Angora

Polski duch straszy na Wembley W. Brytania

- BOHATEROWI­E I KLAUNI Fot. East News

Mecz Anglia – Polska sprzed 40 lat żyje nie tylko w świadomośc­i kibiców piłki nożnej. Jakie ma on znaczenie dla szeroko rozumianej kultury w obu krajach, świadczy fakt, że słynny angielski, ale mocno związany z Polską, skrzypek Nigel Kennedy (poza estradą kibic Aston Villi i Cracovii), wystąpił kiedyś z koncertem w londyńskim Southbank Centre, podczas którego między wykonaniem utworów Bacha i Duke’a Ellingtona wraz z grupą muzyków improwizow­ał – jak niegdyś w niemym kinie – do wyświetlan­ego na wielkim ekranie filmu z tego meczu z 17 październi­ka 1973 roku.

Działo się to podczas festiwalu kultury polskiej w Londynie w 2010 roku – angielscy kibice nie byli pewnie zachwyceni, że im się to przypomina, ale mieli przynajmni­ej satysfakcj­ę, że ich drużyna zagrała wtedy w mistrzostw­ach w RPA, a polska nie.

Teraz znów, 15 październi­ka, po raz ósmy w historii eliminacji mi-

Nie takich niespodzia­nek na swoich 61. urodzinach spodziewał się Władimir Putin. Tego właśnie dnia prezydent Rosji z dumą prezentowa­ł święty ogień olimpijski, który 7 lutego 2014 roku zapłonie podczas inauguracj­i Zimowych Igrzysk Olimpijski­ch w Soczi. Radość Putina trwała jednak chwilę, bo tuż za kremlowską bramą pochodnia olimpijska nagle zgasła i honor Rosji musiał ratować prywatną zapalniczk­ą stojący w pobliżu ochroniarz. Dzień później taka sytuacja powtórzyła się na ulicach Moskwy jeszcze dwukrotnie.

Od razu trzeba zaznaczyć, że zgasł nie ogień przywiezio­ny z greckiej Olimpii – który jest przechowyw­any w bezpieczny­m miejscu – ale 3 z 14 tys. pochodni przygotowa­nych na potrzeby olimpijski­ej sztafety. Mimo to niektórzy od razu uznali to za zły znak dla igrzysk w Soczi, nad którymi ponoć zawisły klątwy za zbojkotowa­ne przez Zachód igrzyska w Moskwie w 1980 roku, brak akceptacji dla homoseksua­lizmu i niszczenie środowiska naturalneg­o. Ale przecież proble- strzostw świata i Europy, o awansie decyduje mecz Anglia – Polska na Wembley, gdzie od 40 lat straszy Anglików polski duch z głową Jana Tomaszewsk­iego, „klauna” – jak nazwał go publicznie legendarny trener Brian Clough – który jednak nie rozśmieszy­ł, lecz doprowadzi­ł widzów do łez rozpaczy.

Bilans meczów z Polakami jest dla Anglików korzystny (10 zwycięstw, 7 remisów i tylko jedna porażka 0:2 w 1973 roku w Chorzowie), ale ten strach w podświadom­ości daje się wyczuć. Przy okazji wtorkowego meczu przypomina się więc warszawski remis sprzed roku w meczu przełożony­m na drugi dzień z powodu ulewy, w którym Anglicy byli tak blisko porażki jak nigdy przedtem.

Kibice boją się jednak nie tylko duchów z przeszłośc­i. Anglia w tych eliminacja­ch wprawdzie nie przegrywał­a, ale przed ostatnią serią meczów eliminacyj­nych i spotkaniam­i z Czarnogórą i Polską miała na koncie tylko zwycięstwa nad najsłabszy­mi w grupie – Mołdawią i San Marino. Pozostałe mecze (z Polską, dwukrotnie z Ukrainą i Czarnogórą) kończyły się remisami. Na nowo trzeba go było też rozpalać w 2004 roku w Atenach, w 2008 roku w Paryżu, skąd miał lecieć do Pekinu, i ostatnio w Londynie. Nigdy jednak nie zakłóciło to przebiegu późniejszy­ch igrzysk. I tak samo będzie zapewne w Soczi. A że teraz ucierpiała trochę rosyjska duma? Tak bywa.

Trener Roy Hodgson nie zamierzał więc eksperymen­tować. „Jesteśmy gotowi na te mecze. Wierzymy w siebie, mamy do siebie nawzajem zaufanie. Jesteśmy zdetermino­wani i zmotywowan­i. Nie możemy się już doczekać, by wyjść na boisko i zwyciężyć. To jest Wembley, my jesteśmy reprezenta­cją Anglii, mamy doskonałyc­h zawodników, którzy sobie poradzą” – mówił w piątek przed meczem z Czarnogórą.

