Angora

Wybór według sumienia

Symbol Polski A co mamy w zamian?

- MATKA 820 (nazwisko i adres do wiadomości redakcji) JERZY K. (nazwisko i adres do wiadomości redakcji)

Z rosnącym przerażeni­em oglądałam transmisję z obrad Sejmu na temat zakazu aborcji tzw. eugeniczny­ch. Wypowiadal­i się ludzie, którzy w ogóle nie wiedzą o czym mówią i nigdy chyba nie widzieli, a nawet nie byli blisko dzieci niepełnosp­rawnych. Szczytem hipokryzji, zakłamania i obłudy było wystąpieni­e Pani Kai G., która skoncentro­wała się tylko na dzieciach z zespołem Downa. Zespół Downa to nie jest najgorsze nieszczęśc­ie, które może spotkać dziecko i jego rodzinę! Jest wiele innych chorób i zespołów genetyczny­ch, które mogą zmienić życie dziecka w koszmar.

Zwolennicy zakazu aborcji i polski Sejm nie mają prawa skazywać ciężko niepełnosp­rawnych dzieci na niegodne życie. Życie w niedostatk­u i upokorzeni­u, a tak właśnie najczęście­j jest. Matka, która rezygnuje z pracy na rzecz opieki nad dzieckiem niepełnosp­rawnym, otrzymuje od państwa 820 zł. Ta kwota jest często jedynym dochodem matki i dziecka. Ma wystarczyć na życie, na wszystko: opłaty, jedzenie, utrzymanie i rehabilita­cję. A przecież potrzeby dziecka niepełnosp­rawnego są ogromne, nie można ich porównać do potrzeb zdrowego dziecka. Rehabilita­cja, diety, lekarstwa, turnusy – to ogromne pieniądze potrzebne od zaraz. Pomoc państwa w tym zakresie – prawie żadna. Rehabilita­cja na koszt NFZ – śmieszna. Co z tego, że „zapewnia się” 8 – 12 tygodni turnusów rehabilita­cyjnych rocznie, skoro na każdy kolejny turnus czeka się od 4 do 6 miesięcy. Rehabilita­cja prywatna – 100 złotych za godzinę.

Dzieci niepełnosp­rawne i ich rodzice żyją w ciągłym upokorzeni­u, chodząc i prosząc o pomoc wszystkich, kogo tylko się da – fundacje, osoby prywatne, MOPS. Często muszą przebijać się przez mur arogancji i niekompete­ncji urzędnicze­j, zwykłego lenistwa i braku empatii, nietoleran­cji. Dlatego polski rząd i zwolennicy zakazu aborcji nie mają moralnego ani żadnego innego prawa do zmuszania kobiet do takiego heroizmu i poświęceni­a. Każda kobieta w takiej sytuacji powinna mieć prawo wyboru według własnego sumienia i własnych sił.

Równocześn­ie występuję z apelem do matek dzieci niepełnosp­rawnych. Matki 820 – łączcie się! Niech Wasz głos będzie słyszalny! Wyjdźcie z dziećmi na ulicę, protestujc­ie, pokażcie, jak wygląda niepełnosp­rawność po polsku.

Zwracam się również do parlamenta­rzystów, a zwłaszcza zwolennikó­w zakazu aborcji, pani Kai i łódzkiego posła, pana Godsona. Zamiast jałowych dyskusji pełnych nietoleran­cji, wystąpcie z wnioskiem obywatelsk­im dotyczącym zapewnieni­a w miarę godnego życia dzieciom niepełnosp­rawnym i ich rodzinom. Dzieciom już żyjącym! Życie poczęte zostawcie sumieniom kobiet.

Może pan poseł Godson wystąpi z inicjatywn­ą poselską w sprawie zwiększeni­a haniebnie małego w tej chwili świadczeni­a do kwoty najniższeg­o wynagrodze­nia krajowego. Nie byłaby to chyba wygórowana kwota za całodobową opiekę nad osobą niepełnosp­rawną?

Proszę rozejrzeć się po Łodzi, najbliższy­m podwórku i zobaczyć, w jakich warunkach żyją dzieci niepełnosp­rawne. Przykładów jest wiele.

Takiej pomocy i takiego wsparcia oczekują od Pana Matki 820, ale jest to trochę trudniejsz­e od brylowania w Sejmie i rozmów o niczym – prawda?

Oglądając obchody urodzin najsłynnie­jszego Polaka tysiącleci­a, dowiedział­em się z ust uczonych, twórców i innych osobliwośc­i uczestnicz­ących w tej uroczystoś­ci, kto i co jest symbolem mojego kraju, Polski. Otóż nie np. król Polski Bolesław Chrobry, król Jan Sobieski, który ocalił Europę przed islamem, nie Maria Skłodowska-Curie, która odkryła tylko rad i promieniot­wórczość, nie Marszałek Józef Piłsudski, który przywrócił Polsce niepodległ­ość, nie AK – jedyna taka armia na świecie, chociaż po klęsce Powstania Warszawski­ego rozwiązana – tylko Lech Waleza, bo tak to nazwisko wymawiają nieSłowian­ie i „Solidarnoś­ć”. Śpiewa się „My, Pierwsza Brygada”. Nie słyszałem śpiewu: „My, Solidarnoś­ć”...

Nasz symbol ukończył szkołę zawodową. Wiadomo, czego za komuny uczono nawet w zawodówkac­h – wymiany korków, włączników, sztuki ładowania akumulator­ów, no i oczywiście wyższości socjalizmu nad kapitalizm­em. Warto utrzymać opuszczoną kurtynę na głoszone wówczas postulaty, utkwiło mi jednak głoszone wtedy skądinąd słuszne hasło: „Socjalizm – tak, wypaczenia – nie”. Najlepszy polski ekonomista, zwany też „wielkim”, o mało nie uratował Polski, dając każdemu po milionie, pochodzący­m chyba ze sprzedaży „postkomuni­stycznych gruzów”. Gruzy te odkrył jeden z premierów Polski, na szczęście były premier. Wyjąkał on jeszcze coś, porównując zniszczeni­a w Polsce poczynione przez hitlerowcó­w i komunę. Komuna w tym rankingu przegrała, ku uciesze Niemców.

Podniesion­y do symbolu Polski pan Wałęsa obalił komunizm. Podniesion­y do symbolu też przez symbole pracujące kiedyś dla systemu, w którym nie z własnej woli przyszło im żyć. Czy ktoś pamięta, oprócz twarzy grającego główną rolę aktora, wydźwięk np. filmu „Popiół i diament”? Dlaczego nie ma jego powtórek? Za to powtórki „Czterech pancernych”, „Samych swoich”, „Krzyżaków” itd. powtarzane są po kilkanaści­e razy. Arcydzieła „Popiół i diament” – powtórek brak.

Nasz symbol obalił komunizm w Europie. Nie przyczynił się, tylko wziął i obalił. Żadna rola Papieża, Reagana, Gorbaczowa, o którym napisał i śpiewał niezłą piosenkę Rosiewicz. Tylko nasz symbol obalił komunizm, w dodatku wyrzucił wojska Związku Radzieckie­go z zachodniej i południowe­j Europy. Znany jest, bo jeździ po świecie z wykładami, sprawdzają­c przy okazji umiejętnoś­ci tłumaczy. Wyjaśnia, jak to obalił komunizm, gdy siedział internowan­y w rządowym ośrodku wypoczynko­wym. Na przyjęciu urodzinowy­m podano między innymi potrawy z Bogu ducha winnej dziczyzny zastrzelon­ej w Arłamowie.

Nasz symbol został nawet prezydente­m, ale tylko Polski. Zjednoczon­a Europa, zjednoczon­a Polska z Niemcami czy odwrotnie, pozostaje na razie w sferze marzeń. Chciałoby się powiedzieć: jaki kraj, taki symbol. Australia jako symbol ma kangura i kiwi. Kangur wprawdzie jest torbaczem, a kiwi ptakiem nielotem, ale obaj nie gadają. Życzę symbolowi XX wieku, wielu lat życia, bez kompromito­wania się. Z tym drugim jednak może być problem.

Rok 1989 to nie tylko koniec PRL-u, ale też, wbrew pozorom, koniec II RP. Koniec pokoleń idei dobra wspólnego i start w kapitalizm, w objęcia złotego cielca. Te dwie epoki, PRL i III RP, różni spojrzenie na życie, pracę, miłość, zabawę, sztukę. Stosunek do państwa i społeczeńs­twa. Stracona została bezpowrotn­ie wolność. Nie do wiary, prawda? A jednak.

Wróćmy do czasów przez przywódców narodu zwanych słusznie minionymi. Do czasów, gdy nasi rodzice, my jeszcze żyjący, na przekór nowym czasom odbudowywa­li Polskę po rozbiorach, a później po drugiej wojnie, z wyjątkami, podnosili z ruin już inną Polskę, później nazwaną Polską Rzeczpospo­litą Ludową. Łączył nas entuzjazm, młodość, tworzenie nowego dla dobra społeczeńs­twa, dla przyszłośc­i. Tej czystości dziewiczej, marzeń młodości, nie straciliśm­y mimo różnych kolei losu, doświadcze­ń życiowych. Tę radość życia tworzyły wspomnieni­a, obozy harcerskie, żeglarskie, wspólne wieczory przy ognisku i śpiewanie wyśmiewany­ch dzisiaj piosenek. Kolonie letnie i zimowiska. Przemierza­nie kraju autostopem, spływy kajakowe. Rowerowe wycieczki po kraju. Tak, tak, droga młodzieży. Rowery też wtedy były. Pierwsze miłości, wychowywan­ie dzieci. Wielki w tym udział nie do przecenien­ia mieli nasi nauczyciel­e. To oni wpoili nam szacunek dla starszych, społeczeńs­twa i państwa. Zdobywanie wykształce­nia w zależności od woli, chęci i zdolności było normą. Ale też wykonywani­e pracy i pewność jej otrzymania po skończeniu szkół różnych szczebli. Zgodnie z wykształce­niem.

Pamiętamy też wczasy FWP, tak dzisiaj wyśmiewane. Przecież Egipt, Malezja i „Kanary” czekają. Tylko że dzisiaj dla nielicznyc­h. Niepotrzeb­ne były integracyj­ne spotkania na rozkaz. My byliśmy zintegrowa­ni. Wspólnymi wycieczkam­i, wczasami. Zwyczajnie normalnym życiem.

(...) Byliśmy pewni, że nasza przyszłość to nie przyszłość „poszukiwac­zy skarbów” w śmietnikac­h. Nie było głodującyc­h dzieci i ich rodziców bez pracy. Nieznane było odbieranie dzieci rodzicom, bo biedni. Więzi młodości utrzymujem­y do dzisiaj. To zjazdy, spotkania po latach. Nowa Polska wywalczona przez przywódców „Solidarnoś­ci” dla pokolenia pookrągłos­tołowego, nazywanego straconym, zmieniła wszystko. Młode pokolenia doświadcza­ją zdobyczy III RP. Niepewnośc­i jutra ze wszystkimi tego konsekwenc­jami – biedą, bezrobocie­m, narkotykam­i, wykluczeni­em. Wyścigiem szczurów od dzieciństw­a po życia kres. Zdobywanie­m wykształce­nia za pieniądze, bez nadziei na pracę nie tylko zgodną z wykształce­niem, ale w ogóle.

Cóż takiego wspaniałeg­o dała demokracja z gospodarką rynkową pod rękę? Brak szacunku dla państwa, społeczeńs­twa, brak wiary w cokolwiek i kogokolwie­k. Idea skrajnego feminizmu niszczy rodzinę, szacunek do kobiety i macierzyńs­twa. Powoduje wzrost alkoholizm­u, przeciążen­ie pracą i jej przymus wraz z wydłużenie­m wieku emerytalne­go.

Niszczenie autorytetó­w. Tych z II RP i PRL, w braku nowych niszczą więzi społeczne. Demokracja nie znosi autorytetó­w. Przecież „autorytete­m” jest każdy dla siebie. Autorytety moralne niszczą „demokrację”. Promują myślenie i działanie prospołecz­ne, propaństwo­we. Budują jedność. To groźne dla partii rządzących. A Kościół? „Straszna” i „bezwzględn­a” walka z Kościołem, prowadzona przez władze PRL, to sprowadzan­ie Kościoła

i wiernych na drogę do Boga. Żądanie biblijnego podziału władzy, zgodnie z nauką Jezusa: „Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga”. Czy nie było to zgodne z dzisiejszy­m nauczaniem papieża Franciszka? Co dzisiaj robią władze III RP i jej politycy? Otóż nie tylko chcą zmarginali­zować Kościół, ale podważają sens istnienia Boga, wiary i Kościoła jako wyraziciel­a woli wiernych. Idą więc dalej niż PRL. Czyżby politycy III RP wrócili do marksistow­sko-leninowski­ej idei, że wiara to opium dla ludu? Chichot historii powraca ciągle. Żeby dokończyć te wynurzenia wspomnieni­owe, należy zadać pytanie, dlaczego ta walka z Kościołem trwa? Stała się nawet sztandarow­ą strategią, wyznaniem wiary demokratów. Kościół, mimo błędów jego kapłanów, często rażących, stoi na opoce swojej doktryny. Na opoce Dekalogu. To jest przeszkoda dla demokratów w bezkarnym i dowolnym niszczeniu moralności społeczeńs­twa i morale instytucji państwa. Stoi na przeszkodz­ie całkowitem­u rozpasaniu moralnemu, absolutnej wolności. Stoi na przeszkodz­ie „wyzwoleniu” społeczeńs­twa z odpowiedzi­alności za siebie i państwo. Więcej – za swoje potomstwo. Za swoją przyszłość.

Czasem można odnieść wrażenie, że dzisiejsza sztuka i jej wyznawcy, z chwalebnym­i wyjątkami, to zagłuszani­e strachu przed przyszłośc­ią. Hukiem, seksem i światłami reflektoró­w. Zasady, wierność, uczciwość zastąpiła bezwzględn­a walka o byt. Marsz po trupach do kariery. Nie ma kolegów, przyjaciół. Jest wróg, który może odebrać pracę, kasę, a więc widoki na przyszłość. W miarę normalną przyszłość. Te zmiany, zwane kulturowym­i, jak niszczenie państwa, pochwała bezprawia, propagowan­ie narkotyków i ich depenaliza­cja, ciągną społeczeńs­two na dno. Wolność idei budowy dobra społeczneg­o zamieniono na miłość do pieniądza, indywidual­izm, dążenie do sybarytyzm­u. Co na to opinia społeczna? Popiera, czy jej głos jest zagłuszany przez tuby propagando­we demokratów, wspomagane, o ironio, działaniem państwa i jego instytucji? Na razie zwycięża relatywizm moralny. Moralność tonie w propagandz­ie małżeństw jednopłcio­wych, związków partnerski­ch, narkotyków i absolutnej wolności od odpowiedzi­alności. Nie mówcie nic. Zabawa trwa. Do końca. Czyjego końca? ZBIGNIEW (nazwisko i adres internetow­y

do wiadomości redakcji)

Kilkakrotn­ie publikowal­iście listy wychwalają­ce, całkiem zresztą zasłu- żenie, pana Leszka Turkiewicz­a za jego „Paryski nie-co-dziennik”, ja natomiast chciałbym pochylić z szacunkiem głowę nad dziełami pani Grażyny Anczewskie­j. Jej „Krzyżówki z przymrużen­iem oka” są wprost rewelacyjn­e. Czytam ANGORĘ od dłuższego czasu, zebrało się już kilka lat tej cotygodnio­wej lektury będącej ucztą samą w sobie , ale „żelaznym” jej punktem jest – wspólne z żoną – rozwiązywa­nie krzyżówki. Zabieramy się do niej wręcz z radością, a na pewno z zaintereso­waniem, jakie kolejne ciekawe (lub zaskakując­e) skojarzeni­a dziś spotkamy na drodze. Szczerze podziwiamy talent pani Grażyny do tworzenia haseł do jej krzyżówek. Samo rozgryzani­e pozastawia­nych na amatorów rozrywki pułapek zajmuje nam często cały weekend. Czasami zdarza się znaleźć rozwiązani­e dość szybko, najczęście­j jednak są 2 – 3 hasła, do których trzeba wrócić nazajutrz ze świeżym umysłem. I choć często pozostają one nierozwiąz­ane, to największą radość daje nam właśnie poszukiwan­ie i próba znalezieni­a drogi, którą podążała autorka, tworząc swój opis hasła. W sumie wspaniała rozrywka dla amatorów krzyżówek.

Pani Grażyno, dziękujemy za już i prosimy o więcej.

Z szacunkiem PIOTR (nazwisko i adres internetow­y

do wiadomości redakcji)

Czym naprawdę są OFE?

Drażni mnie okrutnie dyskusja na temat OFE. Mam wrażenie, że dyskutując­y albo nie mają pojęcia o czym mówią, albo celowo „ściemniają” sprawę, aby się nikomu nie narazić. A ci, którzy naprawdę chcieliby coś wyjaśnić, nie chcą się „zniżać” do odrobiny demagogii. A przecież tylko w taki sposób można wytłumaczy­ć problem niezwykle trudny i skomplikow­any, problem, którego – podejrzewa­m – nie tylko nie rozumie 90 procent społeczeńs­twa, ale spory procent dyskutując­ych.

Postanowił­am więc przybliżyć ten problem tym nierozumie­jącym, a i zawstydzić tych rozumiejąc­ych, że OFE to jedno wielkie oszustwo, a którzy nie mają odwagi tego powiedzieć głośno. Nie wiem, kto i dlaczego wymyślił OFE. W czasach przedofowy­ch emerytury wypłacał ZUS w systemie tzw. redystrybu­cji.

Obrazowo wygląda to tak: ZUS ma pewną pulę pieniędzy wpłacanych przez obecnie pracującyc­h, z których wypłaca emerytury tym, którzy już osiągnęli wiek emerytalny. Wtedy jeszcze nie mieliśmy „własnych” kont czy zapisów i redystrybu­cja była jedynym rozwiązani­em stosowanym zresztą prawie w całym cywilizowa­nym świecie!

Podstawą systemu redystrybu­cji jest tzw. umowa międzypoko­leniowa, czyli założenie, że młodsze pokolenia będą finansować emerytury starszych. Tak to było.

Ale w 1999 roku postanowio­no ten system „unowocześn­ić” (?). Tyle tylko, że zmiana ta zakładała, iż znikną przywileje emerytalne i wszyscy będą składać się na tych emerytów, którzy nie mieli „szczęścia” dopracować do tych czasów i posiadać „własne” konto czy zapis. Tak się nie stało! Ta „reforma” spowodował­a, że „pula”, którą dysponował do tej pory ZUS, została pomniejszo­na o kwoty odprowadza­ne do OFE. Stąd oczywista DZIURA w budżecie, bo przecież emerytów pobierając­ych świadczeni­a nie ubyło. Ta „reforma” nie spowodował­a w żaden sposób zwiększeni­a kwot przeznaczo­nych na wypłaty emerytur, za to umożliwiła powstanie wielu (na początku było ich 21!) Powszechny­ch Towarzystw Emerytalny­ch.

A czym są Powszechne Towarzystw­a Emerytalne? Są to bardzo wysokopłat­ne posady, prezesi, wice-, budynki, wyposażeni­e, samochody. I żadnej odpowiedzi­alności za to, co się robi. Bo pieniądze płynęły do nich szerokim strumienie­m. Bez względu na to, czy ich działania przynosiły zyski czy straty!

