Moralność Kalego
Aby pokrzepić Hannę Gronkiewicz-Waltz przed niedzielnym referendum, Donald Tusk osobiście odwiedził ją w stołecznym ratuszu. Panią prezydent zastał pochyloną nad wielką mapą, w ustach miała pełno szpilek, które niczym krawcowa wbijała w plan stolicy, zaznaczając newralgiczne miejsca.
– Brawo, Haniu! – krzyknął zadowolony premier. – Nareszcie wzięłaś się do roboty! Co planujesz? Nową nitkę metra czy most na Wiśle? A może chcesz zlikwidować tysiące słupków uniemożliwiających warszawiakom poruszanie się po mieście samochodem? Gronkiewicz-Waltz wypluła szpilki. – Wręcz przeciwnie, zamierzam postawić na ulicach dodatkowy milion betonowych pachołków, a do tego wykopać wilcze doły i porozciągać zasieki z drutu kolczastego. Rozważam też ponowne zalanie Trasy Toruńskiej i wysadzenie torów tramwajowych.
– No co ty?! – wystraszył się Tusk. – Przecież w ten sposób sparaliżujesz ruch w stolicy!
– Chodzi o to, żeby 13 października uniemożliwić mieszkańcom Warszawy pójście na referendum – wyjaśniła pani prezydent. – Wysłałam też do ich domów strażników miejskich, żeby sprawdzili, czy wyborcy rzeczywiście zamieszkują pod danym adresem. Jeśli jakiś „słoik” mimo to zechce dopisać się do listy wyborców, będzie musiał przedstawić dokument tożsamości, świadectwo bierzmowania, ważne szczepienie przeciwko wściekliźnie oraz homologację gaśnicy pianowej. Tusk podrapał się po głowie. – Hmmm... Brzmi nieźle... W ten sposób zniechęcisz niejednego... Ale czy to zgodne z ideą demokracji?
– Przecież sam namawiałeś warszawiaków, żeby olali to referendum! – oburzyła się Hanna Gronkiewicz-Waltz. –A i Bronek dorzucił swoje trzy grosze. Ja tylko twórczo rozwijam wasze myśli!
– No niby tak... – premier wił się jak piskorz. – Ale z drugiej strony za dwa lata wybory parlamentarne, żeby wygrać z PiS-em, będziemy potrzebowali wysokiej frekwencji...
– A to inna para kaloszy! – zapewniła go pani prezydent. – Wtedy zaapelujemy do poczucia odpowiedzialności naszych rodaków i ich obywatelskiej dojrzałości!