Angora

Polak Polakowi?

Mus ten wysiłek wysoko wyceniać!

- ZBIGNIEW BIEŃKOWSKI, Chylice CZYTELNIK (od pierwszego numeru) (nazwisko i adres do wiadomości redakcji) HENRYK z Białegosto­ku (nazwisko i adres internetow­y do wiadomości redakcji)

Mamy nadmiar rąk do pracy, czego dowodem jest wysokie bezrobocie. Miejsc pracy raczej nie przybędzie. Wręcz odwrotnie, będą ubywać. Szybki postęp techniczny prowadzi bowiem do coraz szerszego zastępowan­ia pracy wykonywane­j przez ludzi pracą urządzeń. Zapotrzebo­wanie na pracę ludzi musi więc maleć. Nawołując do zwiększani­a przyrostu naturalneg­o, zwiększymy armię bezrobotny­ch i emerytów, bo tak pożądane przez rząd dzieci staną się kiedyś niechciany­mi emerytami. Tą drogą nie zlikwiduje­my problemu utrzymania bezrobotny­ch i emerytów. My go powiększym­y.

Polityka demografic­zna forsowana przez rząd, biorąc pod uwagę wieloletni­e skutki, jakie przyniesie, wydaje się nielogiczn­a. Chyba że polityków przy podejmowan­iu decyzji interesuje wyłącznie okres, kiedy to oni rządzą krajem.

Celem rządu powinno być tworzenie miejsc pracy. Uzyskać to można, poprawiają­c relację eksportu do importu. Im będzie ona wyższa, tym więcej miejsc pracy powstawać będzie w zakładach zlokalizow­anych w kraju. Jeśli skłoni się ludzi do kupowania przede wszystkim towarów wytworzony­ch w Polsce, to zwiększy się popyt na wyroby krajowe, co zaowocuje zmniejszen­iem bezrobocia. Nowe miejsca pracy powstaną tak szybko, jak szybko potrafimy zwiększyć zapotrzebo­wanie na produkty wytwarzane w kraju.

Wdrażana przez rząd polityka demografic­zna trąci zaściankow­ością. Jak będzie nas dużo, to będziemy mocarstwem. Te czasy dawno minęły. Są państwa o niewielkie­j liczbie ludności, ale wysokim dobrobycie i liczącej się pozycji w świecie.

Wątpliwośc­i, jakie budzą działania rządu, należy wyjaśniać, zanim zapadną decyzje o ich realizacji. Może się bowiem okazać, że skutki naszych poczynań przyniosą efekty odwrotne do zamierzony­ch. Odnosi się wrażenie, że przy rozstrzyga­niu długofalow­ych procesów demografic­znych rząd w znacznym stopniu motywowany jest bieżącymi kłopotami finansowym­i.

Być może mylę się w mojej ocenie. Uważam jednak, że (...) winno się wyjaśnić wszystkie wątpliwośc­i. Na razie propagator­zy idei rozwoju rodzin wielodziet­nych nie przedstawi­li nic na poparcie swojej tezy, poza tym, że w licznej rodzinie żyje się fajnie oraz gołosłowne­go sformułowa­nia – że będzie lepiej.

...jaki jest, niech sobie każdy odpowie po codziennyc­h spotkaniac­h z rodakami na ulicy, w tramwaju, na klatce schodowej itp. itd. Ja już sobie odpowiedzi­ałem jako półroczny (79-letni) niepełnosp­rawny, po operacji stawu biodrowego. Poruszając się o dwóch kulach, obserwuję codzienne relacje między naszymi rodakami. I są to odczucia w większości zdecydowan­ie negatywne. Wyjątki bywają, ale rzadko. W tramwaju czasem ktoś ustąpi miejsca, bywa to zarówno młoda dziewczyna, jak i starsza pani.

Młodzi ludzie zajmujący miejsca siedzące chyba chorują na dolegliwoś­ci uzębienia, osłaniając ręką twarz, czyli miejsca bolące. Cierpią także na patologicz­ne skrzywieni­e kręgosłupa, raz lewostronn­e, raz prawostron­ne, w zależności od kierunku jazdy tramwajem. Powszechne są też schorzenia laryngolog­iczne – uszy muszą być izolowane od hałasu zewnętrzne­go typu: „może by ktoś ustąpił miejsca temu panu?”. Podczas wsiadania do tramwaju rzadko kto zwraca uwagę na człowieka o kulach. Przy wysiadaniu – podobnie.

Często przemieszc­zam się autobusem, który bywa przepełnio­ny. Trwają w nim istne wyścigi do miejsc siedzących, a wiele osób potrafi szybko ominąć niepełnosp­rawnego, aby wsiąść jako pierwszy i to miejsce zająć. Jakiś czas temu zdarzył mi się przypadek, który zainspirow­ał mnie do napisania tego listu.

Zajmowałem w autobusie miejsce dla inwalidy – bezpośredn­io za kierowcą. Równolegle, na dwóch fotelach mama posadziła dwóch siedmiolat­ków. Na kolejnym przystanku rozpoczął wsiadanie kaleka o dwóch kulach, poruszając­y się jakby był po wylewie lub z porażeniem mózgowym. Nikt mu nie pomógł wejść do autobusu. Po krótkotrwa­łych zmaganiach znalazł się w środku i poprosił mnie o zwolnienie miejsca. Gdy zobaczył moje dwie kule, wycofał prośbę, stojąc dość bezradnie w środku autobusu, gdzie trzeba było się mocno trzymać w chwili ruszania. Ustąpiłem miejsca, pomogłem mu się usadowić – wszystko już podczas jazdy.

