Biżuteria ze słoików wprost do Hamburga?
Paralizator na dziką zwierzynę
Ten sposób zarabiania pieniędzy i bezkarność mogły się spodobać. Dlatego dwa tygodnie później Andrzej R.-W. i Emil K., zamawiając do domu kolację, wpadli na pomysł napadu na dostawcę pizzy. Udało im się ukraść 700 złotych oraz telefon komórkowy.
Z kolei dwa miesiące później Tomasz D., pomysłodawca napadu na mieszkanie przedsiębiorcy pogrzebowego, wymyślił powtórkę policyjnej akcji. Razem z Emilem K. i jeszcze innym kolegą (student prawa już w tym nie uczestniczył) postanowili w ten sam sposób wejść do domu w B.
Mieszkająca tam Justyna W. nie otworzyła jednak im drzwi i całą noc spędziła przy oknie. Tuż przed szóstą rano ponownie zobaczyła przed swoim domem samochód bez zapalonych świateł i mężczyzn w kominiarkach. Powiadomiła o tym prawdziwą policję. Zatrzy- mani przez funkcjonariuszy mężczyźni tłumaczyli, że przyjechali… uprawiać surwiwal na łonie natury. Pałka teleskopowa, broń gazowa, atrapa pistoletu i paralizator miały im służyć do obrony przed dziką zwierzyną.
Tuż po zatrzymaniu Tomasz D. przyznał się do planowanego napadu na dom w B. oraz do napadu w Słupsku.
– Ten przedsiębiorca pogrzebowy przyjeżdżał na myjnię, gdzie pracowałem. I nie był dla mnie miły, ciągle miał jakieś pretensje. Postanowiłem, że w przyszłości na nim się zemszczę. I tak się złożyło, że pojechałem kiedyś na imprezę do znajomej mojej dziewczyny i okazało się, że na tym samym piętrze (drzwi obok) mieszka ten obwieszony złotem facet. Od razu przypomniałem sobie o tej zemście i zacząłem szukać chętnych do roboty. I to ja wymyśliłem tę przebierankę.
Dlaczego wybrał taką formę padu?
– Wydawało mi się,
na-
że metoda „na policjanta” jest najbardziej skuteczna. Pomyślałem, że jak ludzie usłyszą słowo policja, to od razu otworzą drzwi i nie będą stawiać żadnego oporu. Po prostu będzie generalnie łatwiej…
Emil K. w miarę kolejnych przesłuchań przyznawał się do napadu w Słupsku, do napadu na dostawcę pizzy oraz zrezygnował z wersji o surwiwalu i biegania po lasach z paralizatorem.
Prawdę o wszystkim zdecydowały się też opowiedzieć obydwie kobiety.
Kinga dzie:
– Byłam bardzo zakochana w Emilu i bardzo zaślepiona. Po prostu byłam głupia i tak się stało.
B.
wyjaśni
Do dziś nie ustalono, gdzie wywieziono mężczyznę. Była to jakaś szopa lub garaż, ruina. Do krzesła jest przywiązana skatowana ofiara, której pilnuje dwóch mężczyzn. Wchodzi Marek Kałuża z nożycami do metalu. Straszy porwanego, że odetnie mu palce.
Kałuża: – Bydlaku, jak żona nie zbierze w trzy dni jednej bańki, to poleci pierwszy paluszek. Dzwoń, kur..., do żony. Mów, że masz superopiekę. Jeden milion, rozumiesz? I żadnych glin, są na miejscu. Dzwoń!
Kałuża bije mężczyznę w twarz i podaje mu telefon. Porwany trzęsącymi się rękoma wybiera numer telefonu żony.
Żona: – O Jezu, kochanie, umieram! Byłam na policji, ale tam nic nie wiedzą o aresztowaniu. Podobno to policjanci z Komendy Głównej aresztowali ciebie.
Mąż: – Tak – komenda, ale dogadałem się z nimi. Chcą milion i mnie puszczą.
Żona: – Milion, Jezus Skąd wezmę milion?
Mąż: – Nie pier... Dzwoń do Skóry, Chudego i Dzwona, przecież winni są za ostatnie dostawy. A poza tym oni też mogą wpaść i znaleźć się w takim dole. Kilkaset stów znajdziesz w oponach w garażu. I nikomu nic nie mów.
Żona (płacząc): oczywiście…
Jak się już Państwo domyślają, banda Kałuży zrobiła stary numer „na policjantów”. Rodzina i porwany przez dłuższy czas byli przekonani,
później w
Porwanie
–
są-
Nie wiadomo dotąd, co się stało z większością skradzionego złota i innymi przedmiotami zabranymi z mieszkania przedsiębiorcy pogrzebowego. Z wyjaśnień Toma-
Maria…
Oczywiście, sza D. wynika, że biżuterię najpierw zakopał w lesie w słoiku i czekał „na odpowiedni moment, żeby ją odkopać. I któregoś dnia pojechał do Hamburga. Tam sprzedał złote precjoza jakiemuś złotnikowi za równowartość 45 tysięcy złotych.
– Zegarki wziął nieznany mi Turek i zapłacił za nie 25 euro. Wszystkie pieniądze przywiozłem do Polski i podzieliłem na trzy równe części...
Pozostali oskarżeni nie pamiętają jednak, by kiedykolwiek dostali od Tomasza D. jakieś pieniądze. Nie wiadomo też, co się stało ze skradzioną kamerą i aparatem fotograficznym.
Wszyscy razem spotkali się natomiast w słupskim sądzie.
Za tydzień: – Nie żałuję tego, co mnie spotkało, bo pozwoliło mi to na spojrzenie z boku na całe moje dotychczasowe życie. Bardzo żałuję natomiast, że przy tej lekcji pokrzywdzone zostały niewinne osoby – powiedział w swoim ostatnim słowie oskarżony Andrzej R.-W. że mają do czynienia z prawdziwymi glinami. Ale tragedia rozgrywała się dalej. Mężczyzna w koszmarnych warunkach spędził kolejne dwa tygodnie. W międzyczasie trwały telefoniczne przepychanki w sprawie okupu. Oto jedna z rozmów:
Marek Kałuża kopniakami budzi zmaltretowanego mężczyznę.
Kałuża: – Dzwoń, bydlaku, i policz ile masz paluszków…
Żona: – O Jezu, umieram ze strachu.
Mąż: – Kur... nie umieraj, tylko czy masz forsę?
Żona: – 800 tysięcy, więcej nie mogę. Trzeba więcej czasu. Czarny mi obiecał stówę. Jeszcze dzwonię.
Sprostowanie
34
W numerze 39. „Angory” z dnia 29.09.2013 r. w moim felietonie pt. „Gdzie ukrywa się morderca studentki?” pomyłkowo zamiast poszukiwanego, podejrzanego o zabójstwo studentki w Łodzi w 1995 r. MIROSŁAWA ŻAKA, opublikowaliśmy zdjęcie innego poszukiwanego przestępcy. Dziś prezentujemy właściwą fotografię i symulacje komputerowe zmiany wyglądu. ZA ZAISTNIAŁĄ POMYŁKĘ SERDECZNIE PRZEPRASZAM.