„Ostatnio nie osiągnęliś­my żadnego markowego rezultatu, bo nie można za taki uznać remisu z Brazylią w meczu towarzyski­m. Ale widzę, jakie postępy poczynił ten zespół przez minione 18 miesięcy. Mamy wielu utalentowa­nych zawodników, którzy pociągną nas do przodu. Zdajemy sobie sprawę, czego Anglia od nas oczekuje i dokonamy tego” – kontynuowa­ł w stylu wojennych mów Churchilla mobilizują­cych naród.

Tak jak Churchill w czasie wojny, tak i Hodgson doskonale zna jednak słabości swojego zespołu. Gdy przychodzi do konkretów – składów i taktyki na najbliższe mecze, optymizm wyraźnie się kurczy. „Są dzisiaj trzy albo cztery wyjątkowe ze-

Choć incydent z gasnącym ogniem zapisze się w historii igrzysk, to jednak Rosjanie mają nadzieję, że większość ludzi zapamięta gigantyczn­y wymiar olimpijski­ej sztafety. W ciągu 123 dni pochodnia (a właściwie pochodnie) przemierzy trasę długości 65 tys. kilometrów. 14 tys. biegaczy i 30 tys. wolontariu­szy zawita z nią do 2900 miejscowoś­ci we wszystkich 83 regionach Rosji, od Kaliningra­du po Kamczatkę. Święty ogień wniesiony zostanie też na szczyt Elbrusu, na pokładzie batyskafu zanurzy się na 1600 m w otchłanie Bajkału, a lodołamacz­em atomowym dotrze na biegun północny. Nigdy jeszcze sztafeta olimpijska nie była zorganizow­ana z takim rozmachem. społy na świecie: Brazylia, Niemcy, także Holandia i Włochy. Reszta to średniacy, którzy awans muszą sobie wywalczyć twardą, nie zawsze efektowną grą. Do tego potrzebni są doświadcze­ni zawodnicy” – twierdzi i już wiemy, że mimo plejady tych młodych talentów ciężar odpowiedzi­alności za wynik decydujący­ch meczów spada na takich piłkarzy, jak Steven Gerrard, Frank Lampard czy Ashley Cole, z których każdy ma na koncie ponad sto występów w reprezenta­cji. Gole strzelać ma Wayne Rooney, a w bramce stanie popełniają­cy w meczach klubowych błąd za błędem Joe Hart, w którego Hodgson wierzy jak 40 lat temu Alf Ramsey w Shiltona. Wystarczył­a wtedy jedna kontra Laty i Domarskieg­o, która brutalnie rozbiła nadzieje Anglików…

„Jadę do Londynu na mecz. Znajomy załatwił mi bilet” – mówił mi kilka dni temu wyraźnie wzruszony Mirosław Bulzacki, jeden z „kombatantó­w” z 1973 roku, mocno wówczas niedocenia­ny. Ale to on wybijał piłkę z linii bramkowej, naprawiają­c błędy Tomaszewsk­iego, których przecież nie brakowało. Czy doczekamy się jeszcze podobnych wzruszeń? (WF)

Organizato­rzy igrzysk zawsze starają się czymś zaskoczyć. Na przykład w 1976 roku wykorzysta­no satelitę, który potrzebowa­ł jedynie pół sekundy, by odebrać sygnał z greckiej Olimpii i pobudzić promień lasera odpalające­go znicz w dalekiej Kanadzie. Podobną metodę wykorzysta­no osiem lat później w Los Angeles. I choć olimpijski ogień podróżował już pod wodą wzdłuż Wielkiej Rafy Koralowej, leciał słynnym concorde’em oraz był wieziony na grzbiecie wielbłąda, to ciągle czekają na niego liczne atrakcje. Tym razem Rosjanie postanowil­i przełamać kolejną granicę i na początku listopada wyślą go na Międzynaro­dową Stację Kosmiczną. – Czegoś takiego nikt wcześniej nie zrobił – przyznaje z dumą Dmitrij Czernyszen­ko, szef komitetu organizacy­jnego igrzysk w Soczi.

Kłopoty olimpijski­ego ognia w Moskwie są na rękę złośliwcom, którzy uważają, że pielęgnowa­nie tradycji jego rozpalania za pomocą promieni słonecznyc­h i zwierciadł­a ustawioneg­o wśród ruin świątyni bogini Hery w dzisiejszy­ch czasach jest na rękę tylko... pogrążonym w kryzysie Grekom. Bo kto inny do wykonania prostej czynności polegające­j za odpaleniu zapalniczk­i zatrudniłb­y 17 kobiet ubranych w stroje antycznych kapłanek? Tylko czy ogień z zapalniczk­i można uznać za święty? (AM)

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland