Ośmiornica u steru
Syria stała się dwudziestym pierwszym krajem szczytu G20 w Sankt Petersburgu, i to jako przedmiot specjalnej troski. Dla Rosji – żeby Syrii, a także bazy rosyjskiej w Syrii, Obama nie najeżdżał, a dla USA – żeby ukarać Asada za użycie przez wojsko trującego gazu sarin.
Gospodarz szczytu prezydent Putin spotkał się z Obamą „na siedząco”, co na takiej konferencji rzadko się podkreśla, i powiedział, że zgadza się z prezydentem Obamą co do tego, iż się ze sobą różnią. Wcześniej Putin chciał odebrać Obamie Nagrodę Nobla i przyznał azyl roczny Snowdenowi, według standardów amerykańskich – zdrajcy, co początkowo poskutkowało odwołaniem bilateralnego spotkania na szczycie. Prezydenci „na siedząco” spotkali się ad hoc. Rozmowa dotyczyła wyłącznie Syrii. Obama nie wnioskował o wydanie Snowdena. To nie jest zajęcie dla prezydenta.
Syria podzieliła grupę najbogatszych Dwudziestu pół na pół. Z graczy światowych Obamę poparli prezydent Francji François Hollande, premier Turcji Erdogan i król Arabii Saudyjskiej Abdullah. Cameron chciałby, ale parlament mu nie pozwolił, natomiast Angela Merkel ma za chwilę wybory. Gdyby się zgodziła na interwencję, i to z udziałem własnych sił, przegrałaby je na własne życzenie.
Rosja, organizując szczyt w mieście Piotra Wielkiego, który dobrze kojarzy się na Zachodzie jako pierwszy z reformatorów rosyjskich, pragnęła wyraźnie zaznaczyć swą
obecność na szczycie
najpotężniejszych państw świata. Na szczycie, który już dawno opuściła. Mentalność jej urzędników jest tam jednak obecna i rozpycha się, jak w przeszłości, kosztem innych. Rzecznik szczytu, niejaki Pieskow, określił Wielką Brytanię jako „maleńką wysepkę, z którą nikt się nie liczy”, a później zaprzeczył własnym słowom, co skłoniło premiera Camerona do przypomnienia, że ta „maleńka wysepka” wynalazła wszystko, co dało się wynaleźć i dalej zachwyca świat osiągnięciami w dziedzinie nauki i kultury.
Na tym nie koniec zgrzytów. Obama nie spotkał się po raz drugi z Putinem i przyszedł na piątkową kolację ostatni. Natomiast spotkał się z przedstawicielami mniejszości seksualnych, co podkreślono w relacjach ze „szczytu”, jak gdyby dyskryminacja gejów i lesbijek była dziś najważniejszą kwestią w funkcjonowaniu „demokracji” rosyjskiej. Dało to Putinowi okazję do kąśliwej uwagi, że „poucza- ją nas ci, którzy sami – w Oklahomie i Teksasie – mają za uszami”.
Najbogatsi tego świata radzili, jak zyskać większe wpływy z podatków, nie podnosząc ich. Putin wskazał raje podatkowe jako winowajców i wszyscy się z nim zgodzili, choć nie wiedzą, jak zmusić Szwajcarię, Panamę, Liechtenstein oraz rajskie wyspy Karaibów i Pacyfiku, a także Monaco do współpracy przeciwko „wczasowiczom podatkowym”. „Cypryzację” ich majątków już oprotestowali, kiedy Cypr przyznawał obywatelstwo w zamian za konfiskatę depozytów bankowych...
Podstawowym sposobem na zwiększenie podatków jest tworzenie nowych miejsc pracy, od której płacą haracz (tak w Grecji po turecku nazywa się podatek) zarówno
pracodawca, jak i pracobiorca.
Drugim sposobem jest rewizja ulg udzielanych, zwłaszcza w USA, na prawo i lewo, z wdzięczności za wpłaty na fundusze wyborcze. Trzecim byłoby objęcie kontrolą szarej strefy, na przykład opodatkowanie obsługi życia nocnego, która wytwarza w krajach Unii Europejskiej ponad półtora procent PKB...
