Kosztorys wojny Syria
Amerykańska interwencja w Syrii wydaje się nieuchronna. Na dobrą sprawę żadna ze stron nie ma gdzie się cofnąć. Barack Obama nie może nie ukarać reżimu w Damaszku, który bojowymi środkami chemicznymi zabił 1,5 tysiąca osób, a zatruł kilkakrotnie więcej. Baszar Asad też nie ma się dokąd cofnąć – mógłby się tylko oddać Międzynarodowemu Trybunałowi Sprawiedliwości, a wyrok jest oczywisty.
Komu potrzebna jest
wojna?
Głównymi orędownikami wojny przeciw Syrii stają się islamscy sąsiedzi tego kraju – Turcja oraz bogate kraje arabskie. Dla władz w Ankarze sprawa jest prosta – z jednej strony uciekinierzy z ogarniętej wojną Syrii uciekają do Turcji, z drugiej, kraj ten od dawna zmierza do objęcia roli lokalnego mocarstwa. Dyktator w Damaszku stał temu na przeszkodzie, więc zastąpienie go jakimś słabym rządem „rewolucyjnym” to czysty zysk. W ten sam sposób od dziesięcioleci Asadowie wymieniali rządy w mniejszym od Syrii Libanie... Kraje arabskie też chętnie się pozbędą Baszara Asada, ponieważ był już zbyt silny, a do tego okazał się sojusznikiem Iranu, stanowiącego zagrożenie dla małych państw arabskich Zatoki Perskiej. Problem w tym, że sojusz Turcji i państw znad Zatoki mających niewiele ludności nie gwarantuje sukcesu w wojnie z Damaszkiem. Potrzebny jest silny partner. W tej sytuacji Turcja obiecała walczyć u boku każdego, kto zaatakuje reżim Asada, zaś Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie obiecały opłacić interwencję militarną.
Oferta jest czytelna. Podczas posiedzenia komisji zagranicznej Kongresu USA sekretarz stanu John Kerry powiedział, że kraje arabskie pokryją koszty amerykańskiej misji przeciwko Syrii. Szef amerykańskiej dyplomacji nie ujawnił, o które państwa chodzi, ale będą to zapewne bogate królestwa i szejkanaty znad Zatoki Per-