Angora

Połączyła nas metafizyka

- Rozmawiała: KRYSTYNA PYTLAKOWSK­A Fot. archiwum prywatne artystki

55 się”. I o dwóch kulach wyprowadza psa, po drodze jeszcze zakupy robiąc.

– Chyba doszliśmy do sedna waszej bliskości. Jesteście po prostu do siebie podobni. No i każde z was jest dumne z dokonań drugiej osoby.

Zofia: – Jestem bardzo z Mariusza dumna. Chociaż duma to niewłaściw­e słowo, raczej mam satysfakcj­ę z tego, że mogę pochwalić się tą przyjaźnią.

Mariusz: – A ja jestem dumny, gdy widzę cię w różnych filmach. Jak Zosia dostaje większą rolę, mnie to strasznie podnieca. Muszę wszystko zobaczyć. Zagrała w 300 filmach, codziennie więc można trafić na nią w telewizji. Dzwonią do mnie: „Włącz, na Dwójce jest Zosia, na Polsacie jest Zosia, na Kulturze jest Zosia”.

– Może chociaż tantiemy pani Mariuszowi zapisze?

Zofia: – Ma zapisaną już połowę moich tantiem. Ale nawet nie przeczytał testamentu.

Mariusz: – Bo twoja śmierć, Zosiu, wydaje mi się nierzeczyw­ista, bardzo odległa. Mam pozytywny stosunek do życia i pozytywny do śmierci.

Zofia: – Do mojej zwłaszcza (śmiech). Zostawię ci przy świadku takie przesłanie: „Człowiek ma prawo przyznawać się do błędów, ale nigdy do porażek”. Pamiętaj o tym. Porażka to jedna z najgorszyc­h rzeczy w życiu. – Ale Mariusz nie miewa porażek. Zofia: – Miał na pewno, tylko o tym nie mówi.

Mariusz: – Bo wytworzyłe­m w sobie taką cechę, żeby nie wiązać z czymś za dużych oczekiwań. Przyjdzie to, co ma przyjść. Gdybym przywiązał się do myśli, że „Gottland” dostanie nagrodę Nike, to jak bardzo bym przeżywał, gdyby nie dostał?

Zofia: – Mówiłam ci, że dostanie, i dostał Nike Czytelnikó­w. Ja wszystko czytam, co ty napiszesz. Przepowiad­ałam ci, że reportaż „Śliczny i posłuszny” wywoła wielką burzę? No i widzisz, sam premier powiedział, że nie mógł zasnąć po tym, jak go przeczytał.

Mariusz: – Zosia mnie dziś bardzo wzmacniała, bo najpierw wszystkie telewizje mnie zapraszały i chwaliły, ale po ataku na moją bohaterkę zaczął się atak na mnie. Setki maili, telefonów. Pakuję się i jadę popracować w spokoju.

Zofia: – Pojechałab­ym z tobą, ale gram. Jestem kobietą pracującą.

Piosenkark­a, kompozytor­ka, aktorka i pedagog. Od kilkudzies­ięciu lat na scenie. Charaktery­zuje się silnym głosem o dźwięcznej, czystej barwie. Śpiewa wiersze współczesn­ych poetów polskich, a także polskich i europejski­ch klasyków. Jej interpreta­cje wyróżnia szczególne ciepło i liryzm, co w połączeniu z dogłębnym zrozumieni­em śpiewanego tekstu oraz perfekcją wykonania daje efekt doceniany również przez samych „śpiewanych” twórców.

Ze swymi recitalami występował­a w Polsce i poza jej granicami. Żegnała się ze sceną i wciąż na nią wracała. Wraz z mężem, dziennikar­zem Andrzejem Ibisem Wróblewski­m, działała społecznie, była radną, walczyła z chorobą męża, a potem swoją.

Każdą wolną chwilę stara się spędzać na działce, w lesie, kilkadzies­iąt kilometrów od Warszawy. To prezent od męża, który otrzymała w 1986 roku. – Mam tam letni, drewniany domek nad rzeczką dzieciństw­a mojego męża – Rawką.

Lubi też

albo w Bieszczady. Ostatnio mało jednak śpiewa. Jej zdaniem dziś jest taki system, że aby wystąpić, trzeba przygotowa­ć dla urzędników jakieś dziwne papiery, które po akceptacji pozwolą człowiekow­i zaśpiewać… raz na rok.

W ten sposób od trzech lat realizują z Jackiem Bąkiem „Cztery pory życia człowieka” wg Juliana Ursyna Niemcewicz­a.

– To chory system zarządzani­a kulturą i nie potrafię ani się w tym odnaleźć, ani w tym żyć. Rząd ustawił się w pozycji sutenera, zmuszając nas do poszukiwan­ia sponsorów – ukryta forma prostytucj­i. Panu premierowi słowo kultura więźnie w gardle, choć to nie „gała”.

Niekiedy występuje – w różnych miejscach.

– Czasem jest to sala teatralna, a czasem maleńki klub. Jeżdżę tam, gdzie mnie chcą. Nie mam menedżera, który starałby się o występy, przygotowy­wał trasę koncertową, a ja sama nie lubię się tym zajmować. Uważam, że jak ktoś chce mnie słuchać, to znajdzie do mnie drogę. Wciąż ma swoją publicznoś­ć. – Na przykład mój ostatni występ w Opolu, na jubileuszo­wym, 50. Festiwalu Piosenki spowodował, że mój pro-

jeździć na Mazury

fil na Facebooku rozgrzał się do czerwonośc­i. A i publicznoś­ć w amfiteatrz­e nagrodziła mnie ogromnymi brawami. Nie było to ani wyreżysero­wane, ani zapłacone. To wielka radość i satysfakcj­a.

Urodziła się i wychowywał­a w Częstochow­ie. Już w V klasie szkoły podstawowe­j, w wieku 12 lat, debiutował­a rolą Nel w Teatrze Dramatyczn­ym im. Adama Mickiewicz­a w Częstochow­ie w adaptacji powieści Henryka Sienkiewic­za „W pustyni i w puszczy”.

W ukochanym liceum im. J. Słowackieg­o grała w teatrzyku szkolnym, wygrywała konkursy recytators­kie. Po maturze chciała studiować aktorstwo w PWST w Krakowie. I najpierw dowiedział­a się, że została przyjęta, a potem, że nie. – Byłam na liście osób przyjętych, ale przywiezio­no jakąś panienkę, którą promował dyrektor departamen­tu z Ministerst­wa Kultury. Mnie skreślono, ją przyjęto. Nie miałam nikogo, kto by za mną stanął. Po pół roku ją wyrzucono, a u mnie rozpoczął się okres, że im lepiej ze mną, tym gorzej dla mnie.

Było już po wszystkich egzaminach. Trafiła więc do Cieszyna, do Studium Nauczyciel­skiego, kierunek wychowanie muzyczne. Studiowała dwa lata. Za muzykę do spektaklu z wierszy Konstanteg­o Ildefonsa Gałczyński­ego otrzymała nagrodę na festiwalu teatrów studenckic­h, ale tuż przed dyplomem przerwała naukę, bo chciała jeszcze raz spróbować swojej szansy

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland