Bellissima
To małżeństwo było jak słynny „wzorzec metra z Se`vres”. Wywoływało zachwyty, budziło marzenia i zazdrość, dlatego huk, z jakim się rozpadło, był szokiem dla wszystkich. Vincent Cassel i piękna Monica Bellucci rozeszli się po 18 latach bycia ze sobą i po 14 latach małżeństwa. Czy pełną seksu, oszałamiającą kształtami Monicę stać na to, żeby zestarzeć się w samotności?
Bellucci to „twarz” The Make Up Dolce & Cabbana. Jest obiektem zachwytów mężczyzn na całym świecie. Wybrana na „najpiękniejszą kobietę świata”, nie na żadnym wybiegu dla miss, ale głosami czytelników światowej prasy. Jej zmysłowo rozchylone wargi, dyskretny urok dekoltu kryjącego niewyobrażalne kształty może wprawić każdego faceta w osłupienie, a kobietę zamienić w pełną wściekłości, ziejącą jadem konkurentkę, niemającą szans na tym ringu. – Piękno nie ma żadnego znaczenia, jeśli sami nie czujemy się dobrze z własną osobą – mówi Bellucci i dodaje: – Gdy jesteśmy młodzi, przede wszystkim koncentrujemy się na pięknie biologicznym, na tym, jak wyglądamy. Potem przychodzą dzieci i to one zmuszają nas do tego, żebyśmy stali się dojrzali, dorośli. To jest naturalna kolej rzeczy, ale w tym kryje się coś więcej. Coś, co nie jest takie oczywiste dla każdej kobiety. Chodzi o starzenie się”.
I tutaj Monica Bellucci zdaje się wchodzić w rolę terapeutki i przewodnika ko- biet, szukających swojej drogi wraz z upływającym czasem. – Do starzenia się trzeba podchodzić w sposób inteligentny. Wysilić cały rozum, jaki mamy. Ewoluować z procesem starzenia się. W moim przypadku wychowywanie dwóch córek bardzo mi w tym pomogło. Poza tym trzeba ciągle podsycać swoją pasję, nie wolno jej dać wygasnąć. Mój zawód aktorki jest właśnie taką namiętnością. Miałam szczęście. W tym tkwi moja szansa”. I Bellucci jest konsekwentna w realizacji swoich słów.
Ta 49-letnia piękność, która przyznaje, że od czasu urodzenia dziewczynek spędza więcej chwil przed lustrem, gra w niewyobrażalny sposób w nieprawdopodobnych dla swojego wieku scenach w kręconym właśnie w Serbii filmie Emira Kusturicy „ On the Milky Road”. Piękna Włoszka, mieszkająca w Londynie i Rzymie, wpadająca „na chwilę” do swojego ulubionego Paryża, mówi: – Miałam 16 lat, gdy po raz pierwszy trafiłam nad Sekwanę i wzięłam udział w pokazie mody. Zafascynowała mnie energia tego miasta”. A tak charakteryzuje paryżanki: – Są aktywne, działają, ciągle w ruchu, to dynamit.
Dla włoskiej aktorki uosobieniem szyku, elegancji i tego „paryskiego ducha” jest Catherine Deneuve. – To chodzące zmysły tego miasta. Zapytana, z której części ciała, twarzy czy „tej reszty” jest najbardziej zadowolona, Bellucci figlarnie odpowiada: – Z moich dzieci. Z każdym dniem jestem z nich coraz bardziej zadowolona. A zagadnięta o swój „związek” z Dolce & Gabbana opowiada, że łączy ich stara przyjaźń, od czasów gdy była ich modelką, zanim stała się aktorką. – Pochlebia mi to, że mogę być ich muzą w produktach do makijażu. To mile łechce moje poczucie kobiecości. Ale to, co najbardziej sobie ceni w ludziach tworzących dla tej firmy, to „ ich zmysłowość, a tak- że to, że spełniają moje marzenia, moją wyobraźnię. Dzięki nim mogę mieć makijaż nocny i dzienny. Jestem przekonana, że oczy są zwierciadłem duszy, więc ich umalowanie ma wielkie znaczenie. Uwielbiam też ostry róż na wargach. A wszystko to jest naturalne i jednocześnie wyrafinowane.
Ulubione miejsca w Paryżu? Monica Bellucci odpowiada, że na spacer ności. Był dla tych wyrzutków społeczeństwa niczym brat, przyjaciel, kochanek. Ktoś prawdziwy, z właściwej strony lustra. Bo oni, żyjący bez dachu nad głową, bez własnego łóżka, bez kontekstu, szybko stają się niewidzialni.
Dlatego zdjęcia nie są opatrzone imionami ani nazwami miast. To silniej unaocznia ten ich brak odniesień do rzeczywistości. Materialnej, nie duchowej. Po pięciu latach ludzkiej i artystycznej obserwacji fotograf doszedł do wniosku, że na kliszy uwiecznia współczesnych świętych. Śmiała teza, którą każdy może zweryfikować.
Jeffriesowi zależało, żeby pokazywane przez niego oblicza nie budziły żalu. To byłoby zbyt sentymentalne i tanie. Chodziło mu raczej o empatię, o chwilowe utożsamienie się ze złapanymi w obiektyw ludźmi. W centrum jego narracji są ich oczy. Zapraszają, by w nie zajrzeć.
Bezdomni są wśród nas. Ponad połowa znalazła się w sytuacji bez wyjścia po utracie pracy. Na przykład w Mediolanie żyje 2600 homelessów. Większość, bo 72 proc., sypia po prostu na chodnikach. Nie zwracają na siebie niczyjej uwagi, mimo że wyglądają jak postaci z obrazów Caravaggia czy rzeźb Berniniego. Przynajmniej na fotografiach Jeffriesa. (ANS) z dziewczynkami najchętniej wybiera się do parku Buttes-Chaumont, zakupy robi w Galerie Lafayette, na kieliszek wina – niekoniecznie włoskiego – idzie z grupą przyjaciół do Mama Shelter w XX Dzielnicy, tej, „gdzie bez kija i noża przyjść nie można”. Całować się może wszędzie, ale gdzie lubi się kochać, tego nie powie. To sekret! (MB)
Fot. Lee Jeffries