Polak Polakowi?
Mus ten wysiłek wysoko wyceniać!
Mamy nadmiar rąk do pracy, czego dowodem jest wysokie bezrobocie. Miejsc pracy raczej nie przybędzie. Wręcz odwrotnie, będą ubywać. Szybki postęp techniczny prowadzi bowiem do coraz szerszego zastępowania pracy wykonywanej przez ludzi pracą urządzeń. Zapotrzebowanie na pracę ludzi musi więc maleć. Nawołując do zwiększania przyrostu naturalnego, zwiększymy armię bezrobotnych i emerytów, bo tak pożądane przez rząd dzieci staną się kiedyś niechcianymi emerytami. Tą drogą nie zlikwidujemy problemu utrzymania bezrobotnych i emerytów. My go powiększymy.
Polityka demograficzna forsowana przez rząd, biorąc pod uwagę wieloletnie skutki, jakie przyniesie, wydaje się nielogiczna. Chyba że polityków przy podejmowaniu decyzji interesuje wyłącznie okres, kiedy to oni rządzą krajem.
Celem rządu powinno być tworzenie miejsc pracy. Uzyskać to można, poprawiając relację eksportu do importu. Im będzie ona wyższa, tym więcej miejsc pracy powstawać będzie w zakładach zlokalizowanych w kraju. Jeśli skłoni się ludzi do kupowania przede wszystkim towarów wytworzonych w Polsce, to zwiększy się popyt na wyroby krajowe, co zaowocuje zmniejszeniem bezrobocia. Nowe miejsca pracy powstaną tak szybko, jak szybko potrafimy zwiększyć zapotrzebowanie na produkty wytwarzane w kraju.
Wdrażana przez rząd polityka demograficzna trąci zaściankowością. Jak będzie nas dużo, to będziemy mocarstwem. Te czasy dawno minęły. Są państwa o niewielkiej liczbie ludności, ale wysokim dobrobycie i liczącej się pozycji w świecie.
Wątpliwości, jakie budzą działania rządu, należy wyjaśniać, zanim zapadną decyzje o ich realizacji. Może się bowiem okazać, że skutki naszych poczynań przyniosą efekty odwrotne do zamierzonych. Odnosi się wrażenie, że przy rozstrzyganiu długofalowych procesów demograficznych rząd w znacznym stopniu motywowany jest bieżącymi kłopotami finansowymi.
Być może mylę się w mojej ocenie. Uważam jednak, że (...) winno się wyjaśnić wszystkie wątpliwości. Na razie propagatorzy idei rozwoju rodzin wielodzietnych nie przedstawili nic na poparcie swojej tezy, poza tym, że w licznej rodzinie żyje się fajnie oraz gołosłownego sformułowania – że będzie lepiej.
...jaki jest, niech sobie każdy odpowie po codziennych spotkaniach z rodakami na ulicy, w tramwaju, na klatce schodowej itp. itd. Ja już sobie odpowiedziałem jako półroczny (79-letni) niepełnosprawny, po operacji stawu biodrowego. Poruszając się o dwóch kulach, obserwuję codzienne relacje między naszymi rodakami. I są to odczucia w większości zdecydowanie negatywne. Wyjątki bywają, ale rzadko. W tramwaju czasem ktoś ustąpi miejsca, bywa to zarówno młoda dziewczyna, jak i starsza pani.
Młodzi ludzie zajmujący miejsca siedzące chyba chorują na dolegliwości uzębienia, osłaniając ręką twarz, czyli miejsca bolące. Cierpią także na patologiczne skrzywienie kręgosłupa, raz lewostronne, raz prawostronne, w zależności od kierunku jazdy tramwajem. Powszechne są też schorzenia laryngologiczne – uszy muszą być izolowane od hałasu zewnętrznego typu: „może by ktoś ustąpił miejsca temu panu?”. Podczas wsiadania do tramwaju rzadko kto zwraca uwagę na człowieka o kulach. Przy wysiadaniu – podobnie.
Często przemieszczam się autobusem, który bywa przepełniony. Trwają w nim istne wyścigi do miejsc siedzących, a wiele osób potrafi szybko ominąć niepełnosprawnego, aby wsiąść jako pierwszy i to miejsce zająć. Jakiś czas temu zdarzył mi się przypadek, który zainspirował mnie do napisania tego listu.
Zajmowałem w autobusie miejsce dla inwalidy – bezpośrednio za kierowcą. Równolegle, na dwóch fotelach mama posadziła dwóch siedmiolatków. Na kolejnym przystanku rozpoczął wsiadanie kaleka o dwóch kulach, poruszający się jakby był po wylewie lub z porażeniem mózgowym. Nikt mu nie pomógł wejść do autobusu. Po krótkotrwałych zmaganiach znalazł się w środku i poprosił mnie o zwolnienie miejsca. Gdy zobaczył moje dwie kule, wycofał prośbę, stojąc dość bezradnie w środku autobusu, gdzie trzeba było się mocno trzymać w chwili ruszania. Ustąpiłem miejsca, pomogłem mu się usadowić – wszystko już podczas jazdy.
