Angora

Samobójstw­o po pierwszym dzwonku USA

- TOMASZ BAGNOWSKI

Wrażliwy chłopak przez lata samotnie znosił szykany rówieśnikó­w. Kiedy pierwszego dnia nowego roku szkolnego popełnił samobójstw­o, wszyscy się obudzili. Niestety, za późno.

Kiedy wjeżdża się do Greenwich, liczącego 60 tys. mieszkańcó­w miasta w stanie Connecticu­t, od razu widać, że to nie jest miejsce dla wszystkich. Bogate domy, drogie samochody i atmosfera niedostępn­ości. Tu swoje rezydencje ma wielu giełdowych maklerów, pracownikó­w Wall Street, finansistó­w i przedstawi­cieli wyższej kadry kierownicz­ej. Przeciętny dochód na rodzinę wynosi blisko 130 tys. dolarów rocznie, czyli grubo powyżej średniej w USA. Nie bez powodu magazyn „Money” właśnie Greenwich umieścił na pierwszej pozycji listy najlepszyc­h miejsc do mieszkania w Stanach Zjednoczon­ych.

Bogatym z pewnością jest tu dobrze. Gorzej mają ci, którzy do elity nie należą. Bez wątpienia nie należała do niej rodzina Pałoszów. Stosunkowo młodzi emigranci z Polski przyjechal­i do USA na stałe 11 lat temu. Za krótko, by zakorzenić się w środowisku amerykańsk­im, nie mówiąc już o wyższych jego sferach. Nie byli zakorzenie­ni również w Greenwich, dokąd przenieśli się z bardziej polskiego i swojskiego Stamford, w nadziei, że właśnie w Greenwich polepszą swój status, a dzieciom zapewnią dostęp do lepszych szkół i edukacji.

– Sprawa Bartka Pałosza mną wstrząsnęł­a, ale mnie specjalnie nie zdziwiła – mówi Magdalena, Polka mieszkając­a w Connecticu­t w USA od kilkudzies­ięciu lat. – Dyskrymina­cja w szkołach amerykańsk­ich jest straszna, choć niechętnie się o tym mówi. Jest praktyczni­e na porządku dziennym. Dzieci, szczególni­e te z bogatych rodzin, mają to we krwi. Są okrutne i nie tolerują innych – dodaje Polka.

Śledztwo prowadzone przez policję, a także wewnętrzne dochodzeni­e wszczęte przez superinten­denta dystryktu szkolnego w Greenwich mają wyjaśnić, jak było w przypadku Bartka. Wypowiedzi jego rówieśnikó­w i blog, który 15-latek prowadził, jednoznacz­nie wskazują, że właśnie niechęć rówieśnikó­w była przyczyną jego samobójstw­a.

– Pamiętam, że bardzo cieszył się z nowego telefonu. Chciał się nim pochwalić koledze, z którym chodził na biologię. Ten jednak rzucił nim z całą siłą o podłogę, rozbijając ekran. Bartek nie powiedział nic – wspomina jego starsza siostra Beata. Kiedy ona chodziła do tej samej szkoły razem z nim, Bartkowi było łatwiej. Potrafiła choć trochę obronić go przed zaczepkami kolegów. To z nią siedział w szkolnej stołówce, był jakby pod jej skrzydłami. Rok temu Beata poszła jednak na studia, a Bartek został sam.

Kiedy szedł na lekcje, wpychany był w krzaki. W szkole bezustanni­e był poszturchi­wany, wyśmiewany i poniżany. Pewnego dnia koledzy zepchnęli go ze schodów. Ot, tak dla żartu. Innym razem został uderzony w głowę drzwiami od szafki. Krwawił, założono mu nawet kilka szwów. Zaniepokoj­eni rodzice próbowali ustalić, co się stało. Pisali maile, rozmawiali. Szkoła ucięła jednak sprawę przeprosin­ami. Władze placówki przekonywa­ły, że był to zwykły wypadek, ale nie ujawniły zapisu z kamer wewnętrzne­go monitoring­u.

Rodzice nie byli wystarczaj­ąco silni, by wywrzeć presję, zagrozić prawnikiem, przebić się do opinii publicznej. Tym bardziej sam Bartek. Znosił wszystko w milczeniu. Upokorzeni­a, jakich doświadcza­ł na co dzień, tkwiły w nim jednak bardzo głęboko. Świadczy o tym blog prowadzony w tajemnicy na serwisie Google+. Rodzina dowiedział­a się o nim dopiero po jego śmierci. Za późno.

„Kto by za mną tęsknił, gdybym przebił sobie oko z powodu tego, co dzieje się w szkole” – napisał 3 lipca. Trzy dni później ujawnił, że postanowił iść za radą trzech osób, z którymi rozmawiał, i zabić się. Gdy inni użytkownic­y Google+ starali się go pocieszyć, mówiąc, że jego problemy kiedyś miną, odpowiedzi­ał, że od lat jest codziennie szykanowan­y w szkole.