Nie rozmawiano o fortunach milionerów, których majątki są niczym w porównaniu z deficytami finansów publicznych. Natomiast wskazano wielkie koncerny, które lokują część produkcji w krajach Trzeciego Świata i płacą tam grosze, korzystając z bałaganu ustawodawczego. W uboższych krajach najbogatszych, które są ofiarami takich praktyk, niepokój wzbudziła decyzja Rezerwy Federalnej o wykupie obligacji. USA są atakowane z powodu wycofania się z niekonwencjonalnej polityki monetarnej, czyli „probankowego socjalizmu Obamy”, a rynki wschodzące, zresztą słabe, skarżą się na ucieczkę pieniądza i spadek wartości ich walut. Rand (RPA) i rupia (indyjska) stały się rekordzistami pośród słabnących pieniędzy. Straciły w ostatnich miesiącach po 17 procent w stosunku do dolara. W bełkocie paraekonomicznym pojawił się nowy termin – „luzowanie”. „ Banki centralne krajów uprzemysłowionych wycofują się z polityki luzowania ilościowego”. Komentatorzy powtarzają to, jak leci. Nikt nie wyjaśnia, że oznacza to usztywnienie polityki polegającej na rozdawnictwie pieniędzy. Szczyt powinien był ogłosić, że skończył się kryzys, natomiast zaczęła się depresja. Tymczasem w deklaracji końcowej szczytu zwraca uwagę jedynie brak Syrii i jej problemów.
Lista rajów podatkowych powinna wzbudzić zainteresowanie – zarówno dyskutantów z Petersburga, jak i nasze, bo i tu, i tam znajdują się te same kraje.
Nic im nie można zrobić.
Zerowa stawka obowiązuje na Bahamach, na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych, Wyspach Marshalla, Seszelach. Niskie stawki biorą Cypr, Węgry, Luksemburg, Liechtenstein, Malta, Holandia (gość G20), Wielka Brytania (!!!). Natomiast opodatkowanie terytorialne (to, co zarobiłeś na miejscu) oferują Hongkong, Malezja, Nowa Zelandia, Panama i Singapur.
Za jedną z najbardziej drażliwych kwestii finansowych prezydent Putin uznał na „szczycie” korupcję, ujawniającą się przy okazji wielkich zdarzeń sportowych i kulturalnych. Soczi? Miał zapewne na myśli koszty uzyskania kontraktu, w jednym kraju dopuszczalne, w innym – karane. Na liście państw skorumpowanych Rosja znajduje się wśród liderów. Na 133. miejscu. Czyżby w domu wisielca mówiono o sznurze? Niemcy są wśród „wisielców” na 13. miejscu – daleko. Chiny, Indie, Brazylia, Argentyna, Meksyk, Republika Południowej Afryki, Indonezja – w środku stawki.
Wbrew temu, co publicystyka ekonomiczna uważa za niepoliczalne, rozmiary „czarnego” pieniądza w gospodarce można oszacować z niezwykłą dokładnością. Po raz pierwszy zrobili to Amerykanie w roku uważanym przez nich za najuczciwszy, to znaczy w roku przystąpienia USA do drugiej wojny światowej. Sprawdzili, jaki jest poziom oszczędności w bankach, następnie porównali to z zapotrzebowaniem na kredyty i różnicę zestawili z wielkością inwestycji. „Czarny” pieniądz ujawnił się czarno na białym.
Uczestnicy szczytu w Petersburgu zgodzili się, że trzeba współpracować w ujawnianiu „wakacjuszy” podatkowych i ich zasobów, a także miejsc, gdzie ukryli pieniądze. Podczas poprzednich szczytów temat ten pozostawał problemem tabu mimo protestów ze strony organizacji antykorupcyjnych. Dziś chodzi jednak nie o oligarchów z Rosji, gdzie wszystkie ich fortuny wywiezione do Anglii wyrosły na ściernisku postradzieckiej pierestrojki, a o koncerny ponadnarodowe, które uciekają ze swoją produkcją i księgowością do krajów Trzeciego Świata. Gdyby podatki płacone były tam w sposób uczciwszy, kraje rozwijające się zyskiwałyby ok. 160 miliardów dolarów rocznie, więcej niż wynosi przekazywana im pomoc.
Agencja Xinhua pisze w komentarzu ze szczytu jedynie o spowolnieniu w gospodarce. To wszystko, co stało się w Chinach, gdzie spadek wzrostu poniżej ośmiu procent oznacza katastrofę.
Do G20 należy Unia Europejska, ale Niemcy, Wielka Brytania, Włochy i Francja należą dwa razy – raz jako państwa z pierwszej dziesiątki najbogatszych, drugi raz jako Unia. Polska nie należy, bo pod względem PKB jest dopiero dwudziesta druga. G20 ma być sternikiem w gospodarce światowej, za dużo jednak rąk ciągnie za ster.