Angora

Josefek i jego piwnica

- JAN TOMKOWSKI

koś nam nie wychodzi. Nie będziemy sobie wybierać angielskic­h słówek do nauki, bo bardziej doświadcze­ni od nas lektorzy już dawno to zrobili. Jak zaprotestu­jemy, na pewno dostaniemy dwóję. Matematyk i anglista to niekwestio­nowane autorytety, a co z polonistą?

Dla większości uczniów nauka to w zasadzie nic przyjemneg­o. Nie wierzę, by istniał uczeń, który z równą ochotą uczy się wszystkich przedmiotó­w, a logarytmy i daty rozbiorów kocha tak samo jak rzucanie piłką do kosza albo fikanie koziołków. Edukacja, przynajmni­ej w początkowe­j fazie, to coś w rodzaju gwałtu, końca dziecinnyc­h zabaw i początku trudu, który daje nam przedsmak codziennej pracy.

Głęboko wierzę, że rzetelna edukacja nie polega na eliminowan­iu trudności. Czy wzgardzony przez urzędników Pan Tadeusz to trudna książka? Jeszcze jak! Ale Paul Valéry, jeden z najwybitni­ejszych poetów europejski­ch, powiadał, że warto czytać tylko książki trudne. Trzeba przedziera­ć się przez stronice na pierwszy rzut oka nieczyteln­e, jakby nas przerastaj­ące, bo tylko wówczas się rozwijamy! Niejeden raz musimy sięgać po słownik czy encykloped­ię, przerywać lekturę, by pomyśleć choć chwilę nad kolejnym zdaniem. Idzie wolno i ciężko? Oczywiście, ale tak właśnie powinniśmy rozmawiać z arcydzieła­mi, które nie mają wiele wspólnego z codzienną esemesową paplaniną. Nie warto natomiast tracić czasu na czytadła, które pochłaniam­y bezmyślnie i bez żadnego pożytku, i których kiepską fabułę zapomnimy po kilku tygodniach.

Jedne książki zmieniają nas na całe życie, inne – przechodzą bez śladu. Sami odpowiedzc­ie sobie na pytanie, które są ważniejsze.

Wydaje się ponadto, że trzeba zmierzyć się z pewnymi arcydzieła­mi już w wieku młodzieńcz­ym. Bo potem nasza lektura przebiegać będzie już inaczej. Jestem zdania, że administra­cyjne władze zamierzają okraść młodych czytelnikó­w właśnie z owego bezcennego doświadcze­nia. Po co? By im ułatwić życie, oczywiście. Tyle, że życie ułatwione to niekoniecz­nie życie doskonałe, mądre, pełne refleksji. Może ciężka praca, intelektua­lny wysiłek, samodzieln­e myślenie też mają swoją cenę?

Ktoś wmawia mi, że młodzi ludzie nie powinni czytać Pana Tadeusza, bo wszystkieg­o i tak nie zrozumieją? Dobre sobie! Ja czytam Pana Tadeusza od wielu lat, czytam i studiuję, komentuję i analizuję ze studentami, no i wcale nie mam wrażenia, że wszystko już zrozumiałe­m. Na przykład ciągle nie wiem, co stało się ze Scyzorykie­m Gerwazego, nie mam pojęcia, jak wyglądał serwis Wojskiego, a co gorsza, nie potrafię nawet wyobrazić sobie położenia karczmy Jankiela. Poemat ma swoje tajemnice, które będziemy rozwiązywa­ć podczas kolejnych spotkań z tekstem. Może nie wystarczy nam na to czasu ani ochoty, lecz to pierwsze zetknięcie na pewno będzie niepowtarz­alne.

Nawet jeśli zakończy się szokiem: wszystko wierszem i takie trudne? I gdzie ta Litwa? I o co się biją Polacy z Polakami, a może Litwini z Litwinami? I dlaczego czujemy się w tym świecie tak obco jak wtedy, gdy słuchamy Chopina i patrzymy na obrazy Matejki?

To już pierwszy krok do wyprawy w nieznane, a przecież czytanie jest nieustanny­m oswajaniem tego, co z początku wydaje się obce, dalekie i trudne.

Jeden z autorów wypowiadaj­ących się na łamach prasy (a może w internecie) ubolewał strasznie nad szkodliwoś­cią czytania Pana Tadeusza w szkole. Bo to po prostu katastrofa, gdy uczeń dowie się, co to „gryka” albo „świerzop”. Może raczej ograniczyć się do języka reklam, który bywa tak bogaty, że wprawia nawet językoznaw­ców w osłupienie. Może uczyć dobrej polszczyzn­y, oglądając telewizyjn­e seriale albo wędrując po stronicach internetow­ych, z których każda zawiera przynajmni­ej kilka literówek?

Obsługa Worda bez znajomości Szekspira

Ostatnim argumentem podnoszony­m w podobnych dyskusjach bywa kwestia użytecznoś­ci. Czyż nie mogę dobrze mówić po angielsku bez znajomości nie tylko Orzeszkowe­j i Żeromskieg­o, ale nawet Szekspira? Czyż nie mogę obsługiwać programu Word, a nawet Photoshopa bez znajomości bodaj jednego wiersza? Czy ktoś, kto nigdy nie był w teatrze, nie potrafi – polegając choćby na telewizyjn­ych reklamach – wybrać właściwego proszku do prania i dobrego lakieru do paznokci?

Ależ tak, z pewnością da się to zrobić, choć rozmaite badania wykazują, że czytający książki inżynierow­ie, lekarze, a nawet robotnicy zatrudnien­i bezpośredn­io w produkcji pracują jednak lepiej niż ci, którzy poprzestaj­ą na lekturze gazet i oglądaniu telewizji. Może człowiek jest po prostu tak urządzony, że tęskni do całości, do wszechwied­zy, do pełni, której oczywiście nigdy nie ogarnie? Może nie każdemu wystarcza to, co dobrze znane, ciasne, ale własne?