Przestałem trzy przystanki, a młody kaleka pojechał dalej. Nikt się nie ruszył z pomocą, kiedy dwóch niepełnosprawnych zamieniało się miejscami – ze stojącego na siedzące. Mama siedmiolatków udawała, że nic nie widzi, a dzieciaczki siedziały dalej. Niestety, nie mam nadziei, że tym listem poruszę sumienia tych, o których wspomniałem. Pozdrawiam serdecznie tych Roda- ków – o przyjaznym usposobieniu – życząc, aby byli sprawni i zdrowi.
Instytut Pamięci Narodowej nie kojarzy się przeciętnemu zjadaczowi chleba najlepiej. Powiada się – zżeracz naszych podatków, szasta naszymi pieniędzmi. Rzeczywiście, nie ma IPN najlepszej prasy, więcej – kto umie i może, ten jeździ po Instytucie jak po łysej kobyle. W końcu doszło do rzadkiego przypadku; pokrzywdzeni powołali Stowarzyszenie Poszkodowanych przez Instytut, a wśród jego członków jako jeden z pierwszych znalazł się poseł Mikołaj Czykwin z Białegostoku, zmagający się z lustratorami i sądami od 20 lat, a po drodze na deser znalazł miejsce na liście Macierewicza. Posła ostatecznie oczyszczono z zarzutu donosicielstwa i szkodzenia demokratycznej Polsce, ale znamię wypalono mu raz na zawsze. Podobnie ciągano niesłusznie tysiące podejrzanych o współpracę, ale skazano niewielu. Warto jednak pamiętać, że dział lustracyjny IPN złamał niejeden kręgosłup, zszargał opinię wielu zacnym osobom, jak chociażby prof. Marianowi Filarowi, specowi jakich mało w Polsce od prawa karnego.
Przeciwnicy istnienia i działalności IPN wywodzą się głównie z oponentów PIS-u. Ale przecież Instytut powstał także głosami PO. Dlatego nie może dziwić hojność władzy ustawodawczej wobec tej jednostki. O ile w ubiegłym roku budżet na wydatki IPN wynosił 223 mln zł, o tyle w tym roku przyznano firmie dodatkowo 23 mln zł. Są to ważne wartości. Można je przyrównać do rocznego wynagrodzenia 7 tys. nauczycieli, dla których w tym roku szkolnym zabrakło pieniędzy i wyrzucono ich na bruk. A jeżeli ktoś zarzuci mi populizm, że dla tych nauczycieli i tak nie ma pracy, no to przeznaczyłbym tę kasę na leczenie najciężej chorych, dla których nie ma środków ani serca Ministerstwo Zdrowia, a dla których tworzy się żebracze fundacje i esemesowe zbiórki.
Zresztą jest wiele dowodów na marnotrawstwo pieniędzy przez IPN – począwszy od ewidentnie niesłusznych procesów lustracyjnych po ekshumacje wzbudzające śmiech słyszalny daleko poza naszymi granicami (...). A przecież koszty IPN to – oprócz osobowych – ogromne wydatki na infrastrukturę, propagandę.
(...) Prokuratorzy IPN zmagają się z najtrudniejszymi przypadkami „komunistycznego” zaprzaństwa, mają naprzeciw siebie graczy przebiegłych i zaprawionych w bojach przeciwko władzy, muszą dochodzić swoich racji długo i wytrwale, tracąc nerwy, a może i zdrowie. Szkoda tylko, że sędziowie im w tym nie chcą pomagać, bowiem skazanie należy do rzadkości. Ale ile pracy w to wszystko włożono, a ile nocy nie przespano! Stąd ten wysiłek mus wysoko wyceniać. Tak przynajmniej uważa nasza władza.
Mimo to co chwilę pojawia się wniosek o likwidację Biura Lustracyjnego IPN. Ale lobby rozliczeniowe, nieliczące się z publicznym groszem i spokojem społecznym – tryumfuje. Ostatnio jednak zauważyliśmy wzmożoną działalność edukacyjną IPN-u. Na przykład białostocka gazeta doniosła, że IPN oraz Archiwum i Muzeum Archidiecezjalne chcą wydać kazania księdza Stanisława Suchowolca i apelują do społeczeństwa o pomoc w zdobyciu treści tych kazań. Zbiór ma być wydany z okazji 25-lecia śmierci ks. Suchowolca.
– Była to bardzo ważna postać w naszym regionie. Wokół księdza Stanisława gromadzili się ludzie myślący niezależnie – przypomina dr Waldemar Wilczewski z IPN w Białymstoku. Gazeta dodaje, że kapłan został zamordowany w 1989 r. Wtedy było głośno w Białymstoku o śmierci księdza, a prokuratura po wielu miesiącach wydała komunikat, że ksiądz spalił się na plebanii, ale pożar nie powstał w wyniku podpalenia. Nie potwierdzono także oficjalnie, a o czym było głośno, jakoby kapłan przed śmiercią był czymś niedobrym podkarmiany. Słowem – plotki pozostały plotkami.
Niejako tytułem rekompensaty IPN – być może – zleci dodatkowo namalowanie obrazu księdza. Można przecież wziąć przykład z Jana Matejki, który uwiecznił autora „Kazań sejmowych” księdza Piotra Skargę. Ale jak się dobrze wczytać w życiorys i działalność księdza Skargi, to się okaże, że przykładnym demokratą to on nie był. No, ale za to Matejko mistrzem był, a mistrzowi wolno wiele, jeśli nie wszystko.
Z poważaniem