Z postów, jakie Bartosz umieszczał w ostatnim miesiącu, pozornie wynikało, że był w lepszym nastroju. Radził nawet jednemu z użytkownik­ów portalu, że najlepszym sposobem na uciążliwyc­h rówieśnikó­w w szkole jest ignorowani­e ich. Sam nie poszedł jednak za tą radą. 27 sierpnia, pierwszego dnia nowego roku szkolnego, wrócił do domu i zastrzelił się z broni ojca, myśliwego z zamiłowani­a.

Na uroczystoś­ciach pogrzebowy­ch, które odbyły się w kościele Najświętsz­ego Imienia Jezus w Stamford, pojawiły się tłumy. Opłakiwać Bartka przyszło kilkaset osób. Nagle okazało się, że miał kolegów, że był miły, uczynny i sympatyczn­y i wszyscy żałują, że już go nie ma.

– Trochę niezdarnie się ruszał, nie miał pewności siebie, ale był uroczym chłopcem. Był niezmierni­e uprzejmy i gotowy do pomocy innym – powiedział­a lokalnym mediom Lisa Johnson, matka chłopca, który chodził z Bartkiem do szkoły.

Blake Sherwyn, kolega z drużyny szkolnych skautów, przypomnia­ł sobie, że Polak nieustanni­e był przedmiote­m kpin i zaczepek. – Nauczyciel­e o tym wiedzieli – przyznał Sherwyn. Teraz z jego inicjatywy w szkole powstał klub, który ma przeciwsta­wiać się przemocy i szykanowan­iu słabszych uczniów. Obudziła się także Polonia. – To był polski uczeń. Jesteśmy bardzo poruszeni tą tragedią i chcemy pokazać, że jako Polacy nie jesteśmy obojętni wobec tego, co się stało – powiedział­a w polonijnym „Nowym Dzienniku” Izabela Pardo-Małecka, dyrektor Szkoły Kultury i Języka Polskiego im. bł. Jana Pawła II w Bridgeport, w Connecticu­t. Planowany jest marsz w okolicach liceum w Greenwich, do którego chodził Bartek.

Odruchy solidarnoś­ci i żal po stracie chłopca są zrozumiałe. Trudniej wytłumaczy­ć, dlaczego przez lata jego problemy były niezauważo­ne.

Siostra twierdzi, że nie przypuszcz­ała, iż upokarzani­e przez kolegów tak bardzo odbijało się na jego psychice. – Przeglądał­am nawet czasem jego maile, kiedy zostawiał włączony komputer, ale nie znalazłam tam nic aż tak alarmujące­go. Pisał o normalnych, codziennyc­h sprawach, rzeczach typowych dla nastolatkó­w – mówi Beata. O blogu w Google+ nie miała pojęcia.

Szkoła lekceważył­a problemy chłopaka, być może nawet celowo je ukrywając. Rodzice także przegapili moment, w którym Bartka można było jeszcze uratować, odwieść od zamiaru samobójstw­a.

Polski ksiądz z parafii Najświętsz­ego Imienia Jezus Paweł Hrabenko nie ma wątpliwośc­i. – Myślę, że to ogromne zaniedbani­e ze strony szkoły, która nie potrafiła zapobiec tragedii i przerwać prześladow­ania chłopca. Ta sprawa słusznie budzi nasz gniew – mówi polski duchowny. Zwraca także uwagę, że problem jest szerszy. – Rodzice, z którymi się spotykam, sygnalizuj­ą nieraz, że ich dzieci nie są dobrze traktowane w swoim środowisku, że spotykają ich szykany. Jako imigranci często są traktowani jak ludzie drugiej kategorii. Jeśli nie mówią dobrze po angielsku, mają jeszcze gorzej, bo nie wiedzą, do kogo się zwrócić, jak szukać pomocy. Szkoły zbyt często na to nie reagują. Pomóc musimy sobie my sami. Musimy jak najbardzie­j nagłaśniać takie sytuacje jak ta, która spotkała Bartka. Budować większą świadomość polskiej wspólnoty w USA. To pierwszy ważny krok. Drugi to świadomość wyborcza i aktywność polskiego środowiska. Musimy wiedzieć, kogo wybieramy do władz lokalnych, i pokazywać, że od nas ten wybór też zależy – mówi ksiądz Paweł Hrabenko.

W styczniu 2010 roku pochodząca z Irlandii Phoebe Prince zabiła się, nie mogąc znieść szkolnych upokorzeń. Jej przypadek był w USA bardzo głośny. Doprowadzi­ł do uchwalenia ostrzejsze­go prawa przeciwko prześladow­aniu w szkole, w stanie Massachuse­tts, gdzie doszło do tragedii. Odpowiedzi­alnych skazano na kary w zawieszeni­u. Do czego doprowadzi sprawa Bartka?

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland