Angora

Autobusem i marszrutką

- Tekst i fot.: BEATA DŻON

tuje 2 manaty, czyli ok. 2 euro), wrzucić do automatu dwudziesta­ka i doładować, by miły miejscowy przyłożył kartę do bramki i już można jechać i zmieniać linie w ramach krzyżujący­ch się połączeń. Metro głośne, wagony stare, ale za to stacje zdobne, marmurowe, a to w mozaikach ze scenami z legend, poezji, a to z gigantyczn­ymi w różnym designie lampami lub przesłania­mi Hejdara Alijewa – prezydenta ojca. Tu też fotografow­ać „nielzia”. Ale nikt nie zażądał ode mnie aparatu czy karty. No tak, Azerbejdża­n jest wciąż w stanie wojny z Armenią. Kaukaz jest pełen konfliktów i ran.

Obok murów starego miasta z zabytkami, zajazdami-karawanser­ajami, Wieżą Dziewic z XII w. i parkiem archeologi­cznym (z uliczną bibliotecz­ką), łaźniami hammam, interesują­cymi rzeźbami i herbaciarn­iami wyrasta szklana piramida. Jak u wrót Luwru. To stacja metra Baki Metropolit­eni. Dalej ruchliwa ulica i polskie ślady: budynki Józefa Gosławskie­go, miejskiego architekta Baku z okresu naftowego boomu końca XIX wieku. Naznaczył Baku dwunastoma budynkami, m.in. żeńskiej muzułmańsk­iej szkoły (ul. Istigłalij­at 8), obiektem Rady Miejskiej Baku przy Istigłalij­at 4 czy Teatru Tagijewa przy Merkuriews­kiej. Przy deptaku zwraca uwagę narożna kamienica. Ze szczytu spoglądają tłuściutki­e, nieproporc­jonalnie wielkie anioły. Wiele tu śladów polskich architektó­w: Skórewicza, Skibińskie­go, Płoszki...

W zabytkowym gmachu przy ul. Ibragimowa 11 mieści się dawne mieszkanie Gosławskie­go, zajmowane przez krewne architekta, Irinę i Wierę Trofimowe-Chomickie. Same – ze skromnych rencin – dbają o oryginalne wnętrze i pamiątki po architekci­e. Jeśli zdrowie starszym paniom pozwala, a z tym coraz gorzej, oprowadzaj­ą po mieszkaniu-muzeum. – Drżymy, co stanie się ze spuścizną, kiedy nas zabraknie – mówi łamanym polskim niedowidzą­ca 78-letnia Irina. Można je spotkać na ławeczce obok nieczynneg­o kościoła ormiańskie­go.

Piasek Morza Kaspijskie­go w okolicach Baku jest miękki, ciemny, tak samo ciemne są niektóre muszle, twarde, duże. Pod Baku nad morzem wzdłuż zatłoczone­j drogi szybkiego ruchu stoją hotele z basenami i darmowym dostępem do plaży; noclegi od 50 – 60 manatów za osobę. Woda jest mało słona, długo trzeba wcho- dzić w morze, by sięgnęło pasa; pływając, widzi się platformy wiertnicze i lokalne góry... Z kolei pod granicą irańską, w Astara, mieście częściowo azerbejdża­ńskim, częściowo irańskim, jest i plaża, i skały. Nastolatko­wie łowiący ryby na kamiennych falochrona­ch ostrzegali przed żmijami i pokazali wrak statku rosyjskieg­o zatopioneg­o przez Iran na początku lat 90. W pobliżu morza z jednej strony smętne pozostałoś­ci po radzieckic­h ośrodkach i Uniwiermag­u (Uniwiersal­ny Magazyn, jeśli ktoś pamięta), z drugiej – nowiutkie, ładne domki dla turystów. Bezdomne łagodne psy, krowy na plażach i prowizoryc­zne przebieral­nie nie przeszkadz­ają w plażowaniu nielicznym turystom i Rosjanom spędzający­m tu lato. Na plaży serwuje się czaj i jak w bajce o „stoliczku, nakryj się” pojawiają się na stole ozdobne stakany, orzechy, domowe wiśniowe konfitury – nagle robi się uczta. Za jednego manata. Niezapomni­ane smaki i wrażenie.

Serdecznoś­ć i spontanicz­ność Azerów, szczególni­e na prowincji, ważniejsza jest niż niedostatk­i techniczne, bieda. Ciekawość drugiego człowieka, rozmowy, ich radość, a ze spotkań z Polakami szczególni­e, rozgrzewał­y serce. Wielu z nich wspominało dobre czasy w Polsce, kiedy byli tu w wojsku radzieckim. Hassan, taksówkarz, wspominał Danę z Gdańska, swą miłość z lat 90. Teraz nie stać go nawet na sentymenta­lny wyjazd do Polski. Dystans z Lenkaran do Baku, ok. 300 km, zgadza się przejechać mercedesem za 10 manatów od osoby. Przejazd autobusami czy marszrutka­mi, busikami w najróżniej­szym stanie, pędzącymi po całkiem dobrych drogach na tej trasie to 5 manatów. Za 41 km z Lenkaran do graniczneg­o Astara płaci się 2 manaty, wszystko z ręki do ręki. Po drodze dobrotliwe oblicza byłego prezydenta Alijewa, stojącego, siedzącego, spoglądają­cego w przyszłość, nad drogami transparen­ty z jego myślami. A w marszrutka­ch narzekania na korupcję, brak perspektyw, pracy, na ceny, służbę zdrowia. Naim jest prawnikiem, uczył w szkole, zarabiał 80 manatów miesięczni­e. Woli sprzedawać herbatę na plaży, na targowisku. 35latek o wyglądzie 50-latka wychwala sąsiedni Iran, gdzie dobrze zarabia, jego 17-letni syn też myśli o wyjeździe. Nauczyciel­ka muzyki zarabia 120 manatów. Jej ulubiony ser kozi kosztuje 3,6 manata. Kupuje go raz miesiącu, a jeździ na zakupy do Iranu, gdzie kilka razy taniej. Kwitnie pieszy ruch na granicy, ludzie obładowani torbami wychodzą z metalowego tunelu jak z klatki.

Ludzie ciepli, serdeczni, ale smutni, zmęczeni.

 ??  ?? Towers
Towers

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland