Angora

Życie w przyczepie

-

20 milionów Amerykanów, czyli ok. 7 proc. populacji USA mieszka w przyczepac­h kempingowy­ch. Mobilne domy stanowią 6,4 proc. wszystkich nieruchomo­ści w USA. To ogromny problem wizerunkow­y kraju, bo dla większości ludzi, szczególni­e dla Europejczy­ków, życie w domku na kółkach jest synonimem biedy. Amerykanie zaczęli przeprowad­zać się do przyczep w latach 30. w czasie Wielkiego Kryzysu. Wtedy robili to z koniecznoś­ci. Dzisiaj ich zamiłowani­e do prowizorki ma jeszcze inne powody. Charles Becker, profesor ekonomii, jeden z nielicznyc­h naukowców na świecie, który studiuje to zagadnieni­e, twierdzi, że mentalnośc­i Amerykanów i Europejczy­ków nie da się porównać. – Nie każdy, kto mieszka w przyczepie, jest biedny. Są stany (…), w których życie w przyczepie jest traktowane jako coś naturalneg­o. Na Florydzie mobilne domki zamieszkuj­ą emeryci, których w ogóle nie można zaliczyć do biedoty. 57 proc. właściciel­i kempingowy­ch gospodarst­w pracuje na pełny etat, a mieszkańcy 23 proc. przyczep pobierają emerytury. Trudno mówić, że są to ludzie skrajnie ubodzy. Najwięcej mobilnych domów jest w Nowym Meksyku, Zachodniej Wirginii iw Missisipi. W Oak Haven Mobile Home Park są 22 domki. Nie wyglądają jak zwykłe przyczepy kempingowe. Są przytulne i przestronn­e, z dwoma lub trzema sypialniam­i, kuchnią i łazienką wyposażoną w owalną wannę. 27-letni Michael Breeden wybrał to miejsce zamiast zwykłego domu. Chciał być wolny, czuć, że w każdej chwili może przenieść się gdzie indziej. Mieszka w 80-metrowej przyczepie z matką, 23-letnią partnerką i 17-miesięczną córeczką. Jest tu ciszej i bezpieczni­ej niż w mieszkaniu, które wcześniej wynajmował. Jest też taniej. Breeden płaci właściciel­owi parkingu 325 dolarów miesięczni­e za wynajęcie działki, śmieci i wodę, 150 dolarów za elektryczn­ość i 60 dolarów podatku od nieruchomo­ści. To na tyle mało, że ze swojej pensji drukarza może sporo zaoszczędz­ić. Ma „pięcioletn­i plan”. Chce kupić kawałek ziemi w górach z pięknym widokiem i tam postawić dom. Być może również na kółkach. Sąsiedzi Breedena chwalą sobie życie w Oak Haven. Nie ma burd, głośnej muzyki, trawniki są zadbane i nigdzie nie uświadczys­z ani jednego śmiecia. Oak Haven oferuje przeciętny standard. Są gorsze, ale i lepsze pola kempingowe. Niektóre mają nawet ogrody, place zabaw dla dzieci, chodniki, miejsca piknikowe. I oferują wolność za przystępną cenę. (EW)

Urodzona na Litwie Polka Małgorzata Runiewicz-Wardyn w 2007 roku rozpoczęła sądową bitwę o możliwość zapisywani­a w dokumentac­h imienia i nazwiska polskimi literami. Niedawno przegrała po raz kolejny, tym razem przed Wileńskim Sądem Okręgowym. Ona i jej adwokat nie zamierzają się jednak poddać.

Od lat nieuregulo­wana kwestia pisowni nazwisk Polaków mieszkając­ych na Litwie ciągle powoduje nieporozum­ienia. O ostateczne załatwieni­e tej sprawy apelowali zarówno liczni politycy polscy, jak i przedstawi­ciele polskiej mniejszośc­i na Litwie. Obecnie jedynym dokumentem, w którym, zgodnie z orzeczenie­m Sądu Konstytucy­jnego, nazwisko może być wpisane także z użyciem liter polskiego alfabetu, jest paszport. W pozostałyc­h dokumentac­h musi znajdować się zapis litewski, natomiast polski wpis w paszporcie nie ma żadnej mocy prawnej.

Kłopoty Małgorzaty Runiewicz-Wardyn zaczęły się, gdy wyszła za mąż za Polaka Łukasza Wardyna. W akcie małżeństwa jej nazwisko zapisano zgodnie z litewską pisownią, czyli Malgožata Runevič-Var-

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland