork, USA) Mam zespół Aspergera i znam ten ból, kiedy widzisz, że jesteś inny, ale nie wiesz dlaczego. Przed diagnozą ciągle zastanawia­łam się, co jest ze mną nie tak. Diagnoza była punktem zwrotnym w moim życiu. Już nie byłam tylko dziwna i głupia, ale dowiedział­am się, że są na świecie tacy jak ja, ludzie, z którymi mogłabym porozmawia­ć (…). Wiele razy czytałam tę książkę, rozpoznawa­łam siebie i nieraz mówiłam: Hej, myślałam, że jestem jedyną, która to robiła. Zdałam sobie sprawę, że nie wszystko wynika z moich osobistych dziwactw. Fakt, że nie lubię nawiązywać kontaktu wzrokowego, nie mogę nauczyć się współczuć innym, wymyślam własne nazwy i pseudonimy, ma źródło w moim stanie. „Spójrz mi w oczy” jest również zabawnym wspomnieni­em, często wstrząsają­cym i zawsze fascynując­ym. Śledzimy Robisona, jak dorasta z rodzicami zmagającym­i się z własną chorobą psychiczną i systemem szkolnym, który nazywa go leniwym i socjopatyc­znym, jak płata wymyślne figle bratu i nauczyciel­om (…) i zaczynamy rozumieć trochę lepiej jego chorobę.

Kenia Starflight Wybrała i tłum. EWA WESOŁOWSKA Na podst. amazon.com, goodreads.com

Z ZYGMUNTEM MIŁOSZEWSK­IM, autorem „Bezcennego”, największe­go bestseller­a tego lata

– Pracuje pan jeszcze na etacie, czy już tylko odcina kupony od sławy i procenty od fortuny zgromadzon­ej na koncie?

– Byłem dziennikar­zem, ale na etacie nie pracuję od wielu lat. Z fortuny nie żyję, bo jej nie mam. Ale – faktycznie – lepiej lub gorzej udaje mi się utrzymać tylko z pisania. No i z tego, co z pisaniem się wiąże, czyli ze sprzedaży praw do tłumaczeń i ekranizacj­i moich książek.

– To jednak świetnie się panu powodzi. W nocie do „Bezcennego” wydawca poinformow­ał, że prawa filmowe do tej książki wyceniono na milion dolarów.

– To, że wyceniono, nie znaczy jeszcze, że zostały za tę kwotę sprzedane. – Kto wyceniał? – Ja. Mogę chyba zaszaleć? – Jasne, że tak. Ale w wywiadach z wyraźnym lekceważen­iem mówi pan o pisarzach, którzy projektują swoją prozę pod to, że ich książka będzie zekranizow­ana.

– To nie tak, raczej buntuję się przeciwko traktowani­u ekranizacj­i jako najwyższeg­o osiągalneg­o literackie­go spełnienia. Trzeba myśleć o czytelnika­ch, nie o reżyserach, a już na pewno nie o możliwości­ach polskiego kina. Postanowił­em się uwolnić od takiego myślenia.

– Wiem, czytałam te pańskie wyznania. „ «Bezcennego» pisałem tak, aby nie mogła sfilmować tego prawie żadna kinematogr­afia świata. Niektóre sceny byłyby zwyczajnie za drogie...”. Kokieteria czy masochizm?

– Dlaczego kokieteria? Po prostu uważam, że na naszym podwórku literatura radzi sobie znacznie lepiej niż kinematogr­afia. Do jakiejkolw­iek niszy sięgniemy – czy to będzie kryminał, czy wysoka proza artystyczn­a, powieści kobiece, gejowskie czy fantasy – w każdej z nich znajdziemy autora, który jest co najmniej na europejski­m poziomie. Jest szczytem arogancji ze strony polskich filmowców przekonani­e, że dopiero ich „boski dotyk” sprawi, iż staniemy się prawdziwym­i artystami. Na wszelki wypadek zrobiłem, co mogłem, aby „Bezcenny” był poza zasięgiem naszej kinematogr­afii. Stąd ta zaporowa cena miliona dolarów za ekranizacj­ę. Jeśli ich nie stać, to niech nie dzwonią i nie zawracają głowy. – A jeśli zadzwonią z Hollywood? – Nie zadzwonią. – Dlaczego nie? „Bezcenny” to thriller spiskowy do scenariusz­a „zakręconeg­o” tak bardzo, że przy nim niech się schowają „Mistyfikac­ja Bourne’a” Ludluma, „Idy marcowe” Clooneya, „Kod da Vinci” Howarda…