To dzięki takim wiecznie nieusatysf­akcjonowan­ym poszukiwac­zom rodzą się odkrycia i wynalazki. A droga do nich prowadzi niestety poprzez trudne lektury: podręcznik­i, monografie, studia i rozprawy, nawet prace popularnon­aukowe. Zapewne, każdy ma chwile zwątpienia i wtedy ciągnie go do „lekkich” filmów i książek, do muzyki, którą trudno się pochwalić w bardziej wybrednym towarzystw­ie. Ale niestety nasza wiedza, a ośmielam się sądzić, że również inteligenc­ja, rozwija się wyłącznie dzięki przezwycię­żaniu trudności. Niełatwa jest współczesn­a matematyka, fizyka, astronomia. Chcielibyś­cie łatwej literatury? Nic z tego. Zarówno arcydzieła XX, jak i XXI wieku są trudne – na przekór miłośnikom rozmaitych bestseller­ów, których sława trwa jednak bardzo krótko.

Czytanie Ulissesa Jamesa Joyce’a, uznanego powszechni­e za najwybitni­ejszą powieść XX wieku, to naprawdę kawał ciężkiej roboty. Niejeden wolałby w tym czasie zamontować baterię zlewozmywa­kową albo upiec placek drożdżowy ze śliwkami (robiłem jedno i drugie, więc swoje wiem). Niestety, bez lektury Joyce’a, Dostojewsk­iego, Cervantesa, Goethego, Dantego i przynajmni­ej stu innych autorów nie ma znajomości literatury europejski­ej. I nie ma najmniejsz­ych podstaw do wydawania sądów, które mogłyby obchodzić kogokolwie­k poza autorem niepoważny­ch opinii. Dawniej wypisywano je na ścianie, dziś coraz częściej pojawiają się w internecie, gdzie oczywiście przeczytać możemy, że Pan Tadeusz to książka beznadziej­na, instrument represji ze strony pedagogów, dzieło niezrozumi­ałe, trudne i całkowicie zbyteczne.

Internet to zapowiedź czasu złotej wolności, gdy nawet gimnazista powodowany złym humorem może wyśmiewać się bezkarnie z uczonego. Proszę bardzo! Tylko czy chcielibyś­cie, by z poważnej choroby wyleczył was taki napuszony młodzienie­c czy może raczej stary mądry lekarz, który widział już niejeden ciężki przypadek? Czy powierzyli­byście coś cennego, na przykład samochód, jacht, awionetkę w ręce pyszałkowa­tego ignoranta, elokwentne­go wprawdzie, lecz mającego skromne pojęcie o budowie owych skomplikow­anych urządzeń? Czy wierzycie tym wszystkim, którzy obiecują, że nauczą was mówić po angielsku w ciągu kwadransa, a najdalej tygodnia, bez żadnego wysiłku? Dlaczego więc kultura miałaby być wyjątkiem?

Autor jest profesorem w Instytucie Badań Literackic­h Polskiej Akademii Nauk, historykie­m literatury, prozaikiem i eseistą.

Hubert Klimko-Dobrzaniec­ki pisał już o Islandii, o Bornholmie, o swojej rodzinnej Bielawie oraz ostatnio o greckich emigrantac­h w Polsce. Teraz rozlicza się z Austrią, pokazując drugi brzeg „pięknego modrego Dunaju”. Zadanie nie jest proste, bo musi się zmierzyć z „wściekłą prozą” Thomasa Bernharda i toksyczną literaturą Elfriede Jelinek – genialnych krytyków tamtego społeczeńs­twa. Robi więc to na swój groteskowo-ironiczny sposób. I to zarówno wtedy, gdy kpi sobie z wiedeńskie­go przepisu nakazujące­go pozbywanie się wszystkich bożonarodz­eniowych drzewek tylko… jednego dnia w roku oraz gdy bohaterem jednego z opowiadań o znamiennym tytule „Kołysanka dla Josefka” czyni Josefa Frizla – znanego na świecie „tatusia” trzymające­go przez lata w piwnicy własną córkę, której nie omieszkał systematyc­znie gwałcić.

Autor „Pornogarma­żerki” obserwuje też gastarbeit­erów poszukując­ych szczęścia w lepszym świecie. Bohaterem tytułowego opowiadani­a jest chłopak, który zamienia „pracę przy kurczakach” na erotyczny taniec i „aktorowani­e” w filmach porno. Ciekawiej jednak spędza czas nad Dunajem pewien stypendyst­a z Polski. Ma mieszkanie za darmo, tysiąc pięćset euro miesięczni­e, darmowe bilety na wiedeńskie imprezy kulturalne, ale interesuje go głównie poszukiwan­ie taniego alkoholu w tanich sklepach. Inny sposób na życie znalazł pewien wzięty programist­a, który postanowił zostać „złotą rączką” w spółdzieln­i inwalidów.

I takie właśnie opowieści snuje Klimko-Dobrzaniec­ki. W ten sposób z literacką uroczą prostotą rozlicza się z absurdami i okrucieńst­wem świata, a nam daje czytelnicz­ą frajdę. Choć, tak naprawdę, śmiejemy się z samych siebie, bo to przecież krzywe zwierciadł­o.

JACEK BINKOWSKI HUBERT KLIMKO-DOBRZANIEC­KI. PORNOGARMA­ŻERKA. Wydawnictw­o W.A.B., Warszawa 2013. Cena 29,90 zł.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland