To jest mój napęd
Występował na wielu scenach, zagrał w kilkudziesięciu filmach i spektaklach telewizyjnych. Był dyrektorem teatrów, reżyserował telewizyjne programy rozrywkowe. Zdobywca wielu nagród. Realizuje spektakle w teatrach w całej Polsce. Grywa w serialach.
Mieszka we Wrocławiu i w Warszawie, ale ciągle jest w drodze. Ostatnio wyreżyserował spektakl „Zwariowany komisariat”, w którym występuje i dubluje się z Jackiem Fedorowiczem. – Jeździmy z tym spektaklem po całej Polsce. Może to przedstawienie nie zasługuje na jakieś specjalne nagrody, ale jest dobrze grane. Zależy nam na aktorskiej jakości, a ludzi to doceniają.
Niedawno dwa miesiące spędził w Koszalinie. Pracował w Teatrze Dramatycznym przy sztuce „Motyle są wolne”. Reżyseria sprawia mu dużo radości. – Jest to powtórka sprzed dwóch lat, ze stołecznego Teatru Kamienica. Ten spektakl bardzo się spodobał aktorom i publiczności.
Wcześniej wyreżyserował w Teatrze Syrena w Warszawie przedstawienie „One i My” według scenariusza Ryszarda Marka Grońskiego. – To spektakl nawiązujący do lat 20. i 30. ubiegłe- go wieku, zabawna opowieść o charakterach damskich i męskich oparta na tekstach przedwojennych autorów. Występują w nim: Grażyna Barszczewska, Ewa Kuklińska, Anna Guzik, Tomasz Stockinger, Wojciech Wysocki i ja. Tak więc gram i reżyseruję. To przedstawienie to wspólna produkcja mojego syna Michała i Teatru Syrena. A najgorzej na tym wychodzi ojciec, bo z synem o finansach się nie rozmawia.
Niedawno rozpoczął próby do sztuki Tadeusza Rossa „Czy na sali jest lekarz?”. – Wystąpią: Jacek Fedorowicz, Tomasz Stockinger, Dariusz Gnatowski, Viola Arlak, Piotr Pręgowski. Premiera ma się odbyć w Warszawie pod koniec stycznia na scenie jednego z prywatnych teatrów. Potem ruszymy w trasę.
Przymierza się do wyreżyserowania „Kwartetu” Bogusława Schaeffera. – Rok temu oglądaliśmy film pod tym samym tytułem w reżyserii Dustina Hoffmana. Jest to genialny tekst, opowiadający o kiedyś „wielkim kwartecie” z „Rigoletta”, a teraz pensjonariuszach domu starców dla śpiewaków operowych. Marzę, aby zagrali w tym spektaklu Magdalena Zawadzka, Leonard Pietraszak, Zdzisław Wardejn. Mam nadzieję zrealizować to przedstawienie w jednym z warszawskich teatrów.
Taka praca w różnych miejscach sprawia, że rzadko bywa w rodzinnym Wrocławiu. – Do domu jeżdżę co dwa tygodnie, w weekendy, aby odwiedzić najbliższych i opłacić rachunki. Praktycznie żyję na dwa domy. We Wrocławiu i w Warszawie, gdzie przebywam najczęściej. Tu bowiem mam najwięcej zawodowych spraw.
Urodził się w Oleśnicy. – Ojciec był zawiadowcą stacji i pierwszym prezesem Klubu Polonia Oleśnica. Dość szybko przenieśliśmy się do Wrocławia. Skończyłem tu podstawówkę i liceum, w szkole często coś recytowałem. W liceum miałem dobrego polonistę. Bernard Antochewicz był poetą, bardzo dobrym i płodnym. Zaszczepił w nas pasję do teatru, filmu, dbał o nasz rozwój. Oglądaliśmy w kinie „Cichy Don”, który był dozwolony od lat 18, a on załatwił, ba, nakazał, żeby wpuszczono nas na projekcję. Wystąpiłem w szkolnym przedstawieniu „Damy i huzary”, a potem w „Weselu”. Już wtedy wiedziałem, że chcę być aktorem.
Poszedł do szkoły aktorskiej w Łodzi, bo we Wrocławiu nie było jeszcze takich studiów. – Łódzką PWSFTViT skończyłem z wyróżnieniem. Już na IV roku zadebiutował na profesjonalnej scenie. walizację od drugiej rundy. Jego pierwszy mecz będzie niezwykle ważny – jeśli go wygra, ma szansę zajść naprawdę daleko. Sam jednak nie mówi o swoich szansach, bo nie lubi spekulować. Po prostu chce wreszcie wyjść na kort i pokazać, na co obecnie go stać. –W Sztokholmie zagram nową rakietą, którą ostatnio testowałem, i jestem przekonany, że świetnie się sprawdzi, zwłaszcza w turniejach halowych na twardych kortach – dodał. – Zmieniłem też naciąg na taki, jakim gra także Rafael Nadal. Mam jednak świadomość, – Otrzymałem propozycję od pani Aliny Obidniak, która była dyrektorem Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu. Chciała, żeby w spektaklu „Sen srebrny Salomei” Juliusza Słowackiego zagrali studenci. I tak się stało. A ja otrzymałem nagrodę dla młodego aktora ufundowaną przez SPATiF na X Kaliskich Spotkaniach Teatralnych w Kaliszu za rolę Sawy.
Po tym sukcesie pojawiły się oferty pracy z teatrów w Łodzi i Warszawie. Ale on uległ Izabelli Cywińskiej i Janusza Michałowskiego, którzy nalegali, aby został w teatrze w Kaliszu. Izabella Cywińska objęła tam bowiem dyrekcję. – Zostałem i nie żałuję, bo dzięki temu uczestniczyłem w wielu ciekawych wydarzeniach. Po trzech latach wrócił do rodzinnego Wrocławia. Najpierw występował na deskach Teatru Współczesnego, a potem Polskiego.
W filmie zadebiutował jeszcze na studiach. Była to epizodyczna rola w obrazie mistrza Henryka Kluby „Słońce wschodzi raz na dzień”. Potem była „Stawka większa niż życie” i wiele innych. Wystąpił w kilkudziesięciu filmach, ale nigdy nie zagrał pierwszoplanowej postaci. – Jestem szczególny, bo charakterystyczny, a w polskim filmie były różne okresy. Albo na że nawet najlepsza rakieta nie wygra za mnie meczu.
Nagrody od Jerzyka. Czekając na kolejne starty Jerzyka, proponujemy konkurs, w którym można wygrać koszulkę z jego autografem oraz inne tenisowe gadżety. Aby wziąć udział w zabawie, wystarczy odpowiedzieć na następujące pytanie: Ile meczów singlowych rozegrał Jerzyk w tegorocznym Wimbledonie?
Odpowiedzi z dopiskiem „Fanklub Jerzyka” należy przesyłać do 17 października br. mailem: redakcja@angora.com.pl lub na kartkach pocztowych (decyduje data nadania): ANGORA, ul. Piotrkowska 94, 90-103 Łódź. Autorzy prawidłowych odpowiedzi wezmą udział w losowanu nagród. Pomyślcie, kto nie chciałby koszulki z podpisem przyszłego lidera światowego rankingu, a przecież tego właśnie życzymy Jerzykowi i to jest także jego sportowy cel!
„Angora” kibicuje karierze Jerzego Janowicza – zapraszamy do wspólnego zaciskania kciuków za jego dalsze zwycięstwa. Zapraszamy naszych czytelników do wspólnego redagowania naszej rubryki – Fanklubu Jerzyka. Zapraszamy na http://www.facebook.com/FaniJerzyka