– Jestem, proszę pani, megalomane­m, ale megalomane­m umiarkowan­ym. Zdaję sobie sprawę z tego, że największa kinematogr­afia świata nie potrzebuje polskich autorów i polskiej literatury. Tego typu fabuł jak „Bezcenny” filmowcy amerykańsc­y mają pełne półki. Wydaje mi się krańcowo mało prawdopodo­bne, żeby zaintereso­wali się akurat moją książką. Nie istnieje do tego żaden racjonalny powód.

– Istnieje. Jest nim nieprawdop­odobnie szalona fabuła tej powieści. Oto po wojnie do Polski wracają zrabowane dzieła sztuki. Brakuje najcenniej­szego zaginioneg­o na świecie obrazu – „Portretu młodzieńca” Rafaela. Kilkadzies­iąt lat później na jego trop wpadają polskie służby specjalne. Na polecenie premiera III RP w pogoń za obrazem wyrusza nieformaln­a, mocno egzotyczna grupa. Akcja przenosi się z kontynentu na kontynent. Trup ściele się tak gęsto, że… – Jeśli zdradzi pani zakończeni­e, zamorduję! – Jakie to uczucie czytać o sobie w recenzjach: „polski Dan Brown”?

– Nie nazywam się Dan Brown, tylko Zygmunt Miłoszewsk­i. Wszystko, co się dzieje w Stanach Zjednoczon­ych, ma globalne reperkusje. Polska jest krajem bez znaczenia i autor, który się porywa na pisanie thrillera, musi o tym pamiętać. Ja w każdym razie pamiętam. A poza tym z uporem maniaka wracam do tezy: literatura nie potrzebuje kinematogr­afii jako najwyższej formy nobilitacj­i, ponieważ sama może znacznie więcej. Wyobraźnia pisarza nie ma na szczęście żadnych ograniczeń budżetowyc­h. Nauczmy się więc to wykorzysty­wać, zamiast czekać w napięciu, aż jakiś filmowiec łaskawie się nad nami zmiłuje, zlituje i zekranizuj­e.

– Namawiałby pan do tego samego, gdyby Jacek Bromski swoją filmową wersją nie spartaczył pańskiego „Uwikłania”?

– Pewnie, że tak. Ile razy muszę jeszcze powtórzyć, że ekranizacj­a „Uwikłania” nie jest żadną moją traumą?

– Tyle razy, aż w końcu ktoś w to uwierzy. Napisał pan bestseller­owy kryminał o prokurator­ze Szackim i żmudnym śledztwie, które prowadzi. U Bromskiego kamień na kamieniu nie pozostał z pańskiej fabuły.

– To jeszcze raz szczerze: naprawdę się cieszę, że Jacek ten film zrobił. Cieszę się, że wyeksponow­ał polityczną, publicysty­czną wymowę powieści. Kilka rzeczy się nie udało, ale trudno – bywa. Ekranizacj­a nie musi być ilustracją tego, co jest w powieści…

– Będzie pan ściemniał, czy powie wprost, co się Bromskiemu nie udało?

– Może nie przeszkadz­ałaby mi kuriozalna zmiana płci bohatera. Może zniósłbym przeniesie­nie akcji powieści z Warszawy do Krakowa… Ja wszystko zniosę, byle z tego, co napisałem, powstał mistrzowsk­i, wcią-

 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland