Fałszywe gliny
Marek Kałuża, rocznik 1955, niemłody już bandyta. Poszukiwany przez Prokuraturę Okręgową w Łodzi od 2006 roku za przestępstwa dokonywane w zorganizowanej grupie zajmującej się kradzieżą samochodów i uprowadzeniami. Ma na koncie 20 ciężkich przestępstw. Zaczynał w latach 90. od kradzieży aut. Potem były już przestępstwa z „wyższej półki”. Uprowadzenia biznesmenów, tzw. białych kołnierzyków robiących nielegalne interesy, m.in. zajmujących się przemytem alkoholu. Dla dobra ofiar przestępczej działalności Marka Kałuży nie wszystkie przedstawione zdarzenia odpowiadają faktom.
Zatrzymanie
Pabianice, rok 1998. Pod elegancką willę podjeżdża zielony VW bus z tzw. grupą policyjną AT. Z samochodu wysiada czterech na czarno ubranych w kuloodporne kamizelki rosłych chłopów z długą bronią i urządzeniem do taranowania drzwi. W willi mieszka biznesmen. Policjanci otaczają jego dom, walą w drzwi. Jest szósta rano. Otwiera zaspana żona biznesmena. Po chwili ona i jej mąż leżą na podłodze w salonie. „Goście” zakładają gospodarzowi kajdanki.
Policjant: – Jesteś aresztowany za handel lewym alkoholem.
Żona (płacząc): – Panowie, to jakaś pomyłka, jesteśmy uczciwymi obywatelami, to straszna pomyłka...
Policjant: – Pomyłka? Zajęliśmy całego waszego tira z lewym spirytusem. Dziesięć lat pierdla, jak nic! Zabierać tę szmatę!
Żona próbowała powstrzymać wyprowadzających męża mężczyzn. Bezskutecznie.
To, co teraz Państwu przedstawię, to tylko scenariuszowa wizja wydarzeń sprzed lat. Trudno dziś bowiem dotrzeć do akt spraw Marka Kałuży. Ale „wizyta” policjantów z długą bronią była faktem. „Biznesmena” wyprowadzono z domu i zapakowano do auta. Używam cudzysłowu, bowiem nie było wątpliwości, że zatrzymano giganta, przestępcę gospodarczego handlującego lewym alkoholem. I nie były to ilości detaliczne, a całe tiry, które przemycano do Polski. Można założyć więc, że wizyta policji nie była zaskoczeniem dla gospodarzy. Jest zaskakujące to, że ekipa policyjna nie zawiozła zatrzymanego na komendę…