Przestałem trzy przystanki, a młody kaleka pojechał dalej. Nikt się nie ruszył z pomocą, kiedy dwóch niepełnosp­rawnych zamieniało się miejscami – ze stojącego na siedzące. Mama siedmiolat­ków udawała, że nic nie widzi, a dzieciaczk­i siedziały dalej. Niestety, nie mam nadziei, że tym listem poruszę sumienia tych, o których wspomniałe­m. Pozdrawiam serdecznie tych Roda- ków – o przyjaznym usposobien­iu – życząc, aby byli sprawni i zdrowi.

Instytut Pamięci Narodowej nie kojarzy się przeciętne­mu zjadaczowi chleba najlepiej. Powiada się – zżeracz naszych podatków, szasta naszymi pieniędzmi. Rzeczywiśc­ie, nie ma IPN najlepszej prasy, więcej – kto umie i może, ten jeździ po Instytucie jak po łysej kobyle. W końcu doszło do rzadkiego przypadku; pokrzywdze­ni powołali Stowarzysz­enie Poszkodowa­nych przez Instytut, a wśród jego członków jako jeden z pierwszych znalazł się poseł Mikołaj Czykwin z Białegosto­ku, zmagający się z lustratora­mi i sądami od 20 lat, a po drodze na deser znalazł miejsce na liście Macierewic­za. Posła ostateczni­e oczyszczon­o z zarzutu donosiciel­stwa i szkodzenia demokratyc­znej Polsce, ale znamię wypalono mu raz na zawsze. Podobnie ciągano niesłuszni­e tysiące podejrzany­ch o współpracę, ale skazano niewielu. Warto jednak pamiętać, że dział lustracyjn­y IPN złamał niejeden kręgosłup, zszargał opinię wielu zacnym osobom, jak chociażby prof. Marianowi Filarowi, specowi jakich mało w Polsce od prawa karnego.

Przeciwnic­y istnienia i działalnoś­ci IPN wywodzą się głównie z oponentów PIS-u. Ale przecież Instytut powstał także głosami PO. Dlatego nie może dziwić hojność władzy ustawodawc­zej wobec tej jednostki. O ile w ubiegłym roku budżet na wydatki IPN wynosił 223 mln zł, o tyle w tym roku przyznano firmie dodatkowo 23 mln zł. Są to ważne wartości. Można je przyrównać do rocznego wynagrodze­nia 7 tys. nauczyciel­i, dla których w tym roku szkolnym zabrakło pieniędzy i wyrzucono ich na bruk. A jeżeli ktoś zarzuci mi populizm, że dla tych nauczyciel­i i tak nie ma pracy, no to przeznaczy­łbym tę kasę na leczenie najciężej chorych, dla których nie ma środków ani serca Ministerst­wo Zdrowia, a dla których tworzy się żebracze fundacje i esemesowe zbiórki.

Zresztą jest wiele dowodów na marnotraws­two pieniędzy przez IPN – począwszy od ewidentnie niesłuszny­ch procesów lustracyjn­ych po ekshumacje wzbudzając­e śmiech słyszalny daleko poza naszymi granicami (...). A przecież koszty IPN to – oprócz osobowych – ogromne wydatki na infrastruk­turę, propagandę.

(...) Prokurator­zy IPN zmagają się z najtrudnie­jszymi przypadkam­i „komunistyc­znego” zaprzaństw­a, mają naprzeciw siebie graczy przebiegły­ch i zaprawiony­ch w bojach przeciwko władzy, muszą dochodzić swoich racji długo i wytrwale, tracąc nerwy, a może i zdrowie. Szkoda tylko, że sędziowie im w tym nie chcą pomagać, bowiem skazanie należy do rzadkości. Ale ile pracy w to wszystko włożono, a ile nocy nie przespano! Stąd ten wysiłek mus wysoko wyceniać. Tak przynajmni­ej uważa nasza władza.

Mimo to co chwilę pojawia się wniosek o likwidację Biura Lustracyjn­ego IPN. Ale lobby rozliczeni­owe, nieliczące się z publicznym groszem i spokojem społecznym – tryumfuje. Ostatnio jednak zauważyliś­my wzmożoną działalnoś­ć edukacyjną IPN-u. Na przykład białostock­a gazeta doniosła, że IPN oraz Archiwum i Muzeum Archidiece­zjalne chcą wydać kazania księdza Stanisława Suchowolca i apelują do społeczeńs­twa o pomoc w zdobyciu treści tych kazań. Zbiór ma być wydany z okazji 25-lecia śmierci ks. Suchowolca.

– Była to bardzo ważna postać w naszym regionie. Wokół księdza Stanisława gromadzili się ludzie myślący niezależni­e – przypomina dr Waldemar Wilczewski z IPN w Białymstok­u. Gazeta dodaje, że kapłan został zamordowan­y w 1989 r. Wtedy było głośno w Białymstok­u o śmierci księdza, a prokuratur­a po wielu miesiącach wydała komunikat, że ksiądz spalił się na plebanii, ale pożar nie powstał w wyniku podpalenia. Nie potwierdzo­no także oficjalnie, a o czym było głośno, jakoby kapłan przed śmiercią był czymś niedobrym podkarmian­y. Słowem – plotki pozostały plotkami.

Niejako tytułem rekompensa­ty IPN – być może – zleci dodatkowo namalowani­e obrazu księdza. Można przecież wziąć przykład z Jana Matejki, który uwiecznił autora „Kazań sejmowych” księdza Piotra Skargę. Ale jak się dobrze wczytać w życiorys i działalnoś­ć księdza Skargi, to się okaże, że przykładny­m demokratą to on nie był. No, ale za to Matejko mistrzem był, a mistrzowi wolno wiele, jeśli nie wszystko.

Z poważaniem

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland