Fałszywe gliny...
33
Kałuża wyrywa telefon porwanemu.
Kałuża: – Witam panią, tu komisarz Dobrowolski. Opiekujemy się pani mężem. Jak pani chce, aby nic mu się nie stało i nie poszedł do pierdla, to szykuje pani kasę. Wie pani, gdzie jest Arturówek w Łodzi?
Żona: – Arturówek, o Boże, gdzie on jest? A wiem, wiem, to koło Łagiewnik w Łodzi.
Kałuża: – Dobrze pani kuma. Jutro w Arturówku o 18 na ul. Skrzydlatej jest przystanek. Tam pod koszem będzie list z dalszą instrukcją.
Nazajutrz kobieta dociera na wskazane miejsce. Na przystanku, pod koszem na śmieci znajduje list. Czyta: – Ty stara kur... – jeśli będziesz współpracować z glinami z Łodzi, umrzesz razem ze starym. Jutro przyjedź do Lasu Łagiewnickiego, koło leśniczówki o 19 i czekaj na instrukcje.
Kolejny nerwowy wieczór. Kobieta podjeżdża we wskazane miejsce, ma pieniądze w małym pakunku, rozgląda się, znajduje kolejny list. Czyta, zaczyna biegać, w lewo, w prawo. Bandyci jeszcze kilka dni zwodzili żonę porwanego, wreszcie upewnili się, że nie współpracuje z policją.
Kobieta kładzie okup we wskazanym miejscu. Nazajutrz w domu pojawia się uwolniony mąż. Nie chce opowiadać o szczegółach porwania, zakazali mu oprawcy.
Naiwniak
Porwany przez kilka lat, aż do 2005 roku był przekonany, że to prawdziwi policjanci dokonali porwania (bandyci używali nawet takiego samego busa jak kryminalni z łódzkiej komendy). Zgłosił porwanie prawdziwym policjantom, kiedy znów poczuł się zagrożony. Policja dość szybko wpadła na trop grupy. Aresztowano i osądzono ośmiu bandytów. Jedyny nieuchwytny od 2006 roku to Marek Kałuża. Prezentujemy zdjęcie poszukiwanego i komputerowe symulacje zmiany wyglądu.
Napadu na bank dokonano w samo południe. Dwaj zamaskowani bandyci pistoletami sterroryzowali obsługę i zabrali kilkadziesiąt tysięcy złotych. Z miejsca przestępstwa uciekli białym fordem. Dwie godziny później policja zamieściła w internecie przybliżone rysopisy napastników oraz opis auta, którym odjechali.
Około godziny szesnastej na skraju lasu znaleziono spalonego forda. Mniej więcej w tym samym czasie do inspektora Neraka zadzwonił jakiś mężczyzna i oświadczył, że widział poszukiwanych bandytów, jak wchodzili do opuszczonej leśniczówki stojącej na polanie w głębi lasu.
Kilka minut później Nerak i sierżant Wrzosek zjawili się na skraju polany. Inspektor przez lornetkę dokładnie obejrzał dom opisany przez informatora. Był to piętrowy budynek ze spadzistym dachem. Już na pierwszy rzut oka widać było, że nikt w nim nie mieszkał. Wszystkie okiennice były zamknięte na kłódki, a masywne drewniane drzwi, prowadzące do wnętrza domu, były uchylone na tyle, że można było przez nie wejść.
– Wydaje mi się, że tam nikogo nie ma – powiedział Nerak, podając lornetkę sierżantowi.
Wrzosek przyłożył ją do oczu i po chwili stwierdził:
Rozwiązanie zagadki za dwa tygodnie. Na odpowiedzi Czytelników detektywów czekamy do 24 października. Wśród osób, które udzielą poprawnej odpowiedzi, rozlosujemy nagrodę książkową. Rozwiązanie zagadki prosimy przesyłać pod adresem: redakcja@angora.com.pl lub na kartkach pocztowych: Tygodnik „An-
– Faktycznie, wszystko na to wskazuje, ale zajrzyjmy do środka, bo może bandyci pozostawili po sobie jakieś ślady.
Z odbezpieczoną na wszelki wypadek bronią policjanci ruszyli w kierunku budynku. Pierwszy przez niedomknięte drzwi do środka wsunął się Nerak, za nim jak cień podążał Wrzosek. W sieni, do której weszli, panował nieopisany bałagan. Nerak z obrzydzeniem starł pajęczynę, która oblepiła mu twarz przy wejściu, i ruchem głowy polecił sierżantowi sprawdzić kuchnię. Sam zajrzał do przylegającego do gora”, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94.
Rozwiązanie zagadki sprzed dwóch tygodni „ Chciwy wspólnik”:
Jeżeli sąsiad między jednym a drugim strzałem miał czas wstać z łóżka, włożyć szlafrok i podejść do okna, to świadczy, że Kwiatkowski skłamał. Gdyby mówił prawdę, są-