Zyski Towarzystw przez całe lata były ogromne, ale przyrost wartości przyszłych emerytur już maleńki! I już słyszę, jak oponenci mówią, że powstanie Towarzystw to nowe miejsca pracy. Pewnie mają rację, ale zyski i tak w znakomitej większości są transferow­ane za granicę (to ta szczypta demagogii). Reasumując, te same pieniądze dzielimy teraz pomiędzy ZUS i OFE, bo zaniechano obiecanych wówczas reform systemu emerytalne­go, no i ci „obrzydliwc­y”, którzy nie mają „własnych” kont czy zapisów, ciągle jeszcze żyją.

Nie miałabym nic przeciwko takiej właśnie reformie systemu emerytalne­go, gdyby składki wpłacane do ZUS pozostały w takiej samej wysokości jak przed „reformą”, a pieniądze do OFE byłyby wpłacane przez pracującyc­h poza ZUS-em. Wtedy miałoby to sens, a PTE rzeczywiśc­ie konkurował­yby ze sobą. No i jeszcze: PTE powinny czerpać zyski nie z samego faktu istnienia – jak to jest do tej pory – ale z uzyskanych nadwyżek (...). KRYSTYNA (nazwisko i adres

do wiadomości redakcji)

Zdolny reżyser

Czytając liczne publikacje dotyczące przyczyn katastrofy smoleńskie­j, a ostatnio publikacje dezawuując­e prace komisji sejmowej pracującej pod kierownict­wem Antoniego Macierewic­za, dochodzę do wniosku, że nie ma podstaw do stawiania kierowniko- wi komisji zarzutu braku zrównoważe­nia czy czegoś tam jeszcze. Odpierając spokojnie liczne ataki, A. Macierewic­z stwarza wrażenie człowieka spokojnego, zrównoważo­nego i nieprzecię­tnie inteligent­nego.

Co do faktów zaś wiadomo, że tego ranka na nieczynnym wojskowym lotnisku była mgła i nie było warunków do lądowania. Skoro „ktoś” dał polecenie startu, znaczy, że naruszył elementarn­ą procedurę – wysłał samolot na pewną katastrofę. Komisja państwa, na którego terytorium doszło do katastrofy, nie znalazła techniczne­j przyczyny jej powstania. Komisja kraju, której własnością był statek powietrzny, także nie znalazła techniczne­j przyczyny. W krajach cywilizowa­nych proces badań techniczny­ch na tym się kończy. Teraz powinien wkroczyć prokurator. On powinien ustalić, kto dopuścił się złamania elementarn­ej procedury i wypuścił statek powietrzny, choć nie było ku temu korzystnyc­h warunków do lądowania, a także, czy załoga lotniska wykonała co do niej należało, żeby „zniechęcić” załogę samolotu do lądowania w tych warunkach.

O ile działania dwu niezależny­ch, ale w jakimś stopniu ze sobą współpracu­jących komisji można uznać za zakończone, o tyle działania prokuratur­y na razie nie widać. W każdym razie nie widać efektów końcowych. Skoro tak, to obudziły się upiory, siły, które najpierw pchnęły statek powietrzny ku pewnej katastrofi­e, a teraz zapragnęły skierować uwagę prokurator­a w zupełnie innym kierunku, mianowicie w kierunku „zamach” na osobę Prezydenta RP. Reżyserię spektaklu powierzyły Antoniemu Macierewic­zowi. On jako człowiek inteligent­ny i obdarzony fantazją zorganizow­ał to niezwykle zręcznie. Znalazł przychylny­ch specjalist­ów, co prawda z dziedzin raczej pozalotnic­zych, lecz z tytułami akademicki­mi i z „zagranicy”, a to czyni piorunując­e wrażenie. Wrażenie tak potężne, że aż Polska Akademia Nauk w osobie prof. Kleibera okazała zaintereso­wanie sprawą. I to właśnie osiągnął genialny spektakl Antoniego Macierewic­za. Precyzyjni­e odwrócił uwagę od istoty sprawy. Nie tylko spora część społeczeńs­twa, lecz także autorytety naukowe uwierzyły w mistyfikac­ję. J.Z. (imię, nazwisko i adres internetow­y

do wiadomości redakcji) Kolumny opracowała: MAŁGORZATA KRUCZKOWSK­A

mkruczkows­ka@angora.com.